„Prokurator Alicja Horn” (1933)

Mirela Tomczyk
24 stycznia 2020 roku

Opublikowana w 1933 roku powieść Prokurator Alicja Horn Tadeusza Dołęgi-Mostowicza stała się kolejnym bestselerem w dorobku tego młodego, ale uzdolnionego pisarza. Rok wcześniej wydał świetną i głośno komentowaną powieść Kariera Nikodema Dyzmy. Dlatego też nie ma co się dziwić, że Prokurator Alicja Horn od razu wzbudziła zainteresowanie producentów filmowych. Zresztą filmowcy chętnie później sięgali po powieści Mostowicza, ponieważ ich wartka akcja, aktualność społeczna i płynność opowieści nie tylko były gotowymi scenariuszami, ale również gwarantowały sukces finansowy i frekwencyjny. Sam Dołęga-Mostowicz był autorem kilku scenariuszy i nawet zagrał w zekranizowanym w 1939 roku Testamencie profesora Wilczura. Film, niestety, nie zachował się. A przynajmniej nic nie wiadomo o zachowanej kopii czy choć fragmencie.

Jak zauważył Władysław Brauman: „W powieściach Mostowicza akcja toczy się wartko, przy ich lekturze widzi się po prostu osoby występujące w nich, słyszy się ich głosy, dzieli ich smutki i radości, żyje niejako ich życiem. Te zalety i ta treściwość, którą krytyk tej miary, co Adam Grzymała-Siedlecki określił słowami: «Każde jego zdanie żyje – nic papieru»” („Światowid” 1939).

Fabuła książki Prokurator Alicja Horn oczywiście różni się od filmowej ekranizacji. Otóż w książce Alicja Horn dąży do skazania niewinnego Jana Winklera na karę śmierci z nieczystych, osobistych pobudek. Chce się zemścić za odtrącenie jej miłości.

Jadwiga Smosarska w jednym z wywiadów powiedziała, że ten wątek został usunięty, bo i tak nie przeszedłby przez cenzurę: „Cenzura nie dopuściłaby np. tego, żeby prokurator, mający w rękach dowody niewinności oskarżonego, z powodów osobistych dowody te ukrył i oskarżał” („Światowid” 1933). Prokurator miałby być przestępcą? Fałszywie oskarżającym? Toż to podważanie urzędu, podkopywanie wiarygodności sądownictwa, godzenie w instytucję państwową!  

„Światowid” 18 grudnia 1933, nr 51

Film skupił się na wątku miłosnym bohaterów, który opiera się na, zdiagnozowanym dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, syndromie sztokholmskim. Zgwałcona w wieku 14 lat Alicja Horn doszła ciężką pracą do wysokiego stanowiska, jakie do tej pory zarezerwowane było tylko dla mężczyzn. Dzięki determinacji, inteligencji i pracowitości spełniła marzenie o pracy w sądownictwie, o ściganiu przestępców i karaniu ich z całą surowością, ale sprawiedliwie. Na pewno miała świadomość, że przetarła ścieżkę dla przyszłych pokoleń kobiet, które będą chciały pójść w jej ślady. Przecież po drodze musiała walczyć z ostracyzmem kolegów sędziów i prokuratorów.

Jej życie prywatne było ustabilizowane, miała pod swoją opieką młodszą siostrę byłego męża, niepełnoletnią Julkę Horn. Niestety, w filmie nie jest wyjaśnione (a przynajmniej w tym zachowanym fragmencie, bo, jak wiecie, film jest niekompletny), co stało się z bratem Julki. Zmarł? Państwo Horn postanowili się rozstać z powodu niezgodności charakterów? W każdym razie Alicja nie była rozpaczającą wdową, lecz kobietą poukładaną i żądną sukcesów.

Paweł Owerłło, Jadwiga Smosarska, Janina Krzymuska, Roman Deren

I wtedy, gdy pięła się brawurowo po szczeblach kariery, w jej życie ponownie wkroczył gwałciciel. Jan Winkler, bo o nim mowa, nie poznaje w kobiecie dziecka, które skrzywdził przed laty, ale Alicja rozpoznaje w nim Bohdana Druckiego, mężczyznę, który zaważył na całym jej życiu. Drucki, wiodący przestępcze życie, ścigany przez policję, wyjechał do Stanów Zjednoczonych i po wielu latach powrócił, przybrawszy nazwisko Jan Winkler. Pożyczył od profesora Karola Brunickiego, wybitnego naukowca, pieniądze na otworzenie nocnego klubu o nazwie Argentyna. Ów profesor przeprowadzał nielegalne eksperymenty na kobietach w ciąży, więc zażądał od Winklera, aby ten dostarczał mu do kliniki młode, samotne kobiety. Warto zaznaczyć, że Winkler wcale nie wzdrygał się przed odurzaniem dziewcząt chloroformem. Było mu też obojętne, co z nimi robi prof. Brunicki w swojej klinice. W filmie nie jest wyjaśnione, o jakie pokątne eksperymenty chodzi, możemy się jedynie domyślić, że mogą to być badania prenatalne, ale może też chodzić o badania eugeniczne, tak spopularyzowane w latach trzydziestych. „Ilustracja Polska” ze stycznia 1934 roku określa profesora mianem „przyrodnika” pracującego „nad jakimś wielkim wynalazkiem”. A „Kino dla Wszystkich” z 1933 roku opisuje rolę Bogusława Samborskiego jako „niesamowicie tajemniczego lekarza przypominającego w ogólnych zarysach postać dr. Moreau”. Z kolejnego numeru „Kina dla Wszystkich” dowiadujemy się, że prof. Brudnicki to „eksperymentator, nie cofający się przed wiwisekcją”.

Stare Kino
Jadwiga Smosarska
Franciszek Brodniewicz

I będąc na takich etapach swojego życia, bohaterowie znów się spotkali. Pewnego wieczoru Alicja Horn odwiedziła Argentynę („Jest to najwytworniejszy dancing stolicy, gdzie gra najlepsza orkiestra, a występują najpopularniejsze gwiazdy z Lodą Halamą na czele” – jak pisało „Kino dla Wszystkich” w 1933 roku). Starała się zwrócić na siebie uwagę Winklera, a że była bardzo piękna i inteligentna, to ten kobieciarz szybko podchwycił przynętę i od tej pory starał się pozyskać jej względy. Alicja trzymała go na dystans i skutecznie się opierała, ale pewnego dnia targana emocjami wykrzyczała mu przeszłość w twarz. Wstrząśnięty Winkler włożył jej w ręce rewolwer i zażądał, aby wykonała na nim wyrok… lub by mu uległa. Dla nikogo nie będzie tajemnicą, że scena kończy się namiętnym pocałunkiem Winklera i Horn.

Ale dość o fabule, ponieważ znacie ją doskonale; a jeżeli nie widzieliście filmu, to nie zamierzam psuć przyjemności z jego oglądania.

Na początku sierpnia 1933 roku w prasie filmowej pojawiły się informacje, że wytwórnia Leo-Film wzięła na warsztat popularną powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, która wcześniej była drukowana w odcinkach w „Wieczorze Warszawskim”, Prokurator Alicję Horn. Michał Waszyński (to miał być jego piąty film w tym sezonie) i Marta Flantz mieli współreżyserować, scenariusz miał opracować Bolesław Land we współpracy z autorem, a w rolach głównych wystąpić mieli: gwiazda kina Jadwiga Smosarska i debiutujący na ekranie Franciszek Brodniewicz.

Franciszek Brodniewicz
Bogusław Samborski

O ówczesnej anonimowości tego bardzo popularnego w późniejszych latach aktora niech świadczy zapowiedź w czasopiśmie „ABC” z sierpnia 1933 roku: „W roli jej partnera zadebiutuje aktor teatrów łódzkich p. Brudnicki. Zagra on postać Druckiego. Zdaniem fachowców aktor ten znakomicie nadaje się do odegrania roli stuprocentowego mężczyzny i uwodziciela, jakim jest w powieści Drucki”. A „Trubadur Warszawy” z 1934 roku pisał o Feliksie Brodniewiczu.

Choć prawdę mówiąc, Franciszek Brodniewicz zagrał już wcześniej w filmie. Był Zygmuntem III Wazą w niskobudżetowym obrazie Car Dymitr Samozwaniec z 1921 roku. Film był wyprodukowany w Bydgoszczy i pewnie nie mógł liczyć na ogólnopolską dystrybucję.

O Brodniewiczu usłyszały dwie panie, które pojechały do Łodzi obejrzeć przedstawienie, w którym grał. Po spektaklu odszukały go za kulisami teatru i zaprosiły na zdjęcia próbne do Warszawy. Mówię tutaj o właścicielce wytwórni Leo-Film Marii Hirszbein i reżyserce oraz aktorce Marcie Flantz.

Ale i dla Jadwigi Smosarskiej był to w pewien sposób również debiut. Zagrała wyrazistą postać, kobietę wyzwoloną i stanowczą, współczesną, dała się poznać „w roli pozbawionej mdłego sentymentu chwili. Po raz pierwszy miała okazję wykazać obszerność skali swego talentu, pokazać się w innym, nowym świetle” („Głos Poranny” 1934). Tak sama podsumowała swoją rolę: „Jestem prokuratorem. Prokurator Alicja Horn. […] Jest to rola dla mnie całkiem nowa i ciekawa. Pracuję nad nią z pasją, a zarazem z zadowoleniem. Postać Alicji Horn daje bowiem duże pole do popisu. Odtwarzając ją na ekranie, przechodzę wszystkie niuanse emocjonalne i uczuciowe: od radosnego szczęścia, poprzez zgrzyty rozczarowań, aż do okrutnej i pełnej rezygnacji zemsty… Prokurator Alicja Horn nie jest dla mnie tylko rolą, ale okazją do artystycznego wypowiedzenia się” („Kino dla Wszystkich” 1933). W wywiadach często podkreślała, że długo czekała na odpowiedni scenariusz, odrzucając proponowane jej role „panienek z dworu”.

Po raz pierwszy też pojawiła się w filmie dźwiękowym. Wprawdzie wyprodukowane wcześniej dwa filmy: Rok 1914Księżna Łowicka były filmami udźwiękowionymi, gdzie głos zapisany był na taśmie filmowej, jednak narracja i styl gry aktorskiej był zdecydowanie jeszcze manierą filmów niemych. Filmy te możemy zaliczyć do filmów eksperymentujących z dźwiękiem, a nie dźwiękowych.

Za dekoracje odpowiadał inż. Jacek Rotmil, a za kamerą stanął Albert Wywerka. Muzykę skomponował Władysław Dan.

Na pierwszym planie Loda Halama, w dalszym ujęciu: Jan Kurnakowicz, Wojciech Ruszkowski i Stanisław Stanisławski

Zdjęcia plenerowe zaplanowano na wrzesień, a wejście do atelier na październik. Ze względu na to, że dzień zdjęciowy w atelier Falangi kosztował tysiąc złotych, aktorzy byli zobowiązani do obecności w nim od rana do wieczora, aby jak najszybciej wyjść ze studia.

Film został zakontraktowany przez kino Apollo w Warszawie. Oznaczało to, że kino Apollo wyłożyło pieniądze na jego realizację i dzięki temu film będzie wyświetlany w nim w pierwszej kolejności. Był to system kin zeroekranowych, czyli premiera filmu odbywała się w jednym z takich kin, a potem kopia trafiała do kolejnych i coraz to dalszych, prowincjonalnych kinoteatrów. Premiery, oprócz warszawskiej (23 grudnia 1933 roku), odbyły się równocześnie w Łodzi (kino Grand), we Lwowie (kino Palace), w Krakowie (kino Uciecha), w Białymstoku (kino Modern) i w Sosnowcu (kino Palace).

W ramach promocji Jadwiga Smosarska odwiedziła Łódź, gdzie w kinie Grand aktorka chętnie rozdawała uśmiechy i autografy, a także odpowiadała na pytania dziennikarzy.

Część zdjęć plenerowych była kręcona w Ojcowie i okolicy. Ekipa na te dni zatrzymała się w pensjonacie w Ojcowie. Również Wawel stał się tłem dla tej filmowej opowieści. 

Podczas wizyty w atelier „Brodniewicz opowiada, jak to pierwszego dnia zdjęć, kiedy wchodził do gabinetu prof. Brudnickiego (B. Samborski), napotkał tam osiem kotów, na których profesor robił swe tajemnicze doświadczenia i jak jeden z kotów udrapał go w rękę, powodując instynktowny odruch złości, na ekranie godny nazwy «genialnego chwytu» aktorskiego” („ABC” 1933). Sama Smosarska tak wypowiadała się o grze partnera: „Szybko oswoił się z obiektywem, grał równo i spokojnie, co rzadko zdarza się debiutantom. Ma już teraz w Warszawie markę i na pewno będzie grywał do filmu. Kinomanki nazwały go nawet polskim Clivem Brookiem…” („Głos Poranny” 1934). Brodniewicz mówił o swojej roli: „I oto objąłem trudną, lecz interesującą rolę Winklera. Doskonale czuję się przed aparatem. Nie mam nawet tremy. Jak do tego doszedłem?… Kiedy gram, nie myślę o filmie. Wczuwam się w odtwarzany stan psychiczny. Żyję” („Wiadomości Filmowe” 1934).

Jadwiga Smosarska
Franciszek Brodniewicz

Wydaje mi się, że Maria Hirszbein chciała wyprodukować współczesny film o nowoczesnej kobiecie i powieść Dołęgi-Mostowicza doskonale się do tego nadawała. Film, który by pokazywał zmiany następujące w społeczeństwie. Reagował na ewolucje społeczne. Wielka Wojna wymusiła przemiany socjologiczne, bo gdy mężowie i synowie ginęli na wojnie, to kobiety musiały utrzymać swoje rodziny, parając się pracami zarezerwowanym dotychczas tylko dla mężczyzn.

W 1918 roku polskie kobiety uzyskały prawa wyborcze. W 1925 roku pojawiła się w Polsce pierwsza pani adwokat Helena Wiewiórska, w 1928 roku Stanisława Paleolog jako pierwsza kobieta w Polsce została oficerem policji, w 1929 roku mieliśmy pierwszą sędzię Wandę Grabińską, w 1933 roku Zofia Neuding została pierwszą notariuszką. W 1936 roku pierwsza kobieta, Marta Bertrandt (lub Bertrand), objęła stanowisko sołtysa w jednej z gmin obok Wejherowa, w pow. morskim. Sama Maria Hirszbein była od 1924 roku właścicielką wytwórni filmowej Leo-Film, która zakończyła swoją działalność dopiero wraz z wojną. Czasy się zmieniały. A kino powinno przemawiać do współczesnego widza.

A może jednak nie chodziło o gloryfikację silnych, robiących karierę zawodową kobiet? Bo przecież wyemancypowana Alicja Horn przegrywa. Znienawidzony kochanek, który ją dwukrotnie wykorzystał i porzucił, odchodzi uniewinniony i w chwale dobroczyńcy ludzkości. Julka Horn, wychowanica Alicji, odnajduje w końcu swoje miejsce w życiu, ale nie jest ono przy pani prokurator. Przegrała ważną dla niej rozprawę, a jej pełna emocji mowa oskarżycielska nie dała zamierzonego efektu. Jej osamotnienie podkreśla pusty korytarz sądu, gdy wraca do swego prokuratorskiego gabinetu. Koniec.

Pozostaje wierzyć, że pani prokurator Alicja Horn poświęci się pracy i będzie odnosić sukcesy, wsadzając zwyrodnialców za kratki. Że choć życie prywatne przyniosło jej ból, to kariera zawodowa będzie pełna sukcesów i zrobi ona w swoim życiu wiele dobrego. Może o to chodziło? O całkowite poświęcenie się wyższej sprawie? Służbę społeczeństwu?

Franciszek Brodniewicz
Bogusław Samborski

Głosy prasy były raczej krytyczne wobec filmu. Z wieloma zarzutami spotkała się niejasna rola Bogusława Samborskiego, który to miał przeprowadzać nielegalne eksperymenty, a na koniec okazało się, że dokonał przełomowego odkrycia dla ludzkości. Jakiego? Tego się z filmu nie dowiadujemy.

W książce historia prof. Brunickiego rozpoczyna się wiele, wiele lat wcześniej. Żona profesora, wyraźnie zauroczona Bohdanem Druckim, urodziła syna bardzo podobnego do obiektu swojego pożądania. Jednak oboje zapewnili Karola Brunickiego, że między nimi nigdy nic nie było, że nie posunęli by się do zdrady przyjaciela i męża. Brunicki uwierzył im i rozpoczął eksperymenty na kobietach w ciąży po to, aby sprawdzić czy zapatrzone w konkretnego mężczyznę urodzą podobne do niego dziecko. Trochę szalone, trochę śmieszne, trochę naiwne z dzisiejszej perspektywy.

W „Wiadomościach Literackich” zaraz po premierze pojawiła się bardzo krytyczna recenzja, w której dostało się twórcom: „Bezkarnie uchodzi im bezgraniczna płaskość, a nawet wręcz niemoralność fabuły, niedołężna konstrukcja (nie potrafiono wyzyskać nawet tych momentów, które w samej powieści, stanowiącej prototyp filmu, mają bardziej filmowy charakter, np. wykradzenie bohatera z więzienia), fatalna obsada ról”.

„Kurier Wileński” pisał o zaledwie kilku znośnych fragmentach, a Smosarską nazwano „przeciętnie zdolną aktorką”, która ma pospolitą, bezmyślną, lalkowatą twarz, wręcz „sadzaweczkę obojętną, którą jest buzia”. Mirska nie powinna się pokazywać jeszcze długo na ekranie, a mówi okropnie, „zupełnie jak aptekarzówna z Psiego Dołka”. Brodniewicz „poprawny”, ale więcej nie da się o nim nic powiedzieć. Za to pochwalone zostały muzyka Dana, dekoracje Rotmila, rola Kurnakowicza i Halamy. Ale całość jednak „denerwująca”.

Zofia Mirska i Franciszek Brodniewicz

„Nowy Kurier” pochwalił grę aktorską, ale zarzucił zdziesiątkowanie powieści Mostowicza: „Akcja wydaje się miejscami niejasna, wiele scen jest nieumotywowanych”. Zauważył, że w Poznaniu film cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem publiczności, wśród której była silna reprezentacja miejscowej palestry.

„Światowid” wręcz krzyczał o kinie dla kucharek. Aktorzy nie wykrzesali nic z wadliwego scenariusza, a montaż jest bezmyślny: „typowa siekanina scen”, „nieudolność techniczna jest tu tak rażąca, iż zadaje nam się, że oglądamy film sprzed lat 20”. Jedynym atutem filmu była naturalność mowy aktorów.

W „Kinie” pojawiła się humoreska Kobiety w togach autorstwa Jima Pokera, w której rozmawia dwóch mężczyzn. Jeden z nich, Staś, wyraźnie wolałby spotkać komornika niż kobietę w todze. A jego strach przed płcią piękną pojawił się po obejrzeniu dwóch filmów: Prokurator Alicji HornWyroku życia, w których „obie oskarżają, gromią, miotają anatemę na mężczyzn: zakała rodu ludzkiego. Kanalie, Uwodziciele. Gwałciciele. Handlarze żywym towarem. Ludożercy…”. Dalej Staś opowiada, jak to boi się odezwać do kobiety, aby nie został źle zrozumiany. A sędziom – dalej snuje swoją opowieść – będzie trzeba zakładać opaski na oczy, bo za jeden uśmiech odzianej w togę kobiety zaczną uwalniać zbrodniarzy lub skazywać niewinnych. Męski świat wyraźnie zaczął się chwiać w posadach i chyba nie wszyscy dawali sobie z tym radę.

Natomiast „Kino” chwaliło film. Według recenzentki podpisującej się Bella, pomimo trudnego zadania scenarzystom udało się skondensować i wyciągnąć najciekawsze wątki powieści. „W żadnym ze swych poprzednich filmów Jadwiga Smosarska nie wyglądała tak uroczo i nie stworzyła tak świetnej kreacji” pisała. Brodniewicza określiła jako męskiego, „o charakterystycznej, ciekawej twarzy. Aktor kulturalny, o dźwięcznym, pozbawionym teatralnego patosu głosie”. Zosia Mirska była „naturalna, swobodna, pełna wdzięku”. Loda Halama doskonała. Tak jak dekoracje inż. Rotmila. Waszyński, według recenzentki, rozwija się z każdym swoim nowym filmem.

Film, dzięki Antoniemu Spielmanowi, który nawiązał współpracę z przedsiębiorstwem Emesfilm LTD., był pokazywany w Ameryce Południowej, w Rio de Janeiro.

 

Jadwiga Smosarska i Happy
fot. Jerzy Benedykt Dorys

Na koniec przytoczę jeszcze kilka ciekawostek dotyczących filmu:

  1. Publiczność na sali rozpraw, gdy prokurator Horn oskarżała Winklera o zabicie młodej dziewczyny, tworzyli aktorzy teatrów i rewii warszawskich.

  2. Dla Lody Halamy, która brawurowo zatańczyła w Argentynie, był to trzeci film w karierze, ale pierwszy film dźwiękowy.

  3. Gdy Jan odwozi Alicję do domu, to jadą francuskim samochodem marki Delage.

  4. Sceny na dancingu Argentyna były kręcone przez trzy dni.

  5. W tym filmie zadebiutował również Wojciech Ruszkowski.

  6. W filmie zagrał pies Jadwigi Smosarskiej, który wabił się Happy.

  7. W filmie wystąpił Japończyk Touchu Ru, który był studentem Uniwersytetu Warszawskiego, studiował dentystykę, uczył dżiu-dżitsu polskich wojskowych, policjantów, studentów i gimnazjalistów.

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Robert

Co do ostatniego akapitu dotyczącego Pana Tonchu Ru to był to Koreańczyk. Po wojnie był pierwszym wykładowcą języka koreańskiego na UW. To czlonek mojej rodziny. Jego losy to materiał na film