„Kino”
lipiec 1939 roku, nr 30
Dlaczego Karolina Lubieńska, ta tak bardzo kulturalna, utalentowana, urocza artystka, posiadająca taki bajeczny wdzięk i kwalifikacje filmowe – tak rzadko ukazuje się na ekranie? Czyżby o niej zapomniano? Każda jej rola w filmie znaczy się rzetelnym sukcesem. Trudno wprost zrozumieć czym kierują się producenci w doborze obsady do filmu, kiedy pozwalają siedzieć bezczynnie tej doskonałej artystce.
„Bezczynnie”, jeśli idzie o film, bo widujemy ją za to na scenie, ostatnio w sztuce Weekend, w której była znakomita.
P. Lubieńska obecnie intensywnie pracuje, przygotowując się do występów w Ameryce, dokąd otrzymała zaproszenie.
– Więc to już postanowione na amen?
– Oczywiście, o ile jakaś siła wyższa nie stanie w poprzek naszym zamiarom. Wybieramy się całą paczką, mamy już kontrakt, jakby w kieszeni. Trzy miesiące, dziewięć miast i 30 występów. Forsownie uzupełniam swą znajomość języka angielskiego, prócz tego opracowuję repertuar sztuk i rewii, w jakich mam się tam popisywać.
– Cieszy Panią perspektywa jazdy do Ameryki?
– Szalenie! Jest to jedyna w swoim rodzaju okazja, korzystamy więc z niej skwapliwie. Trzeba trochę powąchać innego powietrza, zobaczyć innych ludzi, inne kraje, trzeba się śpieszyć, ani człowiek nie spostrzeże się jak przyjdzie starość…
Nie pozostaje nam nic więcej jak życzyć promieniejącej młodzieńczą urodą artystce i jej kompanom, ażeby udało im się podbić nowy świat i wrócić z kopą nowych, radosnych wrażeń.
Zdjęcie wprowadzające: Karolina Lubieńska na okładce czasopisma „Kino” 1930, nr 30.