Zapomniana melodia
Anna Zahorska
„Kultura”
11 grudnia 1938 roku, nr 50
I znowu mamy polski film: Zapomniana melodia. Scenariusz Toma i Fethkego jest składniejszy od wielu innych, ale zawiera momenty błahe. Sympatycznie jest zrobiony epizod ze starym nauczycielem. Sceny z tancerką niepotrzebne. Czy fantazja scenarzystów nie mogła im poddać jakiejś sympatyczniejszej kombinacji?
Te błahostki, amoralizmy, exhibicje niższości ludzkiej, ten niesłychanie niski poziom osób działających, ten lichy klimat każdego scenariusza, to pomieszanie szkoły z dancingiem zawsze charakteryzuje filmy, realizowane w Polsce. Poza tym ma ta komedia niektóre momenty naprawdę zabawne i dowcipne. Uderza jeden fakt, że muzyka w filmie postawiona jest najczęściej na poziomie rewiowym, rzadko koncertowym. Z aktorów świetny był Fertner – nie poddawał się żadnym odrębnościom filmowym, grał jak na scenie, z obfitą mimiką, z jaskrawą ekspresją, z eksplozjami głosu. Jadzia Andrzejewska włożyła w swą rolę masę temperamentu i młodego animuszu. Żabczyński poza swoją urodą mało czym imponował, ruszał się jak od niechcenia. Dobry był Znicz.
Zdjęcie wprowadzające: Helena Grossówna i Aleksander Żabczyński w filmie Zapomniana melodia (1938). Źródło: FINA / FOTOTEKA. Tytuł artykułu nadany przez redakcję stare-kino.pl.