J.M.[1]
„Światowid”
26 maja 1934, nr 22
Znakomita pisarka i zamiłowana znawczyni filmu Maria Jehanne Wielopolska na moje zapytanie: czego, jej zdaniem – brakuje filmowi polskiemu – rzucała garść ogromnie interesujących i rzeczowych uwag.

– Film polski – mówi p. Wielopolska – o ile jest w nim coś dobrego, to tylko i wyłącznie strona techniczna, fotograficzna. Operator polski stoi najzupełniej na wielkoświatowej wyżynie, choć, krępowany zapewne przez reżysera, idzie po linii najmniejszego oporu, to jest, nie rozwiązuje żadnych problematów świetlnych, nie kusi się o żadne podejście do przedmiotu oryginalne, nowe – bierze przedmiot na taśmę umiejętnie, wiernie, artystycznie i na tym koniec. W każdym razie on jeden, to jest operator, ratuje honor filmu polskiego.
Reżyser polski, w pełnym znaczeniu tego tytułu, nie egzystuje. Egzystuje rzemieślnik, znający swój fach po czubkach, bez inwencji, biorący wzory często żywcem z twórczości kinematograficznej niemieckiej, czeskiej, sowieckiej, pomijając uparcie lekką, subtelną, wysoce klasową twórczość francuską. Reżyser polski opiera się o szablon, o niskie gusta tłumów (sensacje szpiegowskie, szmoncesy, szezlongi, które zastąpiły, początkowo lansowane orzełki, mundury i symbole patriotyczne). Reżyser amerykański jest też płytki przeważnie (oprócz Lubitscha, wybijającego się dzisiaj na czoło ogólnoświatowej produkcji – Złote sidła, Sztuka życia), ale w zamian za płytkość dawał nam cudownie pięknych artystów, nasycał nas widokiem czarujących twarzy i ciał, wspaniałych głosów śpiewaczych. Reżyser polski najpiękniejszych artystów zeszpeca i w ogóle psuje materiał ludzki. Bo jednak mamy znakomite typy ekranowe, doskonale fotogenicznych aktorów – szczególnie „ansamble” komediowe doborowe. Nic z tego. Materiał jest surowy, zmanierowany (Samborski, Lubieńska), teatralny, o fatalnej dykcji lub w ogóle niegrający.
Scenariopisarz i „drehbuchowiec”[2] polski – to typy z nieprawdopodobnego zdarzenia. Kręcą się dookoła własnej osi, powtarzając się nawzajem, jak w kole szczęścia, w tępych przeróbkach powieściowych, pod sztandarem głośnego nazwiska pisarskiego – kalecząc arcydzieła w nieludzki sposób (Dzieje grzechu ostatnie! skandal!) lub tworząc na własną rękę bzdury bez sensu, składu i ładu. Czy sięgną po środowisko arystokracji, czy po środowisko ludowe, zawsze wypadają nonsensy i rzeczy komicznie nieistotne (Oj, te baby! fox-trott śpiewany na zapadłych kresach przez chłopa analfabetę, nie wiedzącego nawet jak się nazywa „motocykl”!!!). Jeszcze najtrafniej i z lubością ujęte są lupanary[6], ale wtedy pokazują nam je od strony najsprośniejszej i oczywiście najbardziej banalnej. Nie ma polskich pisarzy scenariuszów.
Udźwiękowienie jest liche, z syczącymi literami, wypadającymi jakby z zaciśniętych na amen zębów. Na ogół kompozytorzy są zdolni, ale krępowani przez idiotyczne scenariusze. Nieproporcjonalnie do wartości filmu Pod Twoją obronę stworzył piękną muzykę Maklakiewicz[3] – ale na ścisłe zespolenie muzyki z tekstem, nie zdobył się jeszcze film polski.
Dotychczas zasłaniali się pp. reżyserowie i producenci nikłością funduszów. Tymczasem okazało się że nawet zastrzyk Uniwersal[4] nie wiele pomógł i że film nakręcony w Polsce za znaczne amerykańskie pieniądze, nie dał nic szczególnie doniosłego. Dał poprawną całość i bogatsze dekoracje.
Ratunek znajduję w cenzurze prewencyjnej artystycznej. To znaczy scenariusz i drehbuch[5] musi być przedłożony cenzurze artystycznej Biura Filmowego, bo kiedy jest przedkładany dopiero gotowy obraz, następują lamenty, błagania, wpływy i protekcyjki, aby nie narażać producentów i artystów polskich na szalone straty i nie odrzucać najgorszej nawet lichoty. Kończy się zazwyczaj obcinaniem poszczególnych scen i epizodów, przez co kiepski obraz staje się jeszcze nie możliwszy. Surowa cenzura prewencyjna zdziałałaby dużo. Należy wysyłać przez min. oświaty stypendystów do Francji i Hollywood na studia, zwłaszcza do Francji – ale nie na chybił trafił dając subwencję i nie interesując się potem co robi stypendysta i u boku jakiego reżysera studiuje. W ogóle skoro zawiodła inicjatywa prywatna, powinna przyjść do głosu inicjatywa sfer i kapitałów rządowych – które nareszcie zrozumieją, jak doniosłą pozycją w budżecie państwowym może być film krajowy, jako produkt i jako propaganda zagranicą i jak doniosłe znaczenie artystyczne i wychowawcze ma on dla własnego społeczeństwa.
[1] J.M. – Jadwiga Migowa – dziennikarka i pisarka, feministka.
[2] Drehbuchowiec – spolszczenie od drehbuchu, scenarzysta.
[3] Jan Adam Maklakiewicz (1899-1954) – kompozytor, dyrygent, pedagog i krytyk muzyczny.
[4] Chodzi o film Kocha, lubi, szanuje, za którego produkcję odpowiadał warszawski oddział Universalu.
[5] Drehbuch – niem., scenariusz.
[6] Lapanar – dom publiczny, burdel.
Maria Jehanne Wielopolska wypowiedziała się w ramach „Wielkiej ankiety «Światowida»”, w której na temat kina wypowiadali się m.in. Zbigniew Grotowski i Karol Irzykowski.
Zdjęcie wprowadzające: Maria Jehanne Wielopolska w swoim mieszkaniu (lata międzywojenne). Fot. Stanisław Brzozowski. Źródło: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC).