Maria Anna Pencina
22 kwietnia 2019
Franciszek Brodniewicz. Aktor – amant z urokiem prawdziwego przedwojennego dżentelmena. Przystojny, elegancki, pełen miłości do kina, a jednocześnie bardzo sumiennie podchodzący do pracy nad każdą ze swych ról, wymyka się standardowemu kanonowi ówczesnego aktora – amanta, do których zaliczani byli bez wątpienia Eugeniusz Bodo, Aleksander Żabczyński czy Adam Brodzisz.
Za każdym razem, kiedy pojawiał się na ekranie, choćby grał postać najbardziej niewdzięczną – było w nim coś takiego, co nie pozwalało całkowicie potępiać jego bohatera. Czy byłby to zdradzający kochanek, przebiegły uwodziciel albo beztroski bawidamek – Franciszek Brodniewicz kreował te postacie w sposób wyjątkowy. Nie był amantem o klasycznej urodzie. Był tajemniczy i czarujący. Te cechy również oddawał swoim postaciom w filmie…
Z Kwilcza na deski teatru
Franciszek Brodniewicz przyszedł na świat 29 listopada 1892 roku w Kwilczu, dość dużej, pięknie położonej, malowniczej wsi w Wielkopolsce. Kwilcz po dziś dzień może pochwalić się pięknymi plenerami oraz klasycystycznym kościołem z XVIII w., Pałacem Kwileckich, otoczonym parkiem krajobrazowym oraz znajdującym się w pobliżu dworem Rozbitek z jedną z największych w Polsce alei platanowych. W Kwilczu pamiętają o Brodniewiczu. Na stronie internetowej gminy Kwilcz z dumą prezentowany jest biogram aktora jako jednej z wybitnych osobistości wywodzących się z ziemi kwileckiej.
Do gimnazjum Franciszek uczęszczał w Poznaniu. Jego przygoda z teatrem rozpoczęła się, kiedy miał 20 lat. Zaczął wówczas występować w epizodycznych rolach w poznańskim Teatrze Polskim, z którym był związany aż do wybuchu I wojny światowej. Przez szereg kolejnych lat jego praca związana była ściśle z karierą teatralną w różnych miejscach na terenie całego kraju. Po wojnie, w sezonie 1920–1921 grał w Teatrze Miejskim w Bydgoszczy. Następnie w latach 1922–1923 występował w warszawskim Teatrze Rozmaitości, po czym znów wrócił do Bydgoszczy, aby grać na tamtejszej scenie przez dwa sezony. W kolejnych latach teatralnej kariery Brodniewicz występował m.in. w Teatrze Nowym z Poznaniu (1925–1927), następnie przez trzy lata w Teatrze Miejskim w Łodzi, w sezonie 1930/31 można było oglądać go we Lwowie, po czym w latach 1931–1933 powrócił do Łodzi. Poza wymienionymi scenami, artysta często i chętnie występował również w mniejszych miastach, na scenach prowincjonalnych teatrów. Jednak dopiero przenosiny do Warszawy okazały się dla aktora przełomowe, ugruntowując jego pozycję w teatrze i pozwalając mu wypłynąć na szersze wody. Od 1933 roku występował w Teatrze Kameralnym, potem w Teatrze 8:30 (1934) oraz w latach 1933–1937 w Teatrze Polskim. Występy w stolicy, ostatecznie otworzyły przed Franciszkiem drzwi do kariery filmowej. W późniejszych latach Brodniewicz nie związał się na stałe z żadnym teatrem, poświęcając się w większości pracy dla X Muzy.
Wśród wielu występów scenicznych Brodniewicza do tych, które przyniosły mu największą popularność i uznanie zaliczyć można m.in. kreacje sceniczne: Franka w Aszantce, Pana Młodego w Weselu, Zbyszka w Moralności pani Dulskiej, tytułową rolę w Fircyku w zalotach czy też występy w operetce Szarotka oraz w Szczęściu na poddaszu, oba u boku Janiny Brochwiczówny.
Pewnego rodzaju paradoksem pozostaje fakt, iż choć Franciszek Brodniewicz większość zawodowego życia poświęcił teatrowi, to sławę i popularność zawdzięczał przede wszystkim kreacjom filmowym.
Od Dymitra Samozwańca do Egipskiej pszenicy
Pierwsza przygoda Brodniewicza z kinematografią rozpoczęła się dość wcześnie w 1921 roku, kiedy mieszkał w Bydgoszczy. Wcielił się wówczas w tytułową postać w dramacie historycznym Dymitr Samozwaniec, kręconym przez tamtejszą wytwórnię Polonia-Film. Jednak wbrew obiecującemu początkowi, obraz ten realizowany prostymi środkami filmowymi nie przyniósł ani wytwórni ani aktorowi oczekiwanego sukcesu. Na kolejną szansę zaistnienia w świecie filmu przyszło mu czekać aż 12 lat (!). Aktorski los Brodniewicza odmienił się w 1932 roku za sprawą sztuki Egipska pszenica, z którą aktor, wraz z partnerką sceniczną – sławną Marią Gorczyńską, objechał niemal cały kraj. Duet sceniczny wzbudził wielką sympatię publiczności, dając wreszcie aktorowi szansę zaistnienia w przemyśle filmowym.
W swoim „prawdziwym” debiucie kinowym Brodniewicz zagrał już jako dojrzały 41-letni mężczyzna. Jak głosi legenda, aktora wypatrzyły na deskach łódzkiego teatru Maria Hirszbein i Marta Flanz szukające właśnie nowej, „nieopatrzonej” męskiej twarzy do filmu, którego Marta Flanz była scenarzystką i współreżyserką. To właśnie dzięki nim w dramacie Prokurator Alicja Horn (1933) na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza w reżyserii Michała Waszyńskiego, artysta wcielił się w rolę uwikłanego w ciemne interesy Jana Winklera, który wzbudza gorące uczucie w tytułowej bohaterce. Udzielając wywiadu, podczas kręcenia zdjęć do filmu, Brodniewicz wypowiadał się z wrodzoną skromnością, ale i lekką nutką niepokoju „Mam trochę tremy. Wprawdzie film interesuje mnie bardzo – jest dla mnie nową, niezwykłą przygodą, ale nie wiem, czy dobrze «wyjdę» na ekranie. Dotąd występowałem tylko w teatrze”. Na ekranie partnerowała mu wielka już i niekwestionowana gwiazda, kochana przez publiczność – Jadwiga Smosarska, która zresztą nie kryła sympatii dla swego ekranowego towarzysza „Brodniewicz ma to wszystko, czego przeważnie naszym amantom brak: męskość, wzrost i postawa. Do tego głos ciepły i dźwięczny”. Trudno wyobrazić sobie lepszy debiut niż taki z trzema wielkimi nazwiskami ówczesnych czasów: Dołęga-Mostowicz/Waszyński/Smosarska. To musiało się udać! Nic więc dziwnego, że rola Winklera okazała się dla Brodniewicza przełomowa, zyskując mu szerszy rozgłos i uznanie. Jak można było przeczytać w przedwojennym tygodniku ilustrowanym „Kino”: „W żadnym z swych poprzednich filmów Jadwiga Smosarska nie wyglądała tak uroczo i nie stworzyła tak świetnej kreacji. Myślę, że po tym filmie Smosarska porzuci raz na zawsze role panienek z polskiego dworu. Godnym jej partnerem jest męski Franciszek Brodniewicz, o charakterystycznej, ciekawej twarzy. Aktor kulturalny, o dźwięcznym, pozbawionym teatralnego patosu głosie”.
Gwiazda kina z niebywałą pokorą do życia i skromnością
Jak opisywał artystę Stanisław Janicki, Brodniewicz był typem amanta dojrzałego – statecznego, ustabilizowanego, ale jednocześnie wrażliwego, co zjednało mu wierne grono publiczności, zwłaszcza jej żeńskiej części. Jego filmowe emploi – mężczyzny o ugruntowanej pozycji społecznej i zawodowej – ukształtowało się ostatecznie po roli bon vivanta, zapatrzonego w siebie mecenasa Roberta Rostalskiego w Dwóch Joasiach, gdzie po raz kolejny zagrał u boku wielbionej przez publikę Smosarskiej. Także jego kolejne role w komedii Papa się żeni (1936) znów w reżyserii Waszyńskiego czy w zrealizowanym przez Mieczysława Krawicza filmie o moralizatorskim wydźwięku Moi rodzice rozwodzą się (1938) potwierdzały jego tradycyjny wizerunek na ekranie. Uwielbienie publiczności jednak ostatecznie utrwaliło się za sprawą roli Waldemara Michorowskiego w drugiej powojennej ekranizacji Trędowatej (1936), a następnie jej kontynuacji w postaci – w Ordynacie Michorowskim (1937). Doceniano także jego role w filmach o tematyce wojennej. „Wicekról ekranów polskich nadaje się wybornie do filmów wojennych ze względu na piękną postawę i marsowy wyraz twarzy”. W Ślubach ułańskich (1934) „jest Brodniewicz majorem. Każdy przyzna, że reprezentuje godnie nasz korpus oficerski”.
Brodniewicza chętnie angażowano zarówno do komedii (pomimo, iż w odróżnieniu od innych współczesnych aktorów-amantów m.in. Eugeniusza Bodo i Aleksandra Żabczyńskiego, nie śpiewał na ekranie), jak i dramatów takich jak: Wrzos (1938) z przejmującą rolą zblazowanego życiem Andrzeja Sanickiego, który nie docenia dobra zakochanej w nim kobiety, Doktór Murek (1939), gdzie na podkreślenie zasługuje jego złożona, tytułowa rola czy kreację niesłusznie oskarżonego o romans z mężatką hrabiego Łańskiego w U kresu drogi (1939).
Co warte podkreślenia, Brodniewicz był chętnie angażowanym artystą. Do wybuchu wojny, przez zaledwie 6 lat kariery filmowej, zagrał w blisko dwudziestu filmach, przy czym najczęściej obsadzano go w głównych rolach.
Co wiemy o Brodniewiczu prywatnie? Z pewnością jest to jedna z najbardziej tajemniczych, a przez to fascynujących postaci filmowych doby dwudziestolecia. Spośród wszystkich wywiadów z aktorem do których można dotrzeć, przebija niesamowita skromność i powaga dla zawodu aktora. Brodniewicz daje się poznać jako człowiek pracowity i pełen poświęcenia dla pracy zawodowej. Na pytania żądnych sensacji dziennikarzy, odpowiadał dość lakonicznie. Wiadomo, że do jego ulubionych sportów należał tenis, jazda konna i automobilizm. Niechętnie mówił o swoim życiu prywatnym, stronił od dziennikarzy. Ewidentnie lepiej czuł się na scenie i na ekranie niż w blasku fleszy. Świat przedwojennej Warszawy nie żył jego romansami jak to było chociażby w przypadku Eugeniusza Bodo. Brodniewicz to po prostu szykowny, przedwojenny dżentelmen, który poza tym, że grał w filmach, otwarcie przyznawał się jedynie do jednej słabości… miłości do kina. „Bardzo często chodzę do kina. Ostatnio trochę je zaniedbałem, nie widziałem wielu ciekawych filmów, bo byłem zajęty i przemęczony zdjęciami, ale skoro gra Jeanette MacDonald…(…) Jest zachwycająca i ma śliczny głos. Piękna kobieta, świetna aktorka! Dla mnie Jeanette MacDonald jest najbardziej czarującym zjawiskiem ekranu! Na wszystkie jej filmy chodzę po kilka razy…”. W jednym ze wspomnień o Franciszku Brodniewiczu, Władysław Wołodkowicz wspomina córkę Brodniewicza – Jadwigę, która po śmierci aktora, mieszkała na stałe w Kalifornii. Z jego relacji wyłania się znany nam już obraz artysty: „Franciszek Brodniewicz był człowiekiem skromnym, skoncentrowanym w sobie, życzliwym dla ludzi, kochającym swój zawód. Zdaniem jedynej córki Jadwigi, mieszkającej od wielu lat w Hollywood w Kalifornii, jej ukochany ojciec żył prawdziwie tylko na scenie i na ekranie. Takim go zapamiętali wdzięczni widzowie”.
Wojenne losy
Po wybuchu II wojny światowej Franciszek Brodniewicz wzorem wielu innych artystów, porzucił aktorstwo. Zastosował się do uchwały ZASP o bojkotowaniu teatrów pod zarządem niemieckim, odrzucił także propozycję udziału w antypolskim, niemieckim filmie propagandowym Heimkehr. Dla wszystkich były to czasy wyjątkowo ciężkie. Przeskok z blichtru warszawskiego, salonowego życia i sławy filmowej do przygnębiającej, wojennej codzienności, gdzie żaden dzień nie jest pewny, pozostawił niezatarte piętno. Juliusz Osterwa pisał w swoim wojennym dzienniku: „Od Jerozolimskich do reduty – nie można poznać Nowego Światu, Spalone wszystko i pali się jeszcze. (…) Idziemy ku Zamkowi. Po co? To jakieś inne miasto, to Pompeja świeża, Wezuwiusz dymi. Aeroplany latają nisko. Spotkaliśmy Genia Solarskiego, Grolickiego, Stanisławskiego i Brodniewicza. Przystanęliśmy – i bez słowa poszliśmy dalej”.
Od grudnia 1939 roku Brodniewicz pracował jako kierownik Kawiarni Artystów Filmowych przy ul. Złotej 7, u boku innych świetnych polskich aktorów. Jak relacjonował otwarcie tejże kafejki w sobotę 9 grudnia 1939 roku anonimowy reporter „Nowego Kuriera Warszawskiego”: „Dymsza, Brodniewicz, Pichelski i Sawan żywo uwijają się przy stolikach. Genio Koszutski, tancerz znany prawie od lat 40 pełni funkcję pikolaka, a popularny aktor St. Grolicki z pietyzmem sprząta naczynia”. Daje to również do myślenia, jak wyglądało życie polskich aktorów za okupacji. Z tego samego przekazu wiadomo, że aktorom nadawano żartobliwe przezwiska czy wręcz mówiono o nich z przymrużeniem oka, ale w ciepłym tonie „rasowi kelnerzy” i tak Dymsza był „Karabinem Maszynowym”, Pichelski „Kelnerem Dystyngowanym”, a 47-letni wówczas Brodniewicz „Starszym Panem”.
Podczas okupacji Brodniewicz występował także w kabarecie literackim Na Antresoli przy Złotej 7, powołanym do życia przez tych samych aktorów, którzy prowadzili Kawiarnię Artystów Filmowych. Za sprawą skeczów, rewii czy piosenek artyści tacy jak właśnie Brodniewicz, Helena Grossówna, Irena Malkiewicz, Adolf Dymsza czy Stanisław Grolicki, próbowali choć symbolicznie stworzyć widzom namiastkę normalnego życia w czasie okupacji. W swoim mieszkaniu przy ul. Złotej 73 ukrywał znajomą Żydówkę – Rachelę Adler. Latem 1944 roku zaczął występować w jawnym Teatrze Nowym. Ciężko przeżył okupację Polski, jeszcze większym wstrząsem był dla niego wybuch Powstania Warszawskiego. Miał coraz większe problemy z chorobą wieńcową, zaczął podupadać na zdrowiu i stopniowo wycofywać się z życia towarzyskiego. Zawsze jednak kierował się duchem patriotyzmu i był wierny swoim zasadom. O aktorze wiadomo również, że był członkiem ruchu oporu, a do jego obowiązków należało odnajdywanie zrzutów spadochronowych.
Franciszek Brodniewicz zmarł 17 sierpnia 1944 roku przed swoim mieszkaniem przy Złotej, na rozległy zawał serca, spowodowany szokiem po wybuchu bomby lotniczej, która spadła w pobliżu. Po ekshumacji w 1945 r., aktor został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie (kw. 13B-5). Fragment jego pogrzebu można znaleźć w Polskiej Kronice Filmowej.
Pomimo stosunkowo późnego angażu do filmu oraz konkurencji ze strony wielu utalentowanych i przystojnych młodych aktorów (m.in. Adam Brodzisz, Mieczysław Cybulski, Aleksander Żabczyński), Franciszek Brodniewicz ze swoim aktorskim wizerunkiem eleganckiego, dojrzałego mężczyzny przez szereg lat utrzymywał pozycję jednego z największych amantów kina. Dla wielu wielbicieli starego kina, Brodniewicz ze swym urokiem rasowego dżentelmena, przeszywającym wzrokiem, rolami pewnych siebie salonowców pozostaje nim po dziś dzień.