„Kino”
23 kwietnia 1939 roku, nr 17
Jest to jeden z najsympatyczniejszych filmów polskich. Jest w nim może dużo staroświecczyzny (nic dziwnego, przecież bądź co bądź temat wyszedł od Bałuckiego), ale właśnie w tej staroświecczyźnie jest szlachetność intencyj i czystość uczuć, a to już bardzo wiele, zwłaszcza jeśli zważyć, że film polski na ogół bardzo jest od tych spraw daleki.
Dobrze skonstruowany scenariusz dał aktorom role z prawdziwego zdarzenia. Bardzo dobrze gra i bardzo ładnie wygląda Baśka Orwid, którą nie wiadomo, dlaczego tak rzadko oglądamy ostatnio na ekranie. Szlachetna w wyrazie uroda, dobra czysta dykcja, przyjemny głos oraz prostota – wszystkie te zalety Baśki Orwid aż proszą się o częstszą ich eksploatację filmową. Tamara Wiszniewska jest bardzo fotogeniczna i ma dużo ekspresji dramatycznej, zarówno w twarzy, jak i w głosie, ale ma jedną wadę, bardzo zresztą często spotykaną, zwłaszcza u młodych aktorów. Mianowicie przed obiektywem nie odczuwa ona żadnej łączności sytuacyjnej z partnerami, dbając jedynie tylko o siebie, o swój wygląd, o swoje ustawienie. Ta wada jednak przy pomocy uważnego reżysera łatwo da się usunąć. Doskonałą sylwetkę stworzył Pichelski, sympatyczny, naturalny i prosty. Żabczyński bardzo ładnie zagrał scenę kujawiaka na balu. Urocza jest Ćwiklińska. Bardzo dobry Węgrzyn. Pod adresem operatora – jedna uwaga. wszystkie twarze w zbliżeniach oświetlone zostały za płasko. Ponadto cięcia tych zbliżeń są podobne wszystkie do siebie.
Zdjęcie wprowadzające: (od lewej) Jerzy Pichelski i Baśka Orwid w filmie Biały Murzyn. Źródło: Fototeka/FINA.