Trzech mężczyzn rozmawia ze sobą

„Szczęśliwa trzynastka” (1938). Naśladownictwo Chaplina wpędza naszych filmowców na manowce

Szczęśliwa trzynastka

B.
„Kurier Polski”
12 kwietnia 1938 roku, nr 101

Są to dzieje szarego człowieczka, zanurzonego po uszy w drobnych przesądach i zabobonach. Ma on wiecznego pecha, na co nie pomagają żadne „odstukiwania”. Zdobywa wreszcie sukces i szczęście dzięki zrywowi energii, pod wpływem sympatii dla również pechowej panienki.

Można by zrobić z takiego tematu studium psychologiczno-obyczajowe albo rozhukaną burleskę. Autorzy scenariusza, pp. SzlechterStarski, nie zdobyli się ani na jedno, ani na drugie. Poprzestali na wątłej anegdocie, którą ożywia od początku do końca Stanisław Sielański swoim specyficznym, sentymentalnym humorem. Pomimo całego uznania dla energii p. Czauskiego, który tę komedyjkę zrealizował, pomimo szczerej uciechy, jaką budzi vis comica Sielańskiego, musimy wytknąć tu zasadniczy błąd, polegający na montowaniu całego rusztowania komedii dokoła postaci jednego tylko bohatera, choćby był nim tak utalentowany komik, jak Dymsza albo Sielański. Zdaje się, że naśladownictwo Chaplina wpędza naszych filmowców na manowce. Ale Chaplin jest wyjątkiem. Komedia filmowa nie może składać się z jednego zasadniczego dania; żeby zadowolić publiczność, potrzeba bardziej urozmaiconego menu. Humor amerykański wypełnia wszystkie luki „gagami”; zawód „gagmana” u nas nie istnieje, więc, by uniknąć pustki, należy obok głównego bohatera – komika – wprowadzać do akcji równorzędną postać amanta. Tego właśnie amanta brak w komediach filmowych z Dymszą i Sielańskim. Brak również dobrze zarysowanych i wyzyskanych postaci kobiecych. Helena Grossówna jest świetną wodewilistką i tancerką.

Szczęśliwej trzynastce dano jej banalnie płaczliwą rólkę, którą mógłby jeszcze uratować „gwóźdź” – popisowy występ taneczno-wokalny w zakończeniu. Ale na to nie starczyło już inwencji twórczej realizatorom i w rezultacie Grossówna jest niewyzyskana nawet w dziesięciu procentach.

Jeszcze gorzej obeszli się twórcy Szczęśliwej trzynastkiMarią Chmurkowską, bardzo lubianą w Warszawie fantastką-recytatorką. Chmurkowska jest wysoka, zgrabna i sympatyczna. Kazano jej być na ekranie niską i grubą jędzą, jak gdyby na złość aparycji i publiczności. Takie błędy są w naszej produkcji filmowej zjawiskiem stałem: „koczkodana” robiono uporczywie z uroczej Zuli Pogorzelskiej, „koczkodana” robi się zawsze z ujmującej i finezyjnej Ćwiklińskiej, „koczkodana” zrobiło się z efektownej i przemiłej Chmurkowskiej. Stanowczo nie znają się nasi filmowcy na kobietach. Zaś nasi operatorzy rzadko potrafią wydobyć z kobiet fotogeniczne wartości urody. Zarzut ten nie stosuje się do p. Henryka Vlassaka, który na ogół poprawnie obszedł się z Grossówną i Chmurkowską.

To są zastrzeżenia natury ogólnej. Przechodząc do szczegółowej oceny filmu, przyznajemy mu chętnie zalety dobrego i zabawnego pomysłu, nie dość jednak „rozrobionego”. Centralną postacią jest popularny Sielański, doprowadzający widownię w niektórych scenach do wybuchów rzetelnej wesołości. Do najlepszych momentów należą kapitalne sceny z płaczem „na zawołanie”. Pomysł nie nowy, ale dobrze wyzyskany. Józef Orwid nie ma tym razem pola do popisu. Ani Irena Skwierczyńska. Władysław Grabowski mniej tym razem szarżuje, a Julian Krzewiński odnosi rzetelny sukces w drobnym epizodzie. Piękny głos Lucyny Messal mógłby być podany w sposób więcej pomysłowy, ale i za tę scenkę muzyczną przy pianinie warto podziękować.

 


Zdjęcie wprowadzające: (od lewej) Stanisław, Sielański, Julian Krzewiński, Władysław Grabowski w filmie Szczęśliwa trzynastka. Źródło Fototeka/FINA. Tytuł artykułu nadany przez redakcję stare-kino.pl [tytuł oryginalny: Szczęśliwa trzynastka]

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments