Józef Orwid spóźniony

Gdy zegar wskazuje godz. 8.10, a aktor śpi

„Kurier Poranny”
1937, nr 289

Józef Orwid wspomina: Pracowałem wówczas w teatrze Rygiera w Krakowie. Jako aktor wkraczający dopiero na deski teatralne przywiązywałem ogromną wagę do ścisłego wykonywania powierzonych mi obowiązków i skrupulatnego przestrzegania terminów prób czy występów w teatrze. Wszelkie wykroczenia „służbowe” karane były zresztą przez Rygiera z całą surowością.

Owego fatalnego dnia, po południu, cierpiałem na silny ból głowy. Po zażyciu proszka położyłem się spać, prosząc matkę o obudzenie mnie o godz. 7, aby móc zdążyć na czas do teatru. Niestety, poczciwe matczysko zapomniało o mej prośbie. Kiedy się obudziłem, zegar wskazywał godz. 8 minut 10. Włosy zjeżyły się na mej głowie. Przed oczami stanęło widmo surowej postaci Rygiera, piętnującego mnie w sposób niezwykle surowy. Obawiałem się, żeby porywczy dyrektor nie uciekł się po prostu w gniewie i oburzeniu do rękoczynów.

Tak jak stałem, w skarpetkach, bez kołnierzyka i marynarki wybiegłem na ulicę. Nie zważając na sensację, jaką wywołuję swoją osobą, gnałem, jak ścigany jeleń, do teatru.
Pierwszą osobę, jaką zobaczyłem, kiedy spocony, zasapany, z sercem bijącym trwożnie, wpadłem do teatru, był dyrektor Rygier. Stał nieruchomo i surowo wpatrywał się we mnie. Słowa wytłumaczenia ugrzęzły mi w gardle.
– Wiesz, na taką piękną sztukę nikt nie przyszedł!! – powiedział Rygier.
Gdyby uderzył piorun, mniejszy byłby efekt od tych słów, które brzmiały, jak dźwięk zamierającego dzwonu. Cóż się okazało. Kasa sprzedała tylko 7 biletów i Rygier musiał odwołać przedstawienie.
Tak zakończyło się moje pierwsze zaniedbanie w obowiązkach, które zostawiając niezatarty ślad w mej duszy, uchroniło mnie później od wielu przykrości.

 


Zdjęcie wprowadzające: Adolf Dymsza i Józef Orwid na fotosie do filmu Wacuś (1935). Źródło: Fototeka/FINA

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments