Nowy film polski: Kocha… lubi… szanuje…
L. B.
„Kino”
15 kwietnia 1934, nr 15
Po czym poznać dobrego filmowca? Dajcie mu słaby scenariusz, a zrobi z niego film pierwszej klasy. A jak poznać złego filmowca? Dajcie mu dobry scenariusz, a zrobi z niego kryminał.
Pod tym względem nasi krajowi reżyserowie są chyba bez konkurencji. Nie masz tak dobrego pomysłu, którego by oni nie potrafili zmarnować.
Byłoby niesprawiedliwe i przesadne powiedzieć, że pp. Waszyński (reżyser) i Gojchrach (kierownik produkcji) zmarnowali dobry scenariusz p. Sądka. Tak źle nie jest. Ale byłoby lepiej, gdyby pomysł tego zdolnego scenarzysty umiano wyzyskać należycie. Pomysł polega na tym, że aptekarz (E. Bodo), zakochany w kasjerce (Loda Halama), marzącej o karierze gwiazdy, zasypia za ladą i ma dziwny sen. Śni mu się mianowicie, że kryzys minął, że każdy ma pieniędzy w bród, a on sam ma ich tyle, że kupuje teatr w Warszawie, aby przez wynajętych ludzi wygwizdać kandydatkę na gwiazdę i obrzydzić jej karierę artystki, co skłoni ją do przyjęcia matrymonialnej oferty bohatera.
Co by to można było zrobić z takiego tematu à la Rene Clair! Zwłaszcza, mając takich wykonawców, jak Bodo, Walter, Halama, Pogorzelska, Sielański, Tom, Znicz, Zarembina, Ruszkowski…
Zrobiono lekką i na ogół niezłą komedię muzyczną, bez balastu „szmoncesów” i bez tłuszczu trywialnych konceptów, co już jest nie lada plusem w rodzimej produkcji, ale… Ale nie wygrano wielu „gagów” pierwszorzędnych, „puszczono” sporo efektownych scen, zgaszono niejeden świetny fajerwerk talentu, stosując banalne „chwyty” po linii małego oporu.
Pomimo to wszystko, film „bierze”. Przede wszystkim – pomysłem, następnie – grą.
Istotną rewelacją na ekranie jest Loda Halama, artystka obdarzona darem żywiołowych odruchów. Loda jest obecnie w doskonałej formie, głos ma świeży, czysty dźwięk, a i w dykcji znać duży postęp. Szkoda, że nie wyzyskano należycie tej fenomenalnej tancerki. Z czterech numerów tanecznych Lody (najlepszy – taniec węgierski) żaden nie jest frapujący.
Bodo w roli raczej charakterystycznej dowiódł raz jeszcze dużej skali talentu, któremu nie dano jednak wyładować się w żadnej brawurowej scenie. Przewodni motyw (kocha… lubi… szanuje…) śpiewa kulturalnie i kunsztownie.
Niechybny Władysław Walter i pocieszna Zula Pogorzelska (ucharakteryzowana znów na czupiradło) rozśmieszają widzów w rolach groteskowych, na równi ze Zniczem i Zarembiną. Konrad Tom jako rosyjski reżyser teatralny szkicuje bardzo komiczną postać, a Ruszkowski w roli wytwornego lowelasa okazał się również dobry na ekranie, jak na scenie. Sekunduje mu dzielnie St. Sielański, komik rasowy i niezawodny. Specjalna wzmianka należy się debiutantce Marii Chmurkowskiej, która zapowiada się jako pierwszorzędna „fantaisiste”, łącząca wdzięk z humorem.
Zdjęcie wprowadzające: Loda Halama i Eugeniusz Bodo w filmie Kocha… lubi… szanuje… Źródło: Fototeka/FINA