„Jlustracja Polska”
5 stycznia 1936, nr 1
Berlin, w grudniu

Nim jeszcze przystąpiono do robót nad głośnym teraz w Berlinie i w kraju filmem z życia jednego z naszych królów, a mianowicie Augusta Mocnego[1], odezwały się głosy protestu i niezadowolenia. Że król ten zostawił najgorsze po sobie wspomnienia, że nie należy pokazywać ludziom mało o Polsce wiedzącym nieudałego egzemplarza, że na pierwszy ogień powinno by się wybrać odpowiedniejszego króla, który łączy w sobie najwyższe i najwybitniejsze cechy narodowe, jak waleczność, męstwo, rozum itd.
Wszystko to prawda, ale film robią Niemcy za swoje pieniądze. Trudno się im dziwić, że wybrali władcę Niemca, który zasiadał i na polskim tronie. Ten Sas był jakby wymarzony na wspólny polsko-niemiecki film, to też Niemcy wybrali jego właśnie.
Nie ulega wątpliwości, ze film o Auguście Mocnym powstał pod auspicjami przyjaźni i paktów zbliżeniowych we wszystkich dziedzinach kulturalnego życia. Prawdy historycznej filmu, warto to podkreślić, nie sfałszowano, co było czarne, zostało czarne. Król August Mocny, tęgi kompan od zabaw i pijatyk, jako król, jest to w filmie powiedziane bez ogródek, był nieszczęściem dla Polski, nieszczęściem, z którego Polacy dobrze zdawali sobie sprawę. Marszalek koronny (Aleksander Suchcicki) wyraża królowi głębokie oburzenie, iż ten nic nie rozumie po polsku. Zwracając się do szlachty, dworuje sobie z monarchy:

– Siedzi zając na przypiecku, mówi pacierz po niemiecku!
Tchórzliwy tłumacz tłumaczy te słowa marszałka koronnego w jak najopaczniejszy sposób, aby nie zmartwić władcy. Ale marszałek koronny okazuje się hardym w dalszym ciągu i żądając autentycznego i dosłownego tłumaczenia swoich słów, dodaje:
– Złote góry raczyłeś nam Wasza Miłość, Jaśnie Wielmożny Panie Elektorze, obiecać, gdyśmy cię królem polskim okrzyknęli. Wojsko obiecałeś nam odnowić i umocnić, port morski na Bałtyku zbudować, Wołyń i Podole siłą odebrać. Gdzie one? Na dudka się wystrychnąć nie damy!
W dalszym ciągu marszałek koronny przez tłumacza mówi do króla:
– I to mu Wasze powiedz do słuchu, że takiego wiarołomcy na tronie jeszcze świat i korona polska nie widziała.
Podczas ogólnego fetowania i wiwatowania, pośród okrzyków: „Vivat Augustus Rex Poloniae” ze strony szlachty polskiej padają słowa ostre i pełne oburzenia:
– Veto! Do korda, bracia, nie będzie Polak tak skakał, jak oni mu grają!

Od prawej: Lil Dagover, Loda Halama, Wanda Jarszewska, Paweł Wegner, Aleksander Suchcicki, Zygmunt Schindler.
„Kino” 1935, nr 51
Jak widzimy choćby z tych kilku scen, nie ma w filmie mydlenia oczu, chęci i dążenia do wmówienia w nas, żeśmy mieli króla, na którego wartościach nie poznaliśmy się. Nic podobnego. Zresztą co m wiele ukrywać: od polityki, od wielkich wypadków historycznych przewidujący realizatorzy trzymają się przeważnie z daleka. Pokazują natomiast króla od tej strony, od której naprawdę był nieporównany. Pokazują króla jako birbanta[2], lowelasa, kochanka niezliczonej ilości kobiet, dla których się rujnuje, zaniedbuje sprawy publiczne, gotów nieledwie wyrzec się tronu dla każdej nowej… spódnicy. Widzimy romansowe życie tego siłacza; co współczesnych zachwycał łamaniem podków, co dla pewnych sfer pozostało po dziś dzień najsilniejszym atutem w ich pamięci o tym Sasie. Najpiękniejsze sceny filmu, to starość człowieka i króla, beznadziejna starość człowieka, od którego młoda dziewczyna, ostatnia i jak mu się zdawało, jedyna kobieta ucieka od niego, jak od zarazy. Młoda dziewczyna mówi staremu człowiekowi-królowi, tak samo jakby to powiedziała żebrakowi na ulicy:
– Królu, jesteś o wiele za stary jak dla mnie!
Mówi to mała dziewczyna, topiąc jego serce w głębokiej goryczy, od której purpura królewska nie chroni. To są ostatnie i najwyższe zarazem partie obrazu.

Ale nie pisaliśmy jeszcze nic o początku. Więc zaczyna się ten film tak: że hrabina Königsmark (Lil Dagower) jest zakochana w królu (Michał Bohnen) naprawdę. Załatwia dla niego sprawy publiczne, pertraktuje z królem szwedzkim itd., słowem zastępuje króla w tych rzeczach, gdzie królowi nudno. Gdyż najsilniejszym i jedynym zainteresowaniem Augusta są… kobiety. Na wszystko, jak się to mówi, przychodzi kres w życiu, a jeszcze prędzej niż na wszystko przychodzi kres na miłość. I pewnego dnia August zostawia hrabinę Königsmark dla innej słynnej piękności, znanej z powieści Kraszewskiego hrabiny Cosel, granej w filmie przez Marię Luisę Claudius.
O tym kwiecie dowiaduje się król od dworzan. Hrabia Cosel znając romansowe usposobienie króla, trzyma małżonkę z daleka od dworu. Wszyscy wiedzą o tym i dowiaduje się o tym król.
– Czemu Waść ukrywasz swą piękną małżonkę, – zwraca się August do hrabiego Cosel.
– Nie uważam, aby była dość piękna, abym ją przyprowadził na dwór, – odparł hrabia Cosel.
– Niech ją Waść przyprowadzi, – zadecydował król.

Hrabina Cosel okazało się, jest nie tylko piękna, lecz również dość sprytna. Zgadza się zostać kochanką królewską pod warunkiem: otrzyma pisemne przyrzeczenie, że król ją poślubi. Król przyrzeka, ale hrabina Cosel znacznie tym swój los pogorszyła. Gdy się kończy jej „kolej”, król chcąc uniknąć kompromitacji i komplikacji, rozwiązuje sprawę w ten sposób, że ją po prostu zamyka.
Jeszcze szereg kobiet (na które August łasy był jak pszczoła na miód) przewija się przez film.
Szerokie podłoże królewskiego życia pozwala na rozwinięcie wielkiej ilości motywów, z których większość jest polska. Gdy w towarzystwie hrabiny Königsmark jedzie król do Warszawy dla załatwienia ważnych, nie cierpiących zwłoki spraw publicznych, spotyka po drodze wesele chłopskie. Dziarska chłopska muzyka, gratka zobaczenia „swoich” chłopów każe królowi się zatrzymać. Wywołują karczmarkę:
– Weselisko mamy dziś w gospodzie, – mówi fertyczna gosposia (doskonale zagrana przez aktorkę warszawską p. Wandę Jarszewską). – Tańczą już trzeci dzień, cięgiem jedzą, cięgiem piją.
Król objawia ochotę zobaczenia tego wszystkiego i przenocowania w karczmie. Na to karczmarka:
– Dla koni znajdzie się miejsce i żarcie. Dla jaśnie państwa chyba nic. Wyjedli, wypili, nic nie zostawili.

Ale goście okazują się głodni. Chcą jeść.
– Ojej byłabym zapomniała, – przypomniała sobie naraz gospodyni. – Mam przecie specjał w sam raz dla zamorskich gości. Rarytas, proszę jaśnie państwa – ziemniaki!
– A na co okrasę? – pyta król za pośrednictwem tłumacza.
– A no na różno ludzie to jedzą. Może być do smaku kapusta, twaróg, cebula. Co państwo rozkażą.
– Tylko nie cebula, – zastrzega się król, spodziewając się romansu, dla którego przede wszystkim kazał się zatrzymać, chcąc zdyskontować przydrożną sympatię.
W izbie wesele wre, krokwie trzeszczą, basetla gra, kobzy buczą, chłopi pijani i nieprzytomni w szale tańcowania. Król patrzy na to z zachwytem.
– Moi ludzie (o Saksończykach mowa) nie mają tyle pieprzu, co ci tutaj – zwraca się król do swojej świty. Gdy rozlega się wieść, że w karczmie bawi król, chłopi nie chcą dać temu wiary. Wtedy August Mocny popisuje się łamaniem podkowy, którą daruje młodej parze (narzeczoną gra Loda Halama). Teraz zabawa zaczyna się na nowo!

Król August starzeje się. W niewielkim gronie bliskich ludzi spędza ostatnie lata w Warszawie, bez sympatii ludu, z wewnętrznym przeświadczeniem, iż całe jego panowanie było tragiczną pomyłką. We wzruszającej scenie mówi o tym swemu błaznowi, jedynemu człowiekowi, któremu pozwala mówić to, co czuje i wobec którego sam nic nie ukrywa. Co prawda ma jeszcze płonne nadzieje utrzymania korony dla syna.
Pewnego dnia rozgoryczony wybiera się na miasto, do Fukiera. Naturalnie incognito. Na frasunek dobry trunek. I tutaj poznaje tę, która bez ogródek i bez litości miała mu powiedzieć, że jest stary i że go już kochać nie można. Hanusia nazywa się ta młoda Fukierówna (gra ją baletnica Wysockiej: Mira Wiszniewska[3], występująca po raz pierwszy przed obiektywem). Śpiewa ślicznie i podbija stare królewskie serce. Winiarz, widząc przed sobą tak niezwykłych gości, zachwala swą piwniczkę, skąd wina, jak mówi, godne są ust samego monarchy. „Tak więc uważasz, – odpowiada król, – przyjdź zatem jutro na zamek i przyprowadź córeczkę. Postaram się uzyskać dla ciebie audiencję, a kto wie może i dostawę”…

Nazajutrz młoda Hanusia przychodzi na zamek. Przepych oszałamia ją, olbrzymie sale, wykwint, nieznana jej przedtem cudowność urządzeń. Wszystko wydaje się jej bajką, z której się lada chwila obudzi, pełna rozczarowań. Jeszcze wczoraj, gdy król płacił, na monetach dostrzegła wielkie podobieństwo owego nieznajomego pana z królem.
– Nos ten sam, – ośmieliła się powiedzieć, – ale loków pan nie ma takich samych. (W winiarni król był bez peruki.)
Nazajutrz na głowie nieznajomego pana znalazła się i peruka. Panna z miasta znalazła się przed obliczem królewskim. Pełna oszołomienia stała przed nim.
– Co wiesz o królu, – pyta ją August.
– Mówią, że łamie podkowy, – odpowiada Hanusia.

Król każe podać podkowę. Chce ją przekonać, że wersje o sile króla nie są przesadzone. Król przystępuje do roboty. Ale tym razem to, co było ulubioną i nietrudną stosunkowo zabawą dla Augusta przez całe jego życie, niestety, okazuje się nadspodziewanie ciężkie. Nie udaje się. Król irytuje się, wyrzuca dworzan, chce zostać sam. Dworzanie wychodzą. Chce wyjść i Hanusia.
– Jak to, chcesz i mnie zostawić samego? – z drżeniem w głosie mówi król.
– Król nigdy nie jest sam, – odpowiada Hanusia, jakby z czytanki szkolnej.
– Król nie jest sam? – powtarza z bolesnym sarkazmem August. – Co ty wiesz o królu?
– Że trzeba go kochać, czcić i modlić się za niego.
– Więc zaczniemy może od „kochania”?
Król próbuje ją objąć. Dziewczyna wydziera się z jego objęcia.

– Czy nie mogłabyś mnie pokochać? – pyta król w rozpaczy.
– Pan jest już… za stary…
Po tej odpowiedzi król rozumie, że pozostaje mu tylko śmierć, że purpura królewska, bogactwo, wszystko, co posiadać można na tym świecie, nie ma znaczenia wobec faktu, że jest już stary. Jego życie jest skończone.
O wierności szczegółów polskich dbali ludzie, których nazwiska mówią same za siebie. Nad dialogami czuwał: Stanisław Wasylewski, nad kostiumami: Lorentowicz-Karwowska, nad muzyką: Leon Schiller i Roman Palester, nad dekoracjami: dr Przypkowski. Należy jeszcze nadmienić, że części filmu, rozgrywającą się w Polsce, mówione są przez aktorów polskich: Wiszniewską, Halamę, Jarszewską, Balcerkiewiczównę i Suchcickiego – w języku polskim. Część niemiecka natomiast po niemiecku.
[1] August II Mocny (niem. August II der Starke, in. August II Sas) – ur. 12 maja 1670 w Dreźnie (według kalendarza juliańskiego), zm. 1 lutego 1733 w Warszawie. Od 1694 elektor Saksonii, w latach 1697–1706 i 1709–1733 elekcyjny król Polski.
[2] Birbant – mężczyzna prowadzący hulaszczy tryb życia.
[3] Chodzi o Tamarę Wiszniewską, która na początku swojej kariery używała imienia Mira.
Zdjęcie wprowadzające: Tamara Wiszniewska w przerwie zdjęć do filmu August Mocny (1936). Źródło: „Kino” 1935, nr 51.