Mirela Tomczyk
28 kwietnia 2021 roku
LULU
W kwietniu 1933 roku w czasopismach branżowych i plotkarskich pojawiły się sensacyjne informacje o nowej polskiej produkcji reżysera Aleksandra Forda, który właśnie ukończył nagradzany film Legion ulicy. Właściwie były to bardziej informacje o zakończeniu zdjęć plenerowych do dramatu Lulu, „osnutym na tle życia wsi”[1], „wybitnie psychologicznym”[2], jak również obrazie „z życia girls”[3]. W zdjęciach kręconych w Białowieży brała udział młoda gwiazdka Alma Kar[4], która wcześniej jedynie „statystowała w jednym z filmów polskich”[5] i była promowana przez producenta Stefana Gulanickiego. Jej partnerem został, będący na fali ówczesnej popularności, Zbigniew Staniewicz[6]. Wśród ról drugoplanowych wymienić należy Stanisława Sielańskiego, Zofię Śląską i Jerzego Marra. Operatorem filmu został Leonard Zawisławski.
Coś ważnego wydarzyło się jednak w czerwcu tego samego roku, ponieważ „ABC”[7] poinformowało, że reżyser Aleksander Ford zrezygnował z reżyserii tego filmu i zastąpi go Michał Waszyński. Powodem miał być zatarg z producentem Stefanem Gulanickim, który „na gwałt chciał grać czołową rolę męską w swoim filmie”[8]. Ford zdecydowanie się przeciwstawił pragnieniom producenta, argumentując, że tak niedoświadczony aktor nie może zagrać w jego filmie postaci pierwszoplanowej, tym bardziej, że jego warunki zewnętrzne nie pasowały do tej roli. Stefan Gulanicki jednak był uparty i „znalazł sobie innego reżysera. Kto płaci, ten wymaga!”[9]. Stefania Beylin wspominała słowa Leonarda Zajączkowskiego o Guckim (Gulanickim), że „mimo pasji do filmu i wielkich ambicji nie udawały mu się te role, potrzebny był jeszcze talent, a tego nie posiadał”[10].
Niestety, w biografii Aleksandra Forda pióra Michała Danielewicza nie znalazłam żadnej wzmianki o reżyserii filmu Lulu, więc jako dowód tamtych wydarzeń i decyzji pozostają mi jedynie doniesienia prasowe, które sama znalazłam.
Od lipca 1933 roku w prasie pojawiają się informacje o produkcji nowego filmu obyczajowego Lulu w reżyserii Michała Waszyńskiego. W tym samym miesiącu „Kino”[11] pisało, że muzykę skomponuje Roman Palester, a dekoracjami zajmie się Jerzy Rotmil. W sierpniowym numerze „ABC” po raz pierwszy pojawia się alternatywny tytuł: Zabawka[12].
W całostronicowej reklamie w branżowym piśmie „Kino dla Wszystkich” Stefan Gulanicki uprzejmie informował, że powierza „wyłączną eksploatację filmu w Polce Towarzystwu Kinematograficznemu PATRIA-FILM w Warszawie”[13].
PRODUKCJA
Reklamy prasowe na początku 1934 roku wręcz krzyczały, że to „rewelacyjny film dźwiękowy z życia warszawskiej girlsy, która nie chciała być zabawką w rękach mężczyzn”[14], a na ekranie możemy zobaczyć m.in. Almę Kar, Eugeniusza Bodo, Zulę Pogorzelską, Jerzego Marra, Stefana Guckiego[15], Wiktora Biegańskiego, Konrada Toma i Stanisława Sielańskiego. Żadnej wzmianki o Zbigniewie Staniewiczu nie było, choć, jak wiemy, zdjęcia plenerowe z nim zostały już nakręcone. Ale jak pisało „Kino”: „Lulu jest kapryśna. Zdążyła zmienić już reżysera i amanta. Rozpoczął nakręcać Ford, kończy Waszyński. Amantem był początkowo Staniewicz, obecnie jest Bodo, który grając w Teatrze Polskim, dojeżdżał codziennie samochodem na plenery, robiąc po 100 km na trzęsącej drodze”[16].
„Kino” w jednym ze swoich artykułów stanowczo zaprzeczało, aby przeróbki scenariusza zrobił Konrad Tom[17], ale już „Słowo Częstochowskie” dyskretnie pisało, że Konrad Tom pojawił się przy produkcji tego filmu w podwójnej roli: aktora i scenarzysty „incognito”, ponieważ „przerabiał i opracowywał scenariusz. Ale to jest wiadomość ściśle poufna”[18], bo „jak wiadomo autorem scenariusza jest A. Łomakowski”[19].
W kolejnym numerze „Kina”, już po wejściu filmu na ekrany, recenzent chwalił Toma za „naturalnie brzmiące dialogi”[20].
Technicznie scenariusz opracowali Michał Waszyński i Maurycy Król, kierownictwo artystyczne objęła Maria Jehanne Wielopolska[21].
Toalety Almy Kar zapewniła firma Ewelina, natomiast jej futra – firma M. Apfelbaum i S-ka[22]. O ubiór Stefana Guckiego i Jerzego Marra dbała firma B. Sikorski[23]. Za kostiumy była odpowiedzialna Wanda Jewniewiczowa.
Wnętrza przyozdobione były meblami z firm: dancing Italia[24], Dom Sztuki[25] oraz Pałac Sztuki[26].
O staranności, z jaką pracowano nad filmem miał świadczyć fakt, że po zakończeniu plenerów zimowych, już po zatrudnieniu inż. Steinwurzela i reż. Waszyńskiego, którzy przejrzeli dotychczasowy materiał wraz z inż. Gulanickim, panowie stwierdzili, że dotychczasowa praca nie jest „u szczytu doskonałości technicznej i artystycznej”[27] i „Gulanicki kazał powtórzyć ją od A do Z”[28].
Co ciekawe, przy produkcji Zabawki zatrudnienie dostali członkowie rodzin wybitnych twórców. I tak „Kino”[29] donosiło, że pomocnikiem reżysera Michała Waszyńskiego, oprócz Andrzeja Łomakowskiego, został jego młodszy brat Albert Waszyński, operator inżynier Seweryn Steinwurzel również zatrudnił do pomocy swego młodszego brata, a asystentką charakteryzatora Konrada Narkiewicza była jego młodsza siostra Kazimiera[30].
Słowa piosenek (Baby, ach te baby i To mi wystarczy) do muzyki wspomnianego już Romana Palestra napisał Jerzy Nel. Kierownikiem zdjęć był Mikołaj Iwanow[31]. Za fotosy do filmu odpowiadał Leonard Zajączkowski.
„Film posiada więc wszelkie warunki, aby być doskonałym i, jeżeli wierzyć wrażeniom znawców, którzy go oglądali na próbnym pokazie, wypadł rzeczywiście świetnie”[32].
W związku ze zmianą reżysera i modyfikacją scenariusza, który został przerobiony na bardziej lekką opowieść, nastąpiły również zmiany w zdjęciach. Ekipa filmowa wyjechała w okolice Zegrzynka i Jadwisina „uchodzących słusznie za najbardziej malownicze zakątki Mazowsza”[33].
Nowe zdjęcia kręcono częściowo w okolicy leśniczówki w gęstych lasach posiadłości księcia Radziwiłła. W tym czasie ekipa filmowa mieszkała w drewnianych chatach zbudowanych przez Towarzystwo Letnisk Campingowych niedaleko owej leśniczówki, co bardzo sobie chwaliła.
„Kino dla Wszystkich” wspomina zabawną anegdotę, gdy podczas kręcenia dramatycznej sceny w podwarszawskim Jadwisinie, w której Jurek został „przygnieciony przez drzewo” ścięte przez Kuźmę, letnicy zaniepokojeni głośnym jękiem przybiegli na pomoc poszkodowanemu. Niespodziewanie z krzaków wyskoczyli filmowcy, krzycząc „Proszę odejść!”[34]. Po chwili konsternacji letnicy uwierzyli, że byli świadkami zdjęć filmowych, a nie dramatycznych wydarzeń.
W filmie pokazującym życie girls nie zabrakło w rolach drugoplanowych pięknych i znanych aktorek, które na co dzień występowały w warszawskich kabaretach, bo „ujrzeć najpiękniejsze kobiety Polski – to okazja nie lada”[35]. I tak w chórkach za Almą Kar możemy podziwiać „ujmującą wdziękiem”[36] Zulę Pogorzelską, Halinę Zawadzką, a także Isię Relidzyńską, Halinkę Rutkowską i Stenię Stanisławską z Teatru Wielkiego, tancerki z Cyganerii: Stefcię Górską i Janinę Prokopiakównę (tańczyła w duecie ze Stanisławem Heinrichem), a także co piękniejsze girlsy z teatrzyku Rex.
Angaż tych dziewcząt nie tylko podnosił walory estetyczne filmu, ale też było to „korzystne z innych również względów, bo stwierdzono niezbicie już tylokrotnie, że tancerki są najpodatniejszym materiałem na artystki filmowe”[37].
Film ten był okazją do przedstawienia girls w lepszym świetle. W wielu artykułach prasowych przemycono wśród opisu filmu pochwałę dziewcząt z chórków, które wielokrotnie okazywały się dobrymi i przykładnymi żonami, troskliwymi matkami, a krążące o nich opinie, iż są to dziewczęta lekkich obyczajów, „puste głowy”[38], są dla nich po prostu krzywdzące. Według recenzenta podpisującego się Liń. ten film powstał po to, „aby zadokumentować, że tancerka to nie tylko blichtr i ułuda, nie tylko zalotne oczęta, figlarny uśmiech ukarminowanych usteczek, oślepiający blask obnażonego i połyskującego w świetle rampy młodego jędrnego ciała oraz szybkie fikanie strzelistych nóżek… to także i – może przede wszystkim: marzycielska duszyczka, czułe serduszko, poważne zamiary artystyczne i życiowe, a że główka roi o miłości i «królewiczu z bajki», to któreż dziewczątko o tym nie marzy?”[39].
Eugeniusz Bodo udzielił nawet wywiadu w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”, którego tytuł brzmiał: Czy girl filmowa może być dobrą żoną?, w którym prosił dziennikarza, aby „pan napisał w moim imieniu, zaznaczając, że biorę na siebie całkowitą odpowiedzialność za te słowa: gdy w ubiegłym roku zaangażowano do naszego teatru 12 girls – osiem z nich okazało się niewinnymi dziewczątkami, pod każdym względem i bardziej «niedostępnymi» oraz moralniejszymi w obyczajach, niż przeciętne «panny na wydaniu» z tak zwanych «dobrych domów»”[40].
PECH BODO
Jak już wspominałam wcześniej, Eugeniusz Bodo, ze względu na swoje zobowiązania w Teatrze Polskim (grał cara Pawła I w sztuce Ruth Möller Porucznik Przecinek), musiał codziennie dojeżdżać na plan filmowy. Zwykle odbywało się wszystko sprawnie, ale pewnego dnia, gdy wracał ze zdjęć filmowych, zaczął go prześladować pech, który został szeroko opisany w różnych gazetach. Pozwolę sobie przytoczyć w całości opis tego zdarzenia z „Gazety Kaszubskiej”:
Jak pech – to pech – mógł sobie powiedzieć znakomity artysta Eugeniusz Bodo, na którego zwaliła się pewnego wieczoru cała fura nieszczęść. Gdyby tylko fura… Było tam jeszcze mnóstwo innych wehikułów… Ale opowiedzmy wszystko po kolei… Gdyby tylko po „kolei”, ale trzeba było nawet… pieszo… A było to tak…
Jak wiadomo Eugeniusz Bodo jest partnerem polskiej gwiazdy Almy Kar w realizowanym obecnie filmie Zabawka (Lulu). Dokonywano właśnie zdjęć plenerowych do tego filmu w malowniczych okolicach Zegrzynka. Skończono je o wpół do szóstej, ponieważ Bodo gra wieczorami w Teatrze Polskim i ma wielce skomplikowaną charakteryzację, musi więc być w teatrze najpóźniej o wpół do ósmej. Ale miano samochód, cóż więc znaczy ta odległość? To po prostu… „zabawka” (zgodnie z brzmieniem filmu, który to wszystko spowodował). Tak by się zdawało… Toteż, gdy główna bohaterka tego filmu Alma Kar życzyła swemu partnerowi „szczęśliwej podróży”, uśmiechnął się, mówiąc: „Jaka to podróż?” Jaka?
O tym wnet się przekonał. Samochód szedł na jakiejś mieszance spirytusowej. W połowie drogi, między Zegrzem a Strugą, zaczął… „nawalać” motor. Co sto metrów – stop. Wreszcie o jakieś 7 km od Strugi Bodo spojrzał na zegarek i syknął: A to ładna… zabawka. Przecież ja tak do rana nie zajadę… Przypomniał sobie poniewczasie, że niesłusznie zbagatelizował tyle życzeń i szczęśliwej podróży ze strony Almy Kar. Wraz z towarzyszącym mu kierownikiem zdjęć, Iwanowem, wyskoczył z samochodu i pobiegł… pieszo…! Spotkali jakąś „biedkę”, poprosili, żeby ich podwieziono… Po dwóch kilometrach złamała się oś… Napatoczyła się jakaś furka… Znów podwiozła ich kawałek, ale wnet skręciła na prawo… Do stacji Struga było już, co prawda, niedaleko… Dobiec te paręset kroków było dla Bodo już „zabawką”, choć znacznie mniej przyjemną niż ta, w której partnerował Almie Kar.
Widać było już z daleka „samowarek”, jadący w kierunku Warszawy… W szalonym pędzie dobiegli do stacji, w ostatniej chwili zdążyli jeszcze wskoczyć do „samowarka”, który „żółwim” spacerkiem „mknął” do Warszawy. O zdążeniu już nie było mowy… Wtem – ratunek. Przed jednym z domów po drodze: taksówka. Wyskoczyli z „samowarka” w pełnym biegu, co było wobec jego szybkości wprost… „zabawką”. Niestety, okazało się, że taksówka jest zajęta… Nawiązano pertraktacje z pasażerami, na których taksówka czekała. Ze względu na osobę Bodo i jego rozpacz wobec możności zerwania przedstawienia, zwłaszcza zaś wobec opłacenia kilkunastu złotych figurujących na liczniku, taksówkę odstąpiono. Było już wpół do ósmej. Bodo kazał walić pełnym gazem, wskutek czego na moście Kierbedzia motor się przegrzał i znów – stop. Na szczęście w Warszawie już nie braknie i taksówek, jak na szosach podwarszawskich, gdzie Bodo wypatrywał taksówki jak zbawienia. Wskoczył do innej i dojechał do Teatru Polskiego o godzinie 8.35 wieczorem. Na przepełnionej sali tupano i hałasowano, a dyrekcja klęła Zabawkę na czym świat stoi, nie mogąc rozpocząć przedstawienia bez Bodo. Już chciano odwołać przedstawienie i zwrócić pieniądze publiczności, gdy nagle Bodo wpadł zdyszany, ucharakteryzował się błyskawicznie, a ponieważ z roli wypada, że musi być na początku zły, wściekły i zdenerwowany, zagrał więc tę scenę lepiej i naturalniej niż kiedykolwiek[41].
REKLAMA
Stefan Gulanicki nie szczędził pieniędzy na reklamę. Praktycznie w każdym czasopiśmie pojawiła się większa lub mniejsza reklama filmu z wyraźnie wyszczególnionymi nazwiskami aktorów, które miały przyciągnąć uwagę widzów. Na potrzeby reklamy został również napisany wierszyk, który pojawił się w kilku magazynach. Wierszyk, oczywiście, miał być spontanicznym wyznaniem zachwytu nad filmem, ponieważ raz miał go wręczyć kierownikowi kina jeden z widzów, a drugi raz obecny na pokazie – poeta.
Oto i on:
ALMA KAR – wdzięk i czar…
JERZY MARR – budzi żar…
EUGENIUSZ BODO – olśniewa urodą…
ZULA POGORZELSKA – po prostu anielska…
STEFAN GUCKI – dał typ arcyludzki…
WIKTOR BIEGAŃSKI – ma gest wielkopański…
STANISŁAW SIELAŃSKI – ma uśmiech szatański…
HALINA ZAWADZKA – ma nóżki jak cacka…
HELENA ZAREMBINA – przepocieszna mina…[42]
WYWIADY
Oprócz szeroko zakrojonej reklamy, czynny udział w promowaniu filmu wzięli jego twórcy. Wywiadów udzielili: Alma Kar, Eugeniusz Bodo, Stefan Gulanicki i Michał Waszyński. Wszyscy chwali film, wspólną pracę, ciekawy scenariusz, kolegów i koleżanki z planu, panującą na planie uprzejmość wobec siebie, wzajemny szacunek, rzetelną współpracę oraz sprawną realizację produkcji.
Michał Waszyński zapewnił, że podejmie się każdego kolejnego projektu ze Stefanem Gulanickim, ponieważ jest to jego „najmilszy film, bo doprawdy nie przypominam sobie, żeby przy pracy nad jakimkolwiek filmem panował tak miły nastrój”[43]. Zapytany o Almę Kar, nie mógł się jej nachwalić: „wnosi ze sobą na film młodość, urodę, bezpośredniość i swobodę, za którą tak tęskniliśmy”[44]. Bodo według Waszyńskiego potwierdził swój talent, pokazując całkowicie inną twarz. Gucki okazał się cennym nabytkiem dla polskiego filmu, a reszta ekipy spisała się świetnie, grając na najwyższym poziomie. I tym razem nie zawiódł Seweryn Steinwurzel, a Andrzej Łomakowski okazał się interesującym scenarzystą.
Stanisław Gulanicki, zapytany o motywy, jakie nim kierowały przy podjęciu decyzji o zajęciu się produkcją filmową, wskazał kilka powodów. Jak się okazało, przede wszystkim mógł połączyć swoją pasję i doświadczenie, ale też skusił go scenariusz o tak zajmującym temacie. Dla inż. Gulanickiego było ważne, że „nie ma w nim, chwalić Boga, ani kozaków, ani carskich żandarmów, ani spelunek apaszowskich, słowem, żadnych szablonów, bez których film polski do ostatniej chwili obejść się nie może”[45]. Zaś szukając aktorki do głównej roli, zwrócił uwagę na Almę Kar, ponieważ stwierdził u niej „tę szczerość i naturalność gry, tak cenną na ekranie, i tę wytworną prostotę, którą pragnąłem widzieć u Lulu. Ryzykowałem wiele, ale teraz nie żałuję, gdyż urocza Alma znacznie przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania i spodziewam się, że stanie się jedną z chlub filmu polskiego”[46].
Eugeniusz Bodo musiał wyjaśnić swoim wielbicielkom i wielbicielom, dlaczego podjął się zagrania wiejskiego, nieokrzesanego chłopaka, gdy na co dzień błyszczy w blichtrze sławy. „Zapragnąłem wcielić się w inną niż dotychczas postać – brzmiała odpowiedź znakomitego artysty – pokazać, że umiem stworzyć coś wręcz odmiennego niż dotychczas. Zapaliłem się do tej nowej roli. Przecież to bardzo ciekawe przeżycia młodego parobczaka, tłamszącego zazwyczaj tylko po stodołach i stogach siana wiejskie dziewuchy w zgrzebnych kieckach, gdy mu nagle stanie przed oczami syrena ze stolicy, szeleszcząca jedwabiami, woniejąca perfumami, jakiś baśniowy twór z koronek i przezroczystych tkanin, pięknie uwydatniających ponętne kształty o śnieżnej białości… A gdy w dodatku zjawiskowa kusicielka uśmiechnie się doń obiecująco? Jakże musi zakipieć młoda krew w leśnym chłopcu! Ileż tu do wygrania!”[47]. Dalej Bodo zachwalał swoją koleżankę z planu, Almę Kar, która „otworzyła mu oczy na wiele rzeczy”[48]. Chodziło mu przede wszystkim o naturalną grę aktorską Kar, która nigdy nie występowała na scenie teatralnej, więc nie miała maniery wielkiej tragiczki. Jego zachwyt nad koleżanką z planu filmowego nie ograniczył się do kilku zdań, ale był to wspaniały pean na cześć młodej aktorki: „Jako nieprzeciętnie uzdolniona aktorsko, z łatwością wydobywa z siebie wszystkie potrzebne akcenty i wszelkie stany duszy, przeżycia i uczucia odtwarza z bezpośredniością, której brak aktorkom scenicznym. […] Nie posiadając przywar rutynizmu aktorek scenicznych, zdołała Alma Kar ominąć największe niebezpieczeństwo. Inteligencja artystyczna i piękne warunki zewnętrzne, szlachetne rysy twarzy i wspaniała figura, czynią z niej najpiękniej wschodzącą gwiazdę polskiego nieba filmowego…”[49].
Sama Alma była zachwycona swoją postacią, która miała zabarwienie „dramatyczne z odcieniem lirycznym”[50] i dawała jej możliwość zabłyśnięcia aktorsko, tanecznie i piosenkarsko. I tak też widziała swoją karierę, ale tylko pod kierownictwem reżysera Waszyńskiego, którego „wskazówki, spokój i umiar”[51] bardzo jej pomogły przy tworzeniu postaci.
RECENZJE
Przed premierą pojawiło się wiele recenzji, a właściwie notek reklamowych zachęcających do obejrzenia dramatu girls na srebrnym ekranie. Właścicielom kin zależało na wysokiej oglądalności, więc często umieszczano w prasie przychylne „recenzje” o filmie. Jeszcze zanim film wszedł na ekrany pisano, że o Zabawce „wytworzyła się opinia dobrego filmu”[52].
Alma Kar, „która po szeregu prób w rolach mniejszych, obecnie całkowicie dojrzała do tej wielkiej i odpowiedzialnej roli”[53], „posiada […] wszystkie warunki na gwiazdę filmową. Jest bajecznie fotogeniczna, fonogeniczna, pięknie zbudowana, świetnie gra, tańczy i śpiewa”[54]. „Alma Kar w roli tancerki Lulu okazała olbrzymią dozę swego talentu”[55]. „Kino” taktownie ni to pochwaliło, ni to zganiło grę aktorki: „Alma Kar posiada rodzaj urody posągowej, bardzo «reprezentacyjnej», bardzo efektownej, toteż ujrzymy ją chętnie w następnych, bardziej odpowiednich, kreacjach”[56]. I jak zauważył recenzent „Kuriera Warszawskiego”, jej uroda „najmniej nadaje się do kabaretu, a raczej do ról salonowych”[57]. Ale już „Wiadomości Filmowe” rozpływały się w zachwytach nad młodą gwiazdką: „Alma Kar, o której debiucie w większej roli znawcy, którzy oglądali fragmenty filmu, wyrażają się z największym entuzjazmem”[58].
Eugeniusz Bodo wysuwał się na pierwszy plan w roli „wioskowego donżuana i siłacza”[59], co potwierdził również recenzent „Kuriera Warszawskiego”[60]. Według „Trubadura Warszawy” gra Bodka była pierwszorzędna”[61].
Stefan Gucki „bardzo naturalnie wciela się w postać kresowego ziemianina, właściwie nie gra tej roli, jest po prostu sobą”[62].
Wiktorowi Biegańskiemu zarzucano, że gra z przesadą i nadmierną szarżą[63].
Zula Pogorzelska jak zwykle zachwycała swobodą grania i urokiem osobistym, „pobudzała każdego do śmiechu i jako «wypraktykowana» girls – była niezrównana”[64].
Nie wszystkie recenzje, oczywiście, były przychylne. Krytykowano pracę reżysera, operatora i scenarzysty. Zdjęcia były stateczne, reżyserii nie było widać, a prawda psychologiczna – żadna.
Według recenzenta Stef. H. to nie był film o niewinnej dziewczynie, która nie chce być zabawką w rękach mężczyzn, ale film o kobiecie, która uwodzi, zwodzi i bawi się mężczyznami. Rozkochała w sobie trzech mężczyzn, a z jednego zrobiła mordercę: „Czego właściwie chciał scenarzysta, nie wiemy i, co gorsza, on sam pewnie nie wie”[65]. Dalej dostało się Waszyńskiemu: „Ani ujęcia fotograficzne, ani operowanie materiałem aktorskim nie zdradzają reżysera”[66]. Alma Kar, oprócz tego, że mówiła naturalnie, „sama sobie radzi, jak umie, a że umie jeszcze niewiele, więc raz wychodzi to lepiej, drugi raz gorzej”[67].
Recenzent „Kuriera Warszawskiego” słusznie zauważył, że tak jak Lulu była zabawką dla bogatego ziemianina, to dla niej zabawką był młody wiejski chłopak. Wadliwie poprowadzony scenariusz doprowadził do tego, że panna, która miała być miłym, romantycznym i zagubionym dziewczęciem, stała się „bezduszną kokietką w rodzaju «panny z miasta» bałamucącej naiwnego wieśniaka”[68]. W dalszej części filmu „scenariusz, ubogi w pomyśle, chwiejny w zarysie i zdeformowany przeróbkami wątpliwych specjalistów”[69] zmusza tę niby sentymentalną dziewczynę do wywołania skandalu w dworku podczas przyjęcia, by na koniec znów nas przekonywać, że owa girlsa to jednak miła dziewczyna tęskniąca za prawdziwym i szczerym uczuciem.
P. Brun. w „Kinie” zaczął swoją recenzję od tego, że można by wymieniać wady tego filmu, a w szczególności liczne sprzeczności psychologiczne w scenariuszu, ale „należy jednak przyznać, że takich błędów jest w Zabawce mniej niż w przeciętnym filmie krajowym i że na ogół nie są one rażące”[70]. Dalej recenzent starał się znaleźć plusy tej produkcji, chwaląc m.in. pracę inż. Rotmila.
Publiczności film jednak się podobał. Świadczyć może o tym zacytowana w „Kinie” wypowiedź pani Walentyny z Łucka, która chwaliła „wysoko stojącą reżyserię, dobrą stronę techniczną, doskonałe zdjęcia lasu, wsi i wnętrz w polskim dworku, wreszcie miłe, melodyjne piosenki w ładnym wykonaniu Almy Kar i Bodo tworzą film naprawdę nieprzeciętny”[71].
PROCES SĄDOWY
Zygmunt Hofmokl-Ostrowski napisał sztukę teatralną pt. Zabawka, która była wystawiana w warszawskich teatrach. W niedługim czasie po jej zejściu z afisza pojawił się film o tym samym tytule, więc autor sztuki postanowił zaskarżyć filmowców o plagiat tytułu. Sprawa na szczęście zakończyła się dla producentów przychylnie i oskarżyciel przegrał proces, a także został zobowiązany do zwrotu kosztów sądowych.
EKSPORT
Zabawka na pewno była pokazywana w Palestynie, dzięki panu Marianowi Kantorowiczowi[72], który zakupił kopię tego filmu.
A JA?
No cóż… Muszę przyznać, że tematyka filmu jest wyjątkowa na tle produkcji polskiej dwudziestolecia międzywojennego. Myślę też, że ten film utorował drogę dla Strachów z 1938 roku, które ze względu na swój dramatyzm mogły nie być sfilmowane, pomimo dużej popularności powieści Marii Ukniewskiej. Wiemy, że wpływ na scenariusze w Polsce mieli kiniarze, którzy nie lubili eksperymentować i zamawiali to, co podobało się publiczności: komedie romantyczne i melodramaty.
Stefan Gulanicki umiał przeforsować swoją wizję i udało mu się stworzyć film, który odbiegał od ogólnych trendów. Ale też nie uniknął schematów. Scena, gdy Kuźma ścina drzewo, aby zemścić się na paniczu Jurku, to przecież powtórka z Trędowatej, a logiczniej by było, gdyby Kuźma, prosty chłop, dał po prostu paniczowi „w pysk”. W późniejszych filmach Panienka z poste restante i Tajemnica panny Brinx również umiał wywalczyć swoją wizję filmu.
Jeżeli scenarzysta chciał pokazać Lulu jako bezbronną i wrażliwą istotkę, to całkowicie minął się ze swoim zamierzeniem. Lulu jest wyrachowaną i zimną kobietą albo bardzo głupiutkim dziewczęciem całkowicie nieświadomym konsekwencji własnych czynów. Zgadza się być utrzymanką dużo starszego od siebie, bogatego ziemianina, a gdy okazuje się, że ten chce ukryć swój romans z girlsą przed znajomymi, to z całą świadomością pojawia się na przyjęciu i wywołuje skandal. Potrzebuje być w centrum zainteresowania i wianuszek otaczających ją mężczyzn wyraźnie sprawia jej przyjemność. Do tego rozkochuje w sobie wiejskiego chłopaka i doskonale wie, jaką ma nad nim władzę. Bawią ją jego uczucia. A jakby tego jej było mało, planuje przyszłość z trzecim mężczyzną – synem owego bogatego ziemianina. Trzeba dodać, że Jurek (Jerzy Marr) przyjechał do ojca z narzeczoną (Zofia Śląska) i jej matką (Wanda Jaroszewska). I jeżeli nawet miłość Lulu do Jurka była prawdziwa, to ciężko jest w nią uwierzyć… I nawet smutna piosenka To mi wystarczy, wykonywana przez Lulu na scenie kabaretu, która ma nam uświadomić, że Lulu to girlsa o złotym sercu, jest nieprzekonująca wobec jej intryg i postępowania.
Ale zdecydowanie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Alma Kar to powiew świeżości w polskim kinie. Nie umiała grać, a tak zachwalana jej naturalna mowa jest dzisiaj niezrozumiała.
Eugeniusz Bodo miał okazję zagrać postać spoza swojego dotychczasowego emploi i wypadł świetnie. Wykonana przez niego piosenka Baby, ach te baby weszła już do historii polskiej kultury i zaczęła żyć poza filmem.
Stefan Gucki/Gulanicki nie miał zbyt wiele do zagrania, raczej przesuwa się skromnie i cicho z miejsca na miejsce, ale też jego gra nie drażni i nie można mu nic zarzucić.
Postać Wiktora Biegańskiego, owszem, jest przerysowana, ale ponieważ znam inne filmowe wcielenia tego reżysera i aktora, nie przeszkadza mi to.
Stanisław Sielański jak zwykle po mistrzowsku odegrał swoją niewielką rólkę.
Zawsze z przyjemnością patrzę na Zulę Pogorzelską i żałuję, że nie miała okazji więcej grać w filmie.
I mimo wszystko tli się we mnie jednak pewien żal, że to nie Aleksander Ford stworzył ten film, ponieważ mogła to być perełka polskiej kinematografii. Rzetelnie zrobiony dramat z logicznym scenariuszem i wybitnymi kreacjami aktorskimi… ale cóż, wtedy nie zagrałby w nim Eugeniusz Bodo…
[1] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 16.
[2] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 21.
[3] „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 2.
[4] Pseudonim artystyczny Lidii Iwanow, primo voto Pickart, secundo voto Szymonowicz.
[5] „ABC” 1933, nr 160. Chodzi tutaj o film 10% dla mnie.
[6] W marcu 1932 roku wyszedł jego film Dzikie pola.
[7] „ABC” 1933, nr 182.
[8] Tamże.
[9] Tamże.
[10] Stefania Beylin, Na taśmie wspomnień, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1962.
[11] „Kino” 1933, nr 29.
[12] „ABC” 1933, nr 229.
[13] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 35.
[14] „Gazeta Polska” 1933, nr 355.
[15] Producent Stefan Gulanicki, który grał pod pseudonimem Stefan Gucki.
[16] „Kino” 1933, nr 33.
[17] „Kino” 199, nr 38.
[18] „Słowo Częstochowskie” 1993, nr 205.
[19] „Kino” 1933, nr 43.
[20] „Kino” 1933, nr 52.
[21] Maria Jehanne Wielopolska – pisarka, publicystka, arystokratka pochodząca z hrabiowskiej rodziny Colonna-Walewskich. Zmarła tragicznie na terenie Związku Radzieckiego w 1940 roku.
[22] Salon z futrami Maurycego Apfelbauma mieścił się przy ul. Marszałkowskiej 125.
[23] Firma B. Sikorskiego mieściła się przy Krakowskim Przedmieściu 17.
[24] Włoch Alfredo Frassati kupił pod koniec lat 20. dwie kamienice na Nowym Świecie: nr 23 i nr 25. Na ich dziedzińcu wybudował olbrzymią halę i urządził w niej popularną kawiarnię Italia. W 1930 roku przed Italią były kręcone sceny do filmu Dusze w niewoli.
[25] Sklep meblarski Dom Sztuki miał swoją siedzibę przy ul. Nowy Świat 27.
[26] Sklep meblarski Pałac Sztuki mieścił się na ul. Trębackiej 2.
[27] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 40.
[28] Tamże.
[29] „Kino” 1933, nr 34.
[30] Kazimiera Narkiewicz, która była samodzielną charakteryzatorką przy filmach Panienka z poste restante i Sportowiec mimo woli.
[31] Związek Mikołaja Iwanowa z Almą Kar, czyli Lidią Iwanow, jest niejasny. Być może to tylko zbieżność nazwisk.
[32] „Kino” 1933, nr 49.
[33] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 30.
[34] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 33.
[35] „Kurier Poznański” 1934, nr 221.
[36] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 35.
[37] „Kino” 1933, nr 50.
[38] „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 16.
[39] „Kino” 1933, nr 50.
[40] „IKC” 1933, nr 302.
[41] „Gazeta Kaszubska” 1933, nr 201.
[42] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 43.
[43] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 44.
[44] Tamże.
[45] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 37.
[46] Tamże.
[47] „IKC” 1933, nr 302.
[48] Tamże.
[49] Tamże.
[50] „Kino” 1933, nr 51.
[51] Tamże.
[52] „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 1.
[53] „Kino dla Wszystkich” 1933, nr 29.
[54] „Echo” 1934, nr 57.
[55] „Kino dla Wszystkich” 1934, nr 1.
[56] „Kino” 1933, nr 52.
[57] „Kurier Warszawski” 1933, nr 342.
[58] „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 16.
[59] „Kino” 1933, nr 52.
[60] „Kurier Warszawski” 1933, nr 342.
[61] „Trubadur Warszawy” 1934, nr 1.
[62] „Kino” 1933, nr 52.
[63] Tamże.
[64] „Kino dla Wszystkich” 1934, nr 1.
[65] „Bluszcz” 1934, nr 2.
[66] Tamże.
[67] Tamże.
[68] „Kurier Warszawski” 1933, nr 342.
[69] Tamże.
[70] „Kino” 1933, nr 52.
[71] „Kino” 1934, nr 9.
[72] Marian Kantorowicz, warszawiak z pochodzenia, był założycielem i współwłaścicielem firmy Lerant Film Corporation w Tel Awiwie.
Zdjęcie wprowadzające: Eugeniusz Bodo i Alma Kar na fotosie z filmu Zabawka / „Kino” 1933 nr 37.