Stare Kino

Stefan Jaracz w anegdocie

Aleksander Zelwerowicz w 1909 roku reżyserował w łódzkim teatrze Ryszarda III Szekspira. Jaracz, który wtedy był dopiero szósty rok na scenie, grał rolę Ryszarda. W roli Pierwszego Mordercy wystąpił Zelwerowicz. Ten, chcąc uczcić głównego wykonawcę, wręczył mu po premierze wieniec. Na szarfie był napis: „Ryszardowi III – I Morderca”.

* * *

Jaracz, studiując na uniwersytecie krakowskim – początkowo prawo (1 rok), a potem przyrodę – klepał wspólnie z dwoma kolegami biedę. Mieszkali wówczas w skromnym pokoiku u zacnej krakowskiej mieszczki. Pewnego dnia, jak to często bywało, Jaracz wrócił do domu głodny. Zwabiony smakowitym zapachem, zajrzał do kuchni. Gospodyni nie było. Uchylił więc drzwiczki piecyka: na patelni leżał przepięknie usmażony kotlet. Jaracz nie mógł oprzeć się pokusie. Po prostu go zjadł. Gdy jednak zastanowił się nad swoim czynem, sumienie zaczęło go dręczyć. Następnego dnia przywitawszy się nader grzecznie z gospodynią zapytał niewinnie:
– Czy ten kotlet był pani potrzebny?

* * *

Pewnej nocy, nie mając pieniędzy na zapłacenie komornego, Jaracz postanowił uciec z wynajmowanego przez siebie pokoju przez okno, zostawiając kartkę tej treści: „Szanowna Pani, kiedy będę wielkim aktorem, oddam całą należną Pani sumę z naddatkiem. Z poważaniem Jaracz”.
Po latach, już jako sławny aktor, powrócił do Krakowa i grał Napoleona w Madame Sans Gene. Otóż w jednym z aktów tej sztuki przychodzi do cesarza eks-praczka-marszałkowa i przypomina, że kiedyś mały kapral oddawał jej do prania swoje koszule i… nie zapłacił. Powiedział wtedy: „Oddam, kiedy będę cesarzem”.
W przerwie zjawia się w garderobie artysty jakaś starsza pani i ze łzami w oczach wspomina, że kiedyś, przed laty, Jaracz podobnie obiecywał jej, swojej ówczesnej gospodyni. Artysta uściskał zachwyconą nim starowinę i szepnął:
– Kochana pani, tyle lat czekałem na tę chwilę.

* * *

Gabryelski, pierwszy dyrektor Jaracza, zaprosił go po premierze, w której świeżo upieczony aktor grał swoją pierwszą rolę, na „wielkie przyjęcie”. Składało się ono z wielkiego kufla piwa. Gabryelski patrzył uśmiechając się na pijącego, po czym zauważył sepleniąc po swojemu:
– Jak panu smakuje to piwo, w którym mocys pan swoją mordę za moje pieniądze?

* * *

Jaracz spędzał kiedyś wakacje w towarzystwie swojej córki i Stasia Daniłowicza w Zakopanem. Mieszkali wówczas w Atlasie. Pewnego ranka Jaracz „poszedł w Polskę” i zginął. Staś Daniłowicz i Jaraczówna udali się na poszukiwanie i… odnaleźli go wreszcie U Karpowicza. Siedział zadumany nad nie dopitym kieliszkiem. Ujrzawszy wchodzących uniósł brew:
– Stasiu – rzekł nieco schrypniętym głosem – cały dzień ciebie szukałem!

* * *

Staś Daniłowicz, urokliwy aktor o cudownych, marzycielskich oczach, był obiektem westchnień płci pięknej. Kiedyś, podczas obiadu w jednej z warszawskich restauracji, siedział naprzeciwko Jaracza. Piękne oczy Stasia wyrażały smutek. Jedna z pań, zafascynowana jego spojrzeniem, spytała po cichu Jaracza:
– O czym też duma ten chłopiec?
Wtem Daniłowicz, nie zmieniając wyrazu twarzy, odezwał się:
– Ile kosztuje ten kotlet, który wujek z takim apetytem zajada?

* * *

Jaracz, pamiętający ciężkie czasy dzieciństwa i wczesnej młodości, miał zwyczaj chowania tzw. „zaskórniaków” do którejś z książek swojej olbrzymiej biblioteki. Zapominał często, do której z nich wetknął zaoszczędzony banknot. Kiedyś, gdy był ze Stasiem Daniłowiczem w restauracji, przy płaceniu rachunku zabrakło mu pieniędzy. Nagle, olśniony zbawienną myślą, zawołał:
– Stasiu, skocz do mnie do domu, w Zawiszy Czarnym znajdziesz 200 zł.

* * *

Jaracz grał kiedyś w Murzynie warszawskim. W jednej ze scen rozbierał się w małżeńskiej sypialni i wraz ze swoją sceniczną żoną, którą grała urocza Halina Rychłowska – kładli się do łóżka. I tu zaczynał się dialog.
Owego wieczoru Jaracz, zmęczony całodzienną pracą w filmie, wszedł jak zwykle na scenę, rozebrał się, położył do łóżka i… zasnął. Przerażona aktorka szturcha, kopie partnera – niestety bez rezultatu. Dopiero ukłucie szpilki od kapelusza zdołało obudzić Jaracza. Nieco zdziwiony chrząknął i zupełnie spokojnie zaczął dialog. Widzowie nie zauważyli, że stało się coś nieprzewidzianego.

* * *

Jaracz, grając w Molierowskiej Szkole żon, zauważył, że występujący z nim Lenczewski jest pod gazem. Cztery akty poszły gładko, ale w piątym biedny Lenczewski wysiadł zupełnie. Było to tak zabawne, że Jaracz nie mógł się opanować i odwróciwszy się tyłem do widowni, zaczął się śmiać. Bezradny Lenczewski, mimo suflerskiej pomocy, machnął ręką, podszedł do rampy i z rozpaczą zwróciwszy się do widowni wyjąkał:
– To są słowa, których wypowiedzieć niepodobna!

* * *

Benda, grając u boku Jaracza w Chorym z urojenia, miast słów – …i wtedy pasterz wdziera się do domu ukochanej pasterki… – powiedział: – …i wtedy pasterz wdziera się do domu obłąkanej panterki.

* * *

Jaracz, już jako znany aktor, udał się w objazd po prowincjonalnych miastach. W jednym z nich po przedstawieniu wojewoda wydał na jego cześć bankiet. Wobec licznie zgromadzonej miejscowej „śmietanki” wojewoda chciał się popisać swoim talentem krasomówczym. Przygotował więc wielkie przemówienie. Zgromadzeni słuchając „zawijasowych”, gromko wygłaszanych słów, tęsknie spoglądali w stronę suto zastawionego stołu i marzyli tylko o tym, żeby już skończył. Jaraczowi zasychało w gardle. Wtem usłyszał z ust notabla:
– Tu, na rubieżach Rzeczypospolitej, gościmy największego aktora…
Jaracz nie wytrzymał.
– Bezwzględnie! – wykrzyknął z całą stanowczością.
Rozległy się głośne oklaski. Wojewoda uśmiechnął się nijako i musiał się przyłączyć do klaszczących. Rozpoczęła się długo oczekiwana kolacja.

* * *

Jaracza fascynował Prus. Wiele o nim czytał. Kiedyś wpadł w jego ręce opis pogrzebu Prusa, owej wspaniałej manifestacji ludzkiego uwielbienia dla znakomitego pisarza.
– Chciałbym dożyć takiego pogrzebu – westchnął Jaracz.

* * *

Jaracz, będąc w latach trzydziestych na gościnnych występach we Lwowie, przedstawił się staremu aktorowi tamtejszego teatru.
– Jaracz.
– A ja Ratschka – wymienił swoje nazwisko nestor.

* * *

 Jak każdy aktor, ma również nasz sławny Stefan Jaracz słabość do dziennikarzy. Nie lubi jednak, gdy mu podczas wywiadu zadają niemądre pytania. Oto przykład:
Jaracz wstaje zazwyczaj w południe. Powodem tego jest ciężka praca, która zmusza każdego aktora do późnego opuszczania teatru.
– Dlaczego pan, mistrzu, tak późno wstaje? – zapytał go pewnego razu jeden z takich mało domyślnych dziennikarzy.
– Chyba dlatego – odparł artysta – że zbyt wolno śpię.

* * *

Inny reporter zagadnął przypadkiem Jaracza, kto, według jego zdania, powinien otrzymać nagrodę pokojową Nobla na rok najbliższy.
Odpowiedź artysty brzmiała:
– Ocean Spokojny.

* * *

Stefan Jaracz jest zdecydowanym wrogiem kabaretu. Pewnego razu przechodząc koło pewnego teatru rewiowego zauważył przy wejściu tabliczkę z napisem:
„Nie wolno wprowadzać psów!”
Znakomity aktor niewiele myśląc wyjął wieczne pióro i dopisał:
„Towarzystwo opieki nad zwierzętami”.

* * *

Janinie Polakównie, gdy była jeszcze początkującą aktorką, przypadł w udziale zaszczyt grania u boku Stefana Jaracza w Szkole żon. Po premierze wszystkie ciocie i kuzynki młodej aktorki przybyły tłumnie do jej garderoby. Obcałowywana, ściskana i obsypywana komplementami, aktorka powstrzymuje wreszcie potok rodzinnych zachwytów, mówiąc skromnie:
– Co tam ja – ale Jaracz, Jaracz, ciociu!…
– No cóż, moja kochana – uśmiecha się współczująco jedna z cioć – trudno, starszy człowiek.

* * *

Podczas jednego z występów na prowincji, grał starego Moora w Zbójcach Schillera, inspicjent poustawiał na scenie kilka skrzynek drewnianych,  które miały imitować pieńki drzew. Były świeżo pomalowane na brązowo, więc gdy Jaracz w majestatycznie białej szacie siadł na jednym z tych „pieńków”, nie wyglądało to ładnie. Gdy padły słowa: „Wyprowadźcie starca w głąb lasu!”, i Jaracz wstał, i odwrócił się do widowni tyłem, ktoś krzyknął z galerii: „Już nie trzeba!”.

 

(z archiwum Mireli Tomczyk)

Like
4
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments