Mirela Tomczyk
22 kwietnia 2019
Mieczysława Ćwiklińska, a właściwie Mieczysława Trapszo, urodziła się w wybitnej rodzinie artystycznej 1 stycznia 1879 roku w Lublinie. Jej rodzicami byli wspaniali i podziwiani mistrzowie scen polskich – Marceli Trapszo (najprawdopodobniej nie był jej biologicznym ojcem) i Aleksandra Trapszo z Ficzkowskich. Matka była aktorką i śpiewaczką, a ojciec aktorem i reżyserem, przez wiele lat pełnił również funkcję dyrektora teatru.
Gdy mała dorosła do wieku szkolnego, rodzice, znając doskonale trudy swojego zawodu, wysłali córkę na osiem lat do Poznania na pensję Anastazji Warnkówny, aby się wykształciła wedle własnej woli na nauczycielkę. Jednak panna Warnkówna, miłośniczka literatury i sztuki, często prowadzała swoje uczennice na spektakle teatralne i zadbała o to, aby właśnie młoda Trapszówna wręczyła kwiaty Helenie Modrzejewskiej, gdy ta występowała gościnnie w Poznaniu. To był pierwszy występ sceniczny, tak kochanej i uwielbianej w niedalekiej przyszłości Ćwikły. Sama Mieczysława Ćwiklińska uważała, że gra aktorska Modrzejewskiej to jedno z najpiękniejszych wspomnień z jej dzieciństwa. W trakcie pobytu na pensji przyszła aktorka usilnie walczyła ze swoją wadą wymowy, by w końcu nauczyć się wyraźnie mówić literę „ł”.
Zakończywszy naukę na pensji, młodziutka, bo ledwie siedemnastoletnia Mieczysława w 1896 roku wstąpiła w związek małżeński z dziennikarzem i malarzem Zygmuntem Bartkiewiczem (później również pisarzem), którego poznała jeszcze będąc na pensji panny Warnkówny. Zamieszkali w Łodzi. Jednak małżeństwo nie było udane i po kilku miesiącach młodzi się rozstali. Formalny rozwód otrzymali dopiero w 1911 roku.
Adolf Nowaczyński tak wspominał moment zamążpójścia Mieczysławy Ćwiklińskiej przy okazji jej jubileuszu w 1936 roku: „Nie tak znów dawno jeszcze z warkoczami, a tu już jubileusz? W Łodzi mieście, jeszcze jako mężatka młodziuchna, nosiła takie jasnowłose kosy niemal do ziemi, które całe miasto podziwiało. W kościele podczas Veni creator wszyscy żałowali i litowali się, że takie dziecko niedorosłe już dają (skaranie boskie!) mężczyźnie do rąk!” („ABC” 1936).

ok. 1900 roku
Po rozpadzie małżeństwa Mieczysława podjęła pracę w domu mód, ale w pewnym momencie ambicja artystyczna zwyciężyła. Poprosiła więc ojca o obiektywną ocenę jej umiejętności aktorskich i przedstawiła szereg monologów oraz wybrane sceny ze znanych sztuk teatralnych. Marceli Trapszo uważnie przyjrzał się przygotowaniu zawodowemu córki i postanowił dać jej szansę w rozwinięciu umiejętności aktorskich. Zaopiekował się debiutantką i pozwolił jej wystąpić w swoim Teatrze Ludowym, gdzie zagrała pod pseudonimem Gryf rolę Helenki w Grubych rybach Michała Bałuckiego, 2 grudnia 1900 roku w przedstawieniu popołudniowym.
20 listopada 1900 roku pojawiła się taka recenzja młodej aktorki (podpisana inicjałami Ad.D.): „P. Marceli Trapszo zaprezentował nam swoją uczennicę, panią Gryf, która wykonała rolę Helenki ze znamionami dosadnymi gry świadczącej o rzeczywistych zdolnościach młodej adeptki sceny.
Są to dopiero pierwsze objawy talentu, ale i w nich tkwi widoczny wnerw sceniczny, który sprawia, że debiutantka wywiera wrażenie osoby obytej ze sceną albo z nią oswojoną. Żywość ruchów i swoboda w traktowaniu roli, doskonała dykcja, lekkość właściwa w prowadzeniu dialogu, a chwilami odzywający się akcent szczerego uczucia – są to zalety dodatnie i ujmujące.
Przymioty wrodzone debiutantki zostały dopiero przez nauczyciela wyzyskane; rzecz pewna, iż w większej roli uwydatnią się jeszcze lepiej zdolności sceniczne pani Gryf; dziś zapisujemy niezaprzeczalnie powodzenie debiutu”.
Gdy Mieczysława wystąpiła 8 grudnia w roli Zofii w komedii Zrzędność i przekora Aleksandra Fredry, A. Kościelecki napisał: „Świadomi tego, że panna Gryf pochodzi z rodziny aktorskiej, nie bardzo się dziwili animuszowi debiutantki, natomiast z przyjemnością słuchali miłego i szczerego śmiechu…, dobrej wymowy i patrzyli na miły uśmiech, zręczną figurkę młodej debiutantki, z której każda scena miałaby pociechę” („Kurier Warszawski” 1900).

ok. 1909 roku
Zachwycony młodą Trapszówną Ludwik Śliwiński, który był dyrektorem dwóch warszawskich scen – teatrzyku Nowości i Teatru Nowego – zaproponował Mieczysławie angaż u siebie. Pani Miecia się zgodziła, ale postanowiła porzucić przypadkowy pseudonim Gryf i zdecydowała się przyjąć nazwisko panieńskie swojej babki, Anny Trapszowej z Ćwiklińskich, ponieważ było zbyt wielu Trapszów, świetnych aktorów, na scenach polskich.
I tak MIECZYSŁAWA ĆWIKLIŃSKA pojawiła się 5 stycznia 1901 roku na afiszu teatru Nowości w sztuce Jejmość burmistrz, komedii Aleksandra Fredry, która nosiła pierwotnie tytuł Gwałtu. Główną rolę w tej sztuce zagrała Aleksandra Trapszo.
Ćwiklińska, choć nie zawsze otrzymywała pozytywne recenzje, nie poddawała się, a z czasem Śliwiński zaczął rozszerzać jej repertuar i powierzał jej małe role w operetkach. Ćwiczyła swój sopran nie tylko w kraju, ale i w Paryżu u znanego mistrza Giulianiego. I tak od 1908 roku, obok fars i krotochwili, rozpoczęła karierę operetkową.
Debiutem operetkowym była Krysia leśniczanka w teatrze Nowości 17 stycznia 1909 roku. Recenzenci chwalili urok, wdzięk, temperament taneczny i zalety wokalne aktorki: „P. Ćwiklińska wywarła artystyczne wrażenie, zarówno pod względem wokalnym, jak i scenicznym. Głos brzmiał dźwięcznie i równo. Śpiew był czysty i donośny. Artystka wykazała przy tym prawdziwą muzykalność. Grę cechowała żywość, dobry smak i werwa. Talent sceniczny artystki dramatycznej zaznaczył się dobitnie w traktowaniu całej roli, która przez to zyskała istotny wyraz plastyczny” („Kurier Warszawski” 1909).
Artystka występowała coraz częściej w partiach operetkowych, a za namową Felicji Kaszowskiej zaczęła się starać o angaż w Niemczech. Próby głosu wypadły pomyślnie i dyrektor drezdeńskiego Central Theater zaangażował ją w 1911 roku do roli Angèle Didier z Hrabiego Luksemburga. Lokalni krytycy drezdeńscy przyjęli młodą gwiazdę z sympatią, ale nie z zachwytem, zauważając jej braki głosowe. Po kilku miesiącach opera rozpoczęła gościnne występy w Berlinie, gdzie Ćwiklińska również zebrała pozytywne opinie jeżeli chodzi o grę aktorską i mniej pochlebne dotyczące jej głosu. Współpraca w zespole też nie układał się zbyt dobrze, więc Mieczysława postanowiła wyjechać do Paryża, aby dalej kształcić swój głos. Została uczennicą największego tenora Europy – Jana Reszke.

W tym czasie otrzymała upragniony rozwód. Konsystorz ewangelicko-augsburski rozwiązał małżeństwo Mieczysławy Ćwiklińskiej i Zygmunta Bartkiewicza „z winy żony Trapszo”, która za karę nie mogła wyjść za mąż przez kolejnych sześć lat. Nie była to dla niej dobra wiadomość, ponieważ około roku 1908 zakochała się z wzajemnością w nieco młodszym od niej Henryku Maderze, który właśnie skończył studia w Niemczech. Henryk miał niemieckie pochodzenie i był synem właściciela hotelu Victoria przy ulicy Jasnej 8. Był miłym i ambitnym młodzieńcem, który planował zbić majątek w Kolumbii i dopiero wtedy ożenić się z ukochaną kobietą. Wyjechał do Ameryki Południowej w lipcu 1909 roku.
W Paryżu Mieczysława żyła spokojnie i anonimowo: uczęszczała na lekcje śpiewu, jeździła rowerem po Lasku Bulońskim, chodziła na gimnastykę szwedzką i masaż. Zaprzyjaźniła się z Regą Lubelską, razem chodziły na szybkie spacery i odchudzały się w Karlsbadzie. Dopiero po roku Jan Reszke pozwolił swojej uczennicy zaśpiewać arię z Thaïs Masseneta w kaplicy Saint-Germain-des-Prés podczas obchodów pięćdziesiątej rocznicy powstania styczniowego. Zaśpiewała i odniosła sukces. Była na tyle gorąco oklaskiwana, że musiała na bis wykonać kilka innych patriotycznych polskich pieśni.
Jednak debiut operowy, o którym marzyła całe życie, był odwlekany z roku na rok, aż stał się niemożliwy. Rozpoczęła się wojna. Co ciekawe, podobno na dwa dni przed wybuchem wojny Ćwiklińska otrzymała propozycję zagrania w… filmie, którą przyjęła z radością. Jednak do zdjęć nie doszło.
Artystka angażowała się w Paryżu w akcje patriotyczne, wykonując polskie pieśni podczas różnego rodzaju zgromadzeń. Ale gdy dotarły do niej szczątkowe informacje o członkach rodziny, że zostali ewakuowani w głąb Rosji, postanowiła ich odszukać.
Przez Londyn dostała się do Newcastle, gdzie wsiadła na statek, którym dopłynęła do Bergen w Norwegii. Tam przywitał ją rok 1917. Następnie koleją przekroczyła granicę szwedzko-rosyjską. W końcu dotarła do Moskwy, gdzie spotkała się z zamężną siostrą. Ale, co najważniejsze, w Moskwie znalazł się również wciąż zakochany Henryk Mader. Rozłąka nie osłabiła jego uczucia i nadal chciał poślubić Miecię. W Rosji artystka nie angażowała się w polskie życie artystyczne.

Teatr Mały 1922 rok
Wybuchła rewolucja. W październiku 1918 roku całej czwórce udało się szczęśliwie dotrzeć do Warszawy. Mieczysława Ćwiklińska wróciła do kraju po siedmiu latach nieobecności.
Pierwszym jej występem była tytułowa rola w komedii Stanisława Kozłowskiego Polka w Ameryce w Teatrze Letnim. Recenzent o inicjałach A.D. donosił: „Duże zainteresowanie budziła p. Mieczysława Ćwiklińska, która przed kilku laty opuściła scenę naszą i udała się do Paryża, ucząc się i studiując śpiew. Wczorajszy występ utalentowanej artystki wywarł nader sympatyczne wrażenie. P. Ćwiklińska bohaterkę tytułową sztuki odegrała z prostotą, szczerością i swobodą wytrawnej artystki. Publiczność przyjmowała ją przez cały wieczór bardzo serdecznie” („Kurier Warszawski” 1918).
W latach 1919–1922 Ćwiklińska występowała również na scenie Nowości i Teatru Nowego.
Gdy jej kariera zawodowa zaczęła się znów pomyślnie układać, życie osobiste podupadło. Jej narzeczony Henryk Mader w połowie 1919 roku zakochał się w jednej z sióstr Kaufman (młodszej od Mieci), które były przyjaciółkami aktorki. Niestety, z wzajemnością. Rodzina dziewczyny poparła zrozpaczoną Ćwiklińską i wyperswadowała jej związek z Maderem. Henryk wrócił skruszony, a Miecia mu wybaczyła. 15 czerwca 1919 roku wzięli ślub w kościele ewangelicko-augsburskim przy ul. Królewskiej, a wesele odbyło się w restauracji na Krakowskim Przedmieściu. Goście, w przeważającej większości aktorzy, wychodzili na swoje spektakle i wracali po nich na przyjęcie weselne. Sama Mieczysława dostała tylko jeden dzień wolny, ponieważ miała zobowiązania wobec publiczności i teatru, które sumiennie wypełniała. O podróży poślubnej młodzi małżonkowie nie mogli nawet pomyśleć, gdyż oboje byli zawodowo bardzo zajęci.
Trzeba dodać, że wydaje się, iż Ćwiklińska też nie była całkiem wierna Maderowi, gdy ten budował swój majątek w Ameryce Południowej. W Paryżu pozostawiła zakochanego w niej pianistę-akompaniatora, po którym zachowała się tylko fotografia przedstawiająca przystojnego bruneta z podkręconym wąsem.
W 1921 roku zmarł Marceli Trapszo. Mieczysława była bardzo silnie związana z ojcem i jego śmierć nią wstrząsnęła do tego stopnia, że nie mogła występować przez kilka dni. W teatrach zmieniono repertuar, co utrudniło pracę dyrekcji i kolegom. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 11 marca w kościele Św. Krzyża.

1909 rok
Ćwiklińska występowała nadal triumfalnie w operetkach i komediach w Nowościach, ale nadszedł czas na zmianę środowiska i emploi artystycznego, więc kiedy dyrektor Arnold Szyfman zaproponował jej przejście do Teatru Polskiego i Małego, nie zastanawiała się długo. Pozostawiła za sobą role, w których jednocześnie grała, tańczyła i śpiewała. Postanowiła skupić się na grze aktorskiej.
„Wkładam w operetkę – mówiła – za wiele powagi myślenia, za wiele nerwów, a jest to rodzaj sztuki, który może najmniej tego potrzebuje. To mnie zjadało. Zanadto się «wypruwałam» (że użyję gwary aktorskiej) ze wszystkiego, co było we mnie, a jeszcze mi coś w życiu zostaje… Zresztą zdaje mi się, że jakaś ręka kieruje naszym życiem, że robimy nie tak, jakbyśmy chcieli…” (J. Lorentowicz, Mieczysława Ćwiklińska, Warszawa 1936).
Dyrektor Szyfman obsadził ją w pierwszej roli w farsie Raj utracony wystawianej w Teatrze Małym. Sama farsa została uznana przez krytyków za nierówną, ale duet Ćwiklińska–Fertner zachwycił. Zagrała też w Banco Savoira razem z Kazimierzem Junoszą-Stępowskim, który wkrótce zaczął ją uważać za swoją najlepszą partnerkę. Recenzent W.R. w „Kurierze Warszawskim” pisał o Ćwiklińskiej: „Gra jest więcej, niż dobrą rzeźbą dialogu. Jest to czarująca muzyka kobiecości w gniewie. Drżeniu miłosnym i uśmiechu”.
W 1924 roku Ćwiklińska dyplomatycznie rozstała się z dyrektorem Szyfmanem, wyjechała do Paryża na urlop, a po powrocie wstąpiła do zespołu teatrów miejskich i zaczęła występować z ogromnym sukcesem na scenie Teatru Letniego w rolach komediowych, a z czasem także w lirycznych.
Mieczysława Ćwiklińska wprawdzie porzuciła marzenia o operze, ale jednak wciąż brała lekcje śpiewu u Adamowej Dobrowolskiej. Jej życie prywatne kwitło i choć gabinet męża nad sklepem „Komispol” służył do regularnych spotkań z atrakcyjnymi klientkami, to w domu trwały sielanka i spokój. Henryk Mader ufundował nawet puchar dla zwycięzców meczu aktorzy kontra dziennikarze, który odbył się w parku Sobieskiego w lipcu 1924 roku. Mieczysława Ćwiklińska wręczyła ów puchar drużynie Wiktora Biegańskiego, aktora i reżysera.
Artystka chętnie przychodziła w ciągu dnia do sklepu, który świetnie prosperował pod kierownictwem jej męża. Klienci sklepu z przyjemnością rozmawiali z gwiazdą sceny polskiej, która nie „zadzierała nosa” i zawsze była miła.
Boy pisał po jednej z premier: „Pani Ćwiklińska jest jednym z owych stworzeń zesłanych po to, aby rozjaśnić ten padół smutku; urocze zjawisko, subtelna artystka, wzór gry inteligentnej, świetnej, pełnej uśmiechów i życia. Niech jej Bóg da wszystko, co najlepsze” (Tadeusz Boy-Żeleński, Pisma, t. XX, Warszawa 1963).

Rzeźbiarze i malarze w tym okresie chętnie ją portretowali. A jednak rok 1925 przyniósł w jej życiu prywatnym pewne komplikacje. Henryk Mader zaangażował się w kolejny romans, który tym razem trwał dłużej niż poprzednie, a do Mieczysławy docierało coraz więcej weksli męża, które musiała wykupywać.
Wtedy Ćwiklińska znów postanowiła zmienić swój wizerunek aktorski i za namową panów Majde i Boczkowskiego zaczęła firmować własnym nazwiskiem, wraz z Antonim Fertnerem, teatr komediowy przy Nowym Świecie. Tak na mapie artystycznej Warszawy pojawił się nowy obiekt: Teatr Ćwiklińskiej i Fertnera. Być może kłopoty osobiste, a być może pokusa większych zarobków pomogły jej podjąć tę decyzję, jednak teatr nie wytrzymał finansowo próby i po roku, wśród nieporozumień, został zamknięty.
Ale to niepowodzenie aktorka szybko przekuła w swój triumf. Była wolna zawodowo, więc zgodziła się na propozycję Jana Lorentowicza, dyrektora Teatru Narodowego, który zaoferował jej dołączenie do trupy teatralnej. Było to z jego strony mistrzowskie posunięcie, ponieważ pierwsza scena teatru polskiego musiała pogodzić repertuar patriotyczny z komercyjnym utrzymaniem budynku. Tak wspominał to Boy: „– Widzę, że artyzm Ćwiklińskiej będzie dla was wytwornym parawanem, aby wprowadzić do Teatru Narodowego tę lub ową sztukę, która inaczej wydawałaby się za płocha? – Dyr. Lorentowicz skromnie spuścił oczy i uśmiechnął się w bujny zarost”.
I znów Mieczysława Ćwiklińska święciła triumfy na scenie, a publiczność wypełniała teatr po brzegi przy każdym przedstawieniu z jej udziałem. Gdy 18 maja 1928 roku pojawiła się na scenie w sztuce Majster i czeladniku Józefa Korzeniowskiego, gdzie jako dotychczasowa amantka zagrała szewcową, to „teatr zatrząsł się od oklasków, zanim zdołała powiedzieć pierwsze słowo, zanim nas zdołała oczarować tą finezją nieomylnych akcentów, w których zaiste jest – majstrową” („Kurier Warszawski” 1928).
Zadowolona ze swojego życia artystycznego, postanowiła dłużej nie męczyć się w związku z notorycznie ją zdradzającym mężem. Spakowała się i wyprowadziła ze wspólnego mieszkania. Ale niewierny mąż nie zamierzał z tego powodu rozpaczać i zamieszkał z Olgą Niewską w wynajętym pokoju na Starym Mieście. Tak Miecia wspominała to rozstanie: „Pochłonięta pracą, mniej miałam czasu na obowiązki domowe, z czym mój mąż, lubiący wesołe życie towarzyskie, przyjęcia i wizyty, nie mógł się pogodzić. Przy rozbieżności zainteresowań małżonków często tak bywa, zwłaszcza gdy żona jest osobą bardziej zajętą i zaabsorbowaną pracą. No i tak skończyła się moja wielka, prawdziwa miłość. Sytuacja niemal jak w Mecenasie Bolbecu… No cóż, są czasami zbieżności między życiem a sceną. Rozstaliśmy się w roku 1928 po dwudziestu latach wielkiej obustronnej miłości…”.

Henryk Mader jednak nigdy nie zapomniał o swojej ukochanej. Choć przeniósł się z czasem do Katowic, to zawsze, gdy był w Warszawie, chodził na przedstawienia z udziałem byłej żony i przesyłał jej kwiaty. Małżonkowie uzyskali rozwód, ale nie znamy jego dokładnej daty. Prawdopodobnie odbył się w Wilnie, ponieważ tamtejszy konsystorz słynął z tolerancji i bez większych komplikacji przeprowadzał formalności. Henryk Mader ożenił się z Olgą, ale nie cieszył się zbyt długo drugim małżeństwem. Rozwiódł się i w 1937 roku zmarł na atak serca. Mieczysława Ćwiklińska po latach wielokrotnie żałowała swojej pochopnej decyzji o wyprowadzce i rozwodzie…
Ale wówczas jej życie zawodowe kwitło. W teatrach Narodowym, Nowym, Letnim i Małym święciła triumf za triumfem. Nadal brała lekcje śpiewu, ale także shimmy, bo należało znać ten taniec. Udzielała się towarzysko, a jej gośćmi byli pisarze, aktorzy, krytycy, kompozytorzy. Czasopisma zasięgały jej zdania w najróżniejszych kwestiach: mody, filmu dźwiękowego, miłości… Ryszard Ordyński namawiał Ćwiklińską na rolę w filmie o Janosiku. Miałaby zagrać cesarzową Marię Teresę, ale aktorka nie zamierzała podjąć się tego wyzwania, ponieważ uważała, „że kamera filmowa jest nieprzyjacielem kobiet, że bezlitośnie dekonspiruje to, co chciałaby ukryć przed okiem widza” (Rozmowy z panią Miecią).
Mieczysława Ćwiklińska wdała się wówczas w romans z młodszym od niej Stefanem Hnydzińskim, którego dyskrecja pozostawiała dużo do życzenia. We wrześniu 1931 roku wyjechała z gościnnymi występami do Bydgoszczy i tam poznała warszawskiego księgarza i wydawcę Mariana Sztajnsberga, który przysyłał jej bukiety kwiatów kilka razy dziennie, a gdy aktorka wracała pociągiem sypialnianym do Warszawy, jej przedział tonął w różach. Kilka miesięcy później aktorka otrzymała Złoty Krzyż Zasługi. Miała pięćdziesiąt dwa lata.
Marian Sztajnsberg był właścicielem księgarni Ferdynand Hoesick Sp. z o.o., która cieszyła się opinią odpowiedzialnej i renomowanej firmy. Natomiast wydawnictwo Sztajnsberga zawierało umowy na publikację tomików m.in. z Władysławem Broniewskim, Julianem Tuwimem, Marią Pawlikowską-Jasnorzewską, Antonim Słonimskim, Jarosławem Iwaszkiewiczem.
Marian Sztajnsberg był miły i uprzedzał wszystkie życzenia Mieci na tyle skutecznie, że już w listopadzie 1931 roku „Głos Poranny” informował, iż Mieczysława Ćwiklińska wkrótce wyjdzie za mąż.

Ich ślub w 1932 roku był cichy i dyskretny. Zamieszkali w nowoczesnym budynku przy al. 3 Maja na siódmym piętrze z widokiem na Wisłę. W podróż poślubną państwo młodzi wybrali się dopiero w październiku 1933 roku do Włoch. Zwiedzili zatokę Rapallo, spacerowali alejkami Montecatini, pływali gondolą po Canale Grande.
Ale i to małżeństwo nie przetrwało. Miecia była od rana do nocy zajęta próbami, spektaklami i filmem, a mąż spokojne dni zwieńczał wieczornymi wypadami do Oazy czy Adrii. Z czasem rachunki za te wypady zaczęły przychodzić bezpośrednio do Ćwiklińskiej, która miała dość płacenia za zabawy swojego męża.
W pracy nadal była jedną z czołowych gwiazd teatru i filmu. A we wrześniu 1938 roku dyrektorem Teatru Narodowego został Aleksander Zelwerowicz, który widział Miecię w najpoważniejszych dramatach scenicznych. Niestety, aktorka wcześniej postanowiła przejść do Ateneum, gdzie Stefan Jaracz również chciał ją obsadzać w klasyce teatru.
Na wakacje 1939 roku Ćwiklińska wyjechała już sama, bez męża. Planowała przeprowadzić się do Podkowy Leśnej i zamieszkać razem z bratem Władysławem Trapszo w nowo wybudowanej wspólnie willi Irambo, gdzie zdążyła sobie urządzić na piętrze samotne trzypokojowe mieszkanko… Ale wybuchła wojna i artystka musiała zmienić plany.

Mieczysława Ćwiklińska zadebiutowała w filmie Jego ekscelencja subiekt w 1933 roku rolą Idalii Poreckiej, egzaltowanej pani domu, która w obliczu kłopotów finansowych rodziny stara się dobrze wydać córkę za mąż. Nie wiadomo co lub kto przekonał aktorkę do zagrania w filmie, ale „Kino” tak relacjonowało to wydarzenie: „W najbliższych dniach rozpoczną się zdjęcia do Szczęśliwej przygody [tytuł roboczy filmu Jego ekscelencja subiekt – M.T.] z Eugeniuszem Bodo, reżyserowanej przez Michała Waszyńskiego.
Nie lada sensację wywołała prawdziwie szczęśliwa przygoda w obsadzie: oto w tym filmie pod tak ciekawym tytułem ukaże się po raz pierwszy na ekranie ulubienica publiczności warszawskiej – Mieczysława Ćwiklińska.
Znakomita ta gwiazda teatrów społecznych dotąd uparcie się trzymała z dala od Dziesiątej Muzy, pomimo licznych zaproszeń. Wreszcie jednak dała się przekonać.
Nie ma wątpliwości, że debiut filmowy Mieczysławy Ćwiklińskiej powitany będzie z entuzjazmem przez tłumy wielbicieli jej talentu. Dla nich ten fakt będzie właśnie szczęśliwą przygodą” („Kino” 1933).
Natomiast dziennikarz „Kina dla wszystkich” wyraził nadzieję: „Spodziewamy się teraz częściej widywać p. Ćwiklińską na ekranie, co niezawodnie będzie wielką korzyścią dla rozwoju naszej twórczości filmowej” („Kino dla wszystkich” 1933).
Jak zauważa Stanisław Janicki w filmie Kochana pani Miecia z 2012 roku, Ćwiklińska „miała wtedy pięćdziesiąt cztery lata, ale, jak to się mówi ze szczerą prawdą, była w najlepszych latach swojego życia, jeśli chodzi o sprawy zawodowe, aktorskie”.

I rzeczywiście, o ile w 1933 i 1934 roku pojawiła się tylko raz na ekranie, to w kolejnych latach pokazywała się po kilka razy w roku na ekranach kin (kręciła od sześciu do ośmiu filmów rocznie). Były to, oczywiście, w większości role drugoplanowe, ale niejednokrotnie właśnie postać przez nią odgrywana zapadała widzowi w pamięć na równi z pierwszoplanowymi bohaterami filmu. Z czasem też zaczęła grywać w dramatach obyczajowych i społecznych nadając swoim postaciom charakterystyczny rys. Każda jej rola była perełką.
Filmowi Czy Lucyna to dziewczyna towarzyszył slogan: „Mieczysława Ćwiklińska – mistrzyni uśmiechu”. I na premierę tego filmu Ćwiklińska jednak przyszła, nie kryła się w domu zestresowana, jak przy Jego ekscelencji subiekcie. Aktorka wspaniale bawiła się przy realizacji tego filmu. Szczególnie zapamiętała scenę na dancingu, w której się upijała, choć w życiu prywatnym była abstynentką.
Miała szczególny sentyment do niewielkiej rólki w Panu Twardowskim, która dała jej ogromną satysfakcję. A w filmie Panienka z poste restante grała ze swoją ukochaną suczką, ratlerką Fifi. W Dyplomatycznej żonie zagrała w obu wersjach językowych – polskiej i niemieckiej. Z sympatią wspominała rolę w Dziewczętach z Nowolipek: „W powieści Gojawiczyńskiej Lejtes znalazł bogaty materiał, ale jego zasługą była – przede wszystkim – umiejętna selekcja wątków i zrobienie z tej opowieści życiowej kroniki małej kamienicy”.
Rolę w Znachorze uważała za doskonałą, ponieważ była perfekcyjnie napisana. Postać Szkopkowej była charakterystyczna, a dzięki satyrycznym rysom utrwaliła się w pamięci widzów. Swoją współpracę z Ćwiklińską tak wspominała Elżbieta Barszczewska: „Pamiętam, kiedy kręciliśmy Znachora, jedna zwłaszcza scena rozśmieszyła do łez wszystkich pani kolegów. Ta właśnie, kiedy Szkopkowa prosi Marysię, aby sprowadziła do niej znachora. Znachor przychodzi, zabiera wszystkie lekarstwa i wyrzuca za okno. Pani reakcja, pani mimika w tej scenie była tak zabawna, że nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu”.
We Wrzosie Ćwiklińska miała niewielką, ale ważną rolę dramatyczną. Jedną z nielicznych w jej karierze filmowej. Jednak nie uważała tego filmu za udany, wytykając mu zbytni melodramatyzm.
Mieczysława Ćwiklińska była również zadowolona ze swojej epizodycznej roli w półreportażowym filmie Strachy, który zawierał „ciekawe obserwacje codziennego życia teatrzyku rewiowego i nieprzeciętną galerię postaci”.
W Złotej masce swojej bohaterce nadała rys komediowy, ponieważ zawsze bawiło ją uwydatnianie pretensjonalnych cech osób wysoko urodzonych.

i Jan Kreczmar w filmie Nad Niemnem z 1939 roku
Bardzo żałowała, że nie zachowała się żadna kopia filmu Nad Niemnem, a Elżbieta Barszczewska wspominała: „Pamiętam panią Mieczysławę w jakiejś pięknej balowej sukni, tańczącą na balu jako Benedyktowa Korczyńska. Bardzo żałuję, że nigdy nie miałam sposobności oglądać bodaj fragmentów tego filmu, bo i mnie się wydaje, że byłby to jeden z najlepszych naszych filmów”.
Po latach Ćwiklińska wspominała: „Przekonałam się, że dzięki rolom filmowym zyskałam popularność w całej Polsce, a dla którego aktora taka świadomość nie jest miła i krzepiąca? Pamiętam, jak po powstaniu, kiedy wędrowałam tak jak wszyscy w «nieznane», wszędzie, w każdej najmniejszej nawet mieścinie poznawano mnie i witano serdecznie jak kogoś bliskiego. Chłopcy biegali za mną wykrzykując moje kwestie ze Znachora, przekupki dawały mi jabłka, wszyscy byli dla mnie niesłychanie mili i uczynni”.
W 1939 roku wybuchła wojna. Mieczysława nie zamieszkała w Podkowie Leśnej – choć część jej rzeczy już tam się znalazła – ale wykupiła od Eugeniusza Bodo 10% jego udziałów w Café Bodo na ul. Pierackiego 17 (dzisiaj jest to ul. Foksal 17 i mieści się tam kawiarnia Chianti). Wraz z Karoliną Lubieńską i Marią Malicką założyły Kawiarnię Aktorów, gdzie z humorem odgrywała swoją nową rolę. Chodziła wśród stolików z tacą, sprzedawała papierosy. Mieczysław Fogg w kąciku sali śpiewał piosenki. A na kilka dni przed aresztowaniem zjawił się u nich Stefan Starzyński. Jednak Zygmunt Woyciechowski, właściciel kawiarni, złożył im pewnego dnia wypowiedzenie i aktorki wynajęły Pałacyk Radziwiłłów na rogu Piusa XI i Alej Ujazdowskich. Nazwały swój lokal U Aktorek, a Ćwiklińska już nie sprzedawała papierosów, ale reprezentowała kawiarnię i dbała o porządek.

Weekendy spędzała z rodziną i przyjaciółmi w Podkowie Leśnej, gdzie zapominała o wojnie, ale praca w Warszawie powodowała, że nadal mieszkała przy al. 3 Maja wraz z niekochanym mężem. Sztajnsberg, choć był Żydem, nie przejmował się nakazem noszenia Gwiazdy Dawida i wychodził z domu o dowolnej porze. Dopiero w drugiej połowie 1940 roku zaczął coraz rzadziej i bardziej ostrożnie zjawiać się w mieszkaniu. Zawsze żądał pieniędzy. Miecia już od dawna żyła na własny rachunek i nie chciała płacić za fanaberie męża, któremu nagle uwidziało się, że pojedzie w Alpy. Nie uciekł, kiedy mógł, więc ona nie zamierzała się poświęcać i nadal go utrzymywać. Z drugiej strony, gdy jej przyjaciele byli zagrożeni utratą życia, robiła wszystko, co było w jej mocy, aby zapewnić im bezpieczne schronienie.
Wielokrotnie była wzywana na al. Szucha do Gestapo, gdzie ją przesłuchiwano i wypytywano o męża. Odpowiadała, że nic nie wie i nie chce wiedzieć. A jednak bratowa Mariana Sztajnsberga namówiła Miecię do wyłożenia pieniędzy na ucieczkę braci, Mariana i Tadeusza. Niestety, zostali oni złapani i odesłani do getta warszawskiego.
Po wojnie Mieczysława Ćwiklińska zagrała w 1947 roku w swoim ostatnim filmie pt. Ulica graniczna. Ostatnią rolą teatralną, w jaką się wcieliła, była postać Babki w sztuce Alejandra Casona Drzewa umierają stojąc.
Zmarła 28 lipca 1972 roku w Warszawie i jest pochowana w Alei Zasłużonych na Starych Powązkach.
Bibliografia:
Maria Bojarska, Mieczysława Ćwiklińska, Warszawa 1988
Jerzy Macierkowski, Wojciech Natanson, Mieczysława Ćwiklińska, Warszawa 1959
Jan Lorentowicz, Mieczysława Ćwiklińska, Warszawa 1936
Tadeusz Boy-Żeleński, Pisma, t. XX, Warszawa 1963
Tadeusz Boy-Żeleński, Pisma, tom XXII, Warszawa 1964
„Kurier Warszawski” 1900–1939
„Głos Poranny”, Warszawa 1931
„Kino”, Warszawa 1933
„Kino dla wszystkich”, Warszawa 1933
Stanisław Janicki, film Kochana pani Miecia, Warszawa 2012
Alicja Okońska, Andrzej Grzybowski, Rozmowy z panią Miecią, Warszawa 1976