Zbigniew Grotowski
„Światowid”
21 lipca 1934, nr 30

Czego brak polskiej kinematografii?
Przede wszystkim brak dobrych filmów.
Mamy doskonałych reżyserów, świetnych aktorów, wspaniałych operatorów, niezłych scenarzystów. Jednakże współpraca tych wszystkich „asów” daje w rezultacie – złe filmy.
Kto winien?
Nie wiadomo. Winowajca jest anonimowy. Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny. Tak, jak nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za występy jakiegoś teatrzyku amatorskiego na prowincji.
Cechą naszych wszelkich poczynań filmowych jest dorywczość.
Przedsiębiorcy, którzy nakręcą bez szczypty sumienia, czy szacunku Ogniem i mieczem – powiedzą sobie…
– Po nas Potop…
I rzeczywiście pracują tak, jakby po nich miał przyjść tylko potop… My jednak przyrzekamy sobie uroczyście, że przy najbliższym potopie będziemy stanowczo odradzać Noemu, by do swej barki wziął już nie parę, lecz nawet jednego naszego realizatora, czy przedsiębiorcę.
Popełniają oni grzechy śmiertelne – które niestety są… nieśmiertelne, jak głupstwo, trwające wiecznie. I to jest właściwie jedyna rzecz trwała w tej dorywczości naszych przedsięwzięć filmowych.
Wytwórnie nasze powstają jak grzyby po deszczu…, niestety są to przeważnie grzyby trujące. Człowiek, który „ma do stracenia” kilkadziesiąt tysięcy złotych zaczyna bawić się w przedsiębiorcę filmowego i zakłada „Wytwórnię”. W miarę, jak pieniądze topnieją, przedsiębiorcy robi się żal, że lekkomyślnie roztrwonił swe kapitały i – staje się coraz oszczędniejszy. Ostatecznie wiadomo, że nawet Salomon z próżnego nie naleje – chociaż to był najmędrszy Salomon Kohn. Ostatecznie taki pan wyrzeka się nadziei zysku – chce tylko „odebrać swoje pieniądze”. Rzuca na rynek największą bujdę, gdyż jest nieodpowiedzialny. Wie dobrze, że nie zrobi już następnego filmu. Nie dotknie go już zemsta publiczności.
Dorywczość i brak odpowiedzialności – to dwie przyczyny niskiego poziomu naszej produkcji filmowej.
Brak jej w Polsce atmosfery filmowej. Film jest dla dziewięćdziesięciu procent osób w nim zatrudnionych zajęciem p o b o c z n y m. Literat pisze scenariusz z pewnym lekceważeniem, bez uprzednich studiów. Aktor teatralny uważa za osobisty zaszczyt, wyświadczony X Muzie, jeśli przyjmie rolę w jakimś filmie.
Film uważamy jest za jakąś kolonię, w której można zarobić, ale w której nie trzeba się osiedlać na stale.
Ta właśnie niezdrowa atmosferą dorywczej, nieodpowiedzialnej pracy filmowej u nas sprawia, że produkujemy – z małymi wyjątkami – filmy, stojące na niskim poziomie. Byle je zbyć… Wiadomą jest rzeczą, że filmy polskie – w których brzmi słowo polskie, znajdują jeszcze chętną publiczność, zwłaszcza w mniejszych środowiskach.
Produkcja filmowa ma krótki oddech. Jedynie zmiana powietrza, zmiana atmosfery filmowej w Polsce – może wyleczyć ją z tej astmy. Dlatego też uważam, iż „Światowid”, rozpisując swą ankietę, spełnił niezmiernie pożyteczne zadanie[1]. — Opinie, jakie tu padły, wypowiedziane przez wybitnych znawców filmu – niewątpliwie przyczynią się w dużej mierze do oczyszczenia atmosfery filmowej w Polsce.
[1] Grotowski ma tu na myśli „Wielką ankietę «Światowida»”, w której na temat kina wypowiadali się m.in. Karol Irzykowski i Maria Jehanne Wielopolska.
Zdjęcie wprowadzające: redakcja „Wróbli na dachu” w grudniu 1935 roku: Antoni Wasilewski (z papierosem), Zbigniew Grotowski (z lewej). Źródło: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji/NAC.