Café Bodo

Mirela Tomczyk
13 maja 2019 roku

akt. 23 lipca 2021 roku

Owiana legendą, mistyczna i tajemnicza Café Bodo, która we wrześniu 1939 roku została przez chwilę Kawiarnią Aktorów, aby w końcu 1940 roku zostać Klubem Jaracza, a w 1941 roku Café-Variété Bodo, dawała utrzymanie wielu artystom sceny polskiej w trudnych chwilach II wojny światowej. Do dzisiaj wzbudza sentyment restauratorów, którzy na Foksal 17 próbują wskrzesić jej ducha.

Na początku 1939 roku „Kino” pisało o kolejnej sensacji Warszawy: „Bodo za miesiąc otwiera kawiarnię. Nie – to żaden «gag» filmowy, ale «najprawdziwsza» prawda. Oto popularny aktor, idąc za wzorem zagranicznych kolegów, postanowił skupić całą brać filmową przy stolikach z jego «czarną» na ul. Pierackiego 17” (dzisiejsza Foksal 17).

Jestem pewna, że Eugeniusz Bodo nie tak wyobrażał sobie losy swojej małej cafeterii, której inauguracja odbyła się 18 marca 1939 roku. Ledwie na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej…

RHB LXXVIII zapis 11408 k.125v-126

Ale zanim po raz pierwszy Café Bodo otworzyła swe podwoje przed gośćmi, 8 stycznia 1939 roku Eugeniusz Bodo i Zygmunt Woyciechowski zawiązali spółkę. Kapitał zakładowy wynosił 20 000 zł, a wspólnik mógł mieć większość udziałów. Chodziło o to, że Eugeniusz Bodo za 500 zł miesięcznie udzielał Zygmuntowi Woyciechowskiemu zgody na użyczanie swojego nazwiska i wizerunku do reklamy wspomnianej kawiarenki. Jego nazwisko było wkładem w majątek tej spółki. Wpis prawny spółki, który na szczęście się zachował, można obejrzeć dzisiaj w Archiwum Państwowym m.st. Warszawy. Eugeniusz Bodo, w związku z nową sytuacją, na początku 1939 roku wyprowadził się z ul. Marszałkowskiej 132 i zamieszkał samotnie (bez matki) właśnie na ul. Pierackiego 17 na ostatnim piętrze. Tak głosi „legenda miejska”. Ale mógł mieć tam wynajętą garsonierę, w której jedyne pomieszkiwał po występach kończących się późną porą. Niestety, dwa najwyższe piętra kamienicy Henryka Lewenfisza, wybudowanej w latach 1912–1913 według projektu Józefa Napoleona Czerwińskiego i Juliusza Heppena, podczas wojny uległy zniszczeniu i nigdy nie zostały odbudowane.

Sam Eugeniusz Bodo nie tylko bywał często w kawiarni, ale też prawdopodobnie dawał w niej występy. Jednak według Stanisława Janickiego Bodo nie występował, a jedynie przychodził się pokazać i zabawiał gości. Była to niewielka salka w piwnicy, w której mieściło się najwyżej 10 stolików, a na małej scenie stało pianino.

„Zwierciadło” R. III,
23-24.03.1939, nr 3-4

Miałam przyjemność rozmawiać telefonicznie z panią (po wojnie nie wróciła do Warszawy, pozostała w Łodzi), która jako mała dziewczynka mieszkała na ul. Pierackiego przed II wojną światową. Opowiadała mi, że każde pojawienie się na ulicy Eugeniusza Bodo było wydarzeniem dla wszystkich dzieci, które ciekawie śledziły go wzrokiem. Wspominała, że Bodo był tak mocno, ale bardzo przyjemnie, wyperfumowany, że ona po drugiej stronie ulicy czuła zapach jego perfum… Według jej słów był to bardzo elegancki dżentelmen z laseczką, a jego pojawienie się na ulicy zawsze wzbudzało zainteresowanie mieszkańców.

Café Bodo była pierwszą kawiarnią obsługiwaną przez artystów sceny polskiej w czasie okupacji. Została otworzona 18 października 1939 roku a obsługą klientów zajęły się m.in. Mieczysława Ćwiklińska, Maria Malicka, Leokadia Pancewiczowa i Zofia Lidorfówna, barmanem Tadeusz Wesołowski, a szatniarzem Juliusz Osterwa. Jerzy Leszczyński został opiekunem sali. To Zygmunt Woyciechowski zaproponował kilku aktorom pracę w swojej kawiarni, chcąc podnieść jej atrakcyjność. Aktorzy upoważnili Mieczysławę Ćwiklińską do zawarcia umowy z właścicielem lokalu „związanej z udziałem naszym w eksploatacji tejże kawiarni, która będzie nosić nazwę «Kawiarnia Aktorów», do podpisania tej umowy w imieniu naszym, do odbierania każdorazowo przypadających z eksploatacji udziałów należności, do dokonywania podziału pomiędzy podpisanymi dziennych wpływów i dokonywania wszelkich czynności objętych umową”. Upoważnienie solidarnie podpisali: Zofia Romanówna, Maria Malicka, Krystyna Zelwerowicz, Zofia Lidorf, Tadeusz Wesołowski, Alina Żeliska i Karolina Lubieńska (Alicja Okońska, Andrzej Grzybowski Rozmowy z panią Miecią, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1976).

Aktorki dzieliły się po równo kwotą 10% dziennego utargu. Był to utarg jednak dosyć spory na początku okupacji, bo cała Warszawa chciała zobaczyć swoje ulubienice w roli kelnerek.

„Kurjer Wileński” z grudnia 1939 roku tak opisywał sytuację w cafeterii aktorów: „Dziwna to kawiarnia, w której goście na zapytanie kelnerki «Czym można służyć?» – zrywają się z krzeseł i wśród ukłonów bełkoczą: «Jeżeli szanownej pani nie robi to różnicy, ośmielę się niepokoić ją uprzejmie o łaskawe pół czarnej». Ale grunt, że idzie, że ludzi w niej pełno i aktorzy-kelnerzy zarabiają po kilkadziesiąt złotych dziennie”.

Na kilka dni przed swoim aresztowaniem kawiarnię odwiedził Stefan Starzyński, który „stojąc, pił zdrowie naszej artystycznej grupy, jednocześnie dziękował za obywatelską postawę i odważne podjęcie pracy fizycznej przez ludzi sztuki” (Maria Bojarska, Mieczysława Ćwiklińska, PIW 1988).

Maria Bojarska tak opisuje pierwsze dni pracy Ćwikły: „Podobno z humorem traktuje Miecia tę najnowszą rolę. Na szyi zawiesiła sobie długi skórzany pasek, tace z papierosami oparła o brzuch (ileż to takich sprzedawczyń widywało się przed wojną!), na twarzy minka Królowej Anny: – Może ergo? A może egipskie specjalne? Albo damesy?
Nigdy chyba warszawiacy nie palili tyle, co w październiku 1939 roku, i nigdy chyba nie czynili tego z większą przykrością. Wojna, okupacja, świat wypadł z formy, to wszystko prawda, ale widzieć Ćwiklińską krążącą po kawiarni z tą okropną tacą – to straszne, po prostu straszne”.

Z kolei Witold Sadowy tak wspomina te pierwsze miesiące wojny: „Od lat młodzieńczych uwielbiałem Mieczysławę Ćwiklińską. Chodziłem do kina i teatru, aby ją podziwiać. W czasie okupacji, nie mogąc jej oglądać na scenie, zaglądałem do Café Bodo i do Aktorek, aby nacieszyć się jej widokiem. Robili to zresztą wszyscy. (…) Koleżanki nie pozwoliły jej nosić talerzy. Wymyśliły, że będzie sprzedawać papierosy, obnosząc je po sali. Opowiadano mi, że pewnego dnia przywołał ją jakiś podchmielony Niemiec znajdujący się na sali. Kiwnął palcem i w chamski sposób odezwał się po niemiecku: «Du alte Schachtel, gib mir eine Schachtel Zigaretten», czyli «Ty stare pudło, daj mi pudełko papierosów». Musiało to być dla niej straszne, zwłaszcza że Ćwiklińska znała język niemiecki. Ale cóż, wtedy oni byli panami świata” (Witold Sadowy, Za kulisami i na scenie, Oficyna Wydawnicza Rytm 1995).

W pierwszych miesiącach wojny Café Bodo pełniła również funkcję poczty, gdzie każdy mógł zostawić informację o poszukiwanej przez siebie osobie.

„Nowy Kurier Warszawski”
29.12.1939

Kawiarnia Aktorów Café Bodo 31 grudnia 1939 roku zapraszała na sylwestrowy obiad, gdzie za 12 zł można było zjeść sałatki do wyboru z indykiem pieczonym i popić białym lub czerwonym winem. Do obiadu miał śpiewać Mieczysław Fogg przy akompaniamencie orkiestry Haliny Adamskiej-Grossmanowej (Halina Grossmanowa – skrzypce, Zofia Adamska – wiolonczela, Mieczysław Mierzejewski – fortepian).

Mieczysław Fogg, który w Café Bodo koncertował często, tak opisał jeden ze swoich występów w ówczesnej Kawiarni Aktorów: „Pewnego dnia w Café Bodo znaleźli się goście zgoła niepożądani. Na drzwiach wiodących do Café Bodo, lokaliku mieszczącego się w piwnicy, widniał duży napis – «Dziś Fogg». Ulicą Pierackiego przechodziła akurat pewna volksdeutschka z Łodzi, moja wielbicielka sprzed wojny (o czym dowiedziałem się później). Towarzyszył jej pijany gestapowiec i jeszcze jakiś mężczyzna (podobno tłumacz). Ta właśnie moja wielbicielka opowiedziała mi potem o okolicznościach zdarzenia.
Na widok napisu z moim nazwiskiem volksdeutschka zawołała:
– O, tu śpiewa Fogg!
Na to gestapowiec:
– Kto to taki?
Volksdeutschka odpowiedziała:
– Mój ulubiony piosenkarz.
Szarmancki gestapowiec zaprosił swoją towarzyszkę i tłumacza do kawiarenki. Usiedli przy jednym z dalszych stolików. Lokal tonął w półmroku. Gdy wykonywałem nastrojowe piosenki, wygaszano światło. Na sali było czterdzieści–pięćdziesiąt osób. W momencie gdy gestapowiec sadowił się przy stoliku, zaczynałem śpiewać ową popularną piosenkę mówiącą o tym, że jej bohater powróci, gdy skończy się wojna. Obecne na sali kobiety, wyraźnie wzruszone, sięgnęły po chusteczki…
Zaintrygowany gestapowiec zaczął się dopytywać o treść utworu. Tłumacz, chcąc nie chcąc (pewno chciał), przekładał słowo po słowie. Pod koniec piosenki hitlerowiec gwałtownie podniósł się z miejsca, wyciągnął rewolwer i wymierzył go w moją stronę. Ja tej całej sceny – jako krótkowidz – nie widziałem (śpiewałem z reguły zawsze bez okularów), w dodatku w lokalu panował półmrok. Słyszałem wprawdzie z głębi sali jakieś podniesione głosy i widziałem majaczące sylwetki wstających, ale wydawało mi się, że rozrabiają jacyś podchmieleni goście.
Po odśpiewaniu piosenki zszedłem z małego podium i skierowałem się do kuchni, pełniącej równocześnie rolę kulis. Po chwili wpadł tam blady gestapowiec w mundurze oficerskim, z pianą na ustach i zaczął mi wygrażać pod nosem rewolwerem. Młoda kobieta usiłowała go uspokoić, prosząc łamaną niemczyzną, żeby schował broń. Niemiec początkowo nie zważał na jej słowa, więc towarzyszka energicznie złapała go za rękę i już niemal błagalnym tonem prosiła, aby się uspokoił. Gestapowiec schował w końcu rewolwer, ale nie przestawał mi wymyślać od «polskich świń» i «polskich bandytów».
Skończyło się na razie na tym, że Niemiec kazał mi się zgłosić nazajutrz w alei Szucha” (Mieczysław Fogg, Od palanta do belcanta, Państwowe Wydawnictwo Iskry 1971).

Po sześciu miesiącach funkcjonowania kawiarni, Mieczysława Ćwiklińska otrzymała wypowiedzenie od Zygmunta Woyciechowskiego: „WP. Mieczysława Ćwiklińska, działająca w imieniu własnym oraz osób, wymienionych w umowie. – Zawiadamiam, że wobec ekspiracji umowy z dnia 18 października 1939, zawartej między nami, w myśl & 4 tej umowy, wypowiadam ja na dzień 18 kwietnia 1940. Z poważaniem – Zygmunt Woyciechowski” (Alicja Okońska, Andrzej Grzybowski Rozmowy z panią Miecią…).

27 kwietnia 1940 roku, zaledwie tydzień po wygaśnięciu umowy z zarządcą Café Bodo, aktorki otworzyły kawiarnię U Aktorek na ul. Mazowieckiej 5.

„Nowy Kurier Warszawski”
19.04.1940, nr 92

W kwietniu 1940 roku kawiarnia przeszła solidny remont i w nowej aranżacji powitała warszawiaków. Została odnowiona przez Józefa Galewskiego, przedwojennego scenografa niemal wszystkich warszawskich teatrów dramatycznych, rewii i kabaretów, „na krajobraz Łazienek”. W repertuarze pojawiła się nowa orkiestra jazzowa i codzienne występy artystów.

22 maja 1940 roku ta sama osoba, co w akcie założycielskim z lutego 1939 roku zanotowała informację o wykreśleniu Eugeniusza Bodo z władz spółki. Była to urzędniczka Wanda Fiszer.

Café Bodo rozrastało się. Na Al. Jerozolimskich 19 otworzono 11 czerwca 1940 roku letnią filię cafeterii. Reklama głosiła, że w Centrali, czyli na ul. Pierackiego 17, zapewniano „bezkonkurencyjne lody” przy akompaniamencie prof. Brzostowskiego, a w letniej filii „bezkonkurencyjne zsiadłe mleko z kartoflami” przy dźwiękach orkiestry.

Na początku października 1940 roku Stefan Jaracz ogłosił otwarcie Klubu Jaracza w siedzibie Café Bodo, gdzie miały się odbywać regularne występy aktorskie, m.in. Heleny Korf-Kaweckiej, Henryka Ładosza, Lucyny Szczepańskiej, Stefana Jaracza, Mieczysława Fogga i Stefana Witasa, Henryka Hanusza, Tria Miry czy Władysława Waltera. Kelnerkami zostały: Wanda Bartówna, Zofia Grabowska, Anna Jaraczówna, Nobisówna, Wiśniowiecka, Jadwiga Daniłowicz-Jaracz.

Wydawnictwo Informacyjne Izby Przemysłowo-Handlowej dla Dystryktu Radomskiego
R. 2, 1941, nr 1

13 grudnia 1940 roku Mieczysław Fogg zapraszał na wieczór sylwestrowy w nowo otwartej Szklanej Grocie Pod Słoniem w lokalu Café Bodo, gdzie występował jeszcze na początku 1941 roku.

W wrześniu 1941 roku Café Bodo znów przeszła przeobrażenie – na Café-Variété Bodo z „atrakcyjnym programem artystycznym”. Właścicielami zostali J. Skarżyński i P. Żeński (Zygmunt Woyciechowski został aresztowany 17 lipca 1941 roku w związku z kupnem benzyny od oficera Wehrmachtu). „Nowy Kurier Warszawski” jednak niezbyt przychylnie skomentował program: „Variété Bodo otworzyło swe podwoje inauguracyjnym programem, w którym przeważa taniec. Warto by dać i nieco śpiewu, który by na pewno z większym powodzeniem przegradzał popisy choreograficzne, niż niewybredne popisy humorystyczne Din-Donów. Nie analizując wartości artystycznych baletu Wysockiej, trzeba stwierdzić, że rozporządza on ładnymi tancerkami o zgrabnych nóżkach, barwnymi kostiumami i utalentowaną Górzyńską na czele. Duet Carnero – pomysłowy. Peres – zabawna. Orkiestra Siwińskiego uzupełnia program rytmicznymi numerami jazzowymi”.

Zastanawia mnie jedynie, jak te wszystkie atrakcje artystyczne pomieściły się na niewielkiej scence…

Rosnąca popularność kawiarni sprawiła, że już od końca 1941 roku Café Bodo była jedynie „Nur für Deutsche”. A przecież jeszcze w sierpniu 1939 roku „Kino” w kąciku „Między nami” odpisywało Lesi Szczepańskiej: „Café Bodo mogą odwiedzać wszyscy”.

W czasie Powstania Warszawskiego Café Bodo była szykowana na szpital polowy. Do pomocy powstańcy zaangażowali więźniów-folksdojczów, którzy siedzieli w powstańczym więzieniu mieszczącym się w Szkole Rzemieślniczej przy ul. Konopczyńskiego. Gdy oglądałam wnętrza kamienicy na ul. Foksal 17, dozorca pokazywał mi plamę krwi, która wtopiła się w marmur klatki schodowej, po jednym z rannych powstańców… 

ul. Foksal 17 w 2019 roku
(dawniej ul. Pierackiego 17)

Budynek został odbudowany w 1948 roku według projektu inż. Klausego. Niestety, kamienica – jak już wspominałam – utraciła dwie ostatnie kondygnacje, których nie odbudowano, i częściowo wystrój. Bogate zdobienia elewacji wraz z efektownymi balkonami usunięto w latach 60. XX w., gdy na gładko wytynkowano fasadę. W budynku ulokował się Państwowy Instytut Wydawniczy.

PIW przez wiele lat w pomieszczeniach na poziomie ulicy prowadził kawiarenkę, gdzie spotykali się wybitni polscy intelektualiści. I dlatego pokutuje przekonanie, że to właśnie tam mieściła się Café Bodo. Ale dzięki wspomnieniom Mieczysława Fogga wiemy, że Café Bodo to była jedna mała, ciasna salka w piwnicy, więc z legendarną kawiarenką Eugeniusza Bodo możemy utożsamiać tylko obecną restaurację Chianti, zlokalizowaną pod tym samym numerem. Dysponuje ona dzisiaj dwiema salami, ale pewnie lokal został powiększony już po wojnie.

 

W 1941 roku w kamienicy na ul. Pierackiego 17 (na wysokim piętrze) funkcjonował jeszcze jeden lokal – Pod Lipą, który prowadziła Ola Obarska.

Warszawa, wydawca nieznany, 1941

 

 

Like
2
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments