Olga Gaertner
(opracowanie)
Tadeusza Fijewskiego, niezwykle wszechstronnego polskiego aktora, kojarzymy głównie jako pana Anatola, który szuka miliona albo poczciwego Czereśniaka polecającego swego syna Tomasza (w tej roli Wiesław Gołas) dzielnej brygadzie pancernej czołgu Rudy 102.
W 1932 roku drobny Tadeusz był wciąż traktowany jak aktor dziecięcy, z którym dziennikarze „Kina” chętnie przeprowadzali rozmowy.
– I któżby się tego spodziewał? Ja najmniej. Wiem dobrze, że każdy czytelnik gdy spojrzy na nagłówek tego wywiadu i odczyta „Tadzio Fijewski jubilatem”, parsknie śmiechem i powie, że „m.s” [autor artykułu – przyp. red.] pozwala sobie na niewczesne żarty, które uchodziłby mogły jedynie na prima-aprilisa.
Ale przyznaję, że i ja nie spodziewałem się tego rodzaju wiadomości, gdy się wdałem w rozmowę z „panem” Tadeuszem jednym z bohaterów filmu Legion ulicy. Rzeczywistość jest jednak nieraz bogatsza od najśmielszych domysłów.
Gdy zadałem Fijewskiemu pytanie, jak dawno „robi” w sztuce, otrzymałem odpowiedź:
– Właśnie w tym roku mija 10 lat… gdy po raz pierwszy wystąpiłem na scenie. To było w teatrze Szyfmana. Grali wówczas sztukę Moliera Chory z urojenia z p. Zelwerowiczem w roli głównej. Byłem takim małym statystą i wraz z jeszcze jednym chłopcem ośmioletnim podtrzymywałem potężny brzuszek pana Zelwerowicza. To była moja pierwsza rola. Chodziłem wówczas tak dumny, że żaden z moich rówieśników nie miał do mnie dostępu. I oto, po dziesięciu latach znów spotkałem się z mistrzem Zelwerowiczem na scenie Teatru Polskiego w sztuce Defraudanci. Czy nie jestem jubilatem?
– Przyznaję!
Zmieniam ton i rozpoczynam rozmowę na serio.
– Czy woli pan grać na scenie czy przed obiektywem?
– Oczywiście na ekranie – z przekonaniem odpowiada 18-letni jubilat. – Na scenie, gra moja przepada całkowicie dla mnie samego. Nie mam żadnej możliwości sprawdzenia samego siebie. Wszystkie błędy i niedociągnięcia widzi reżyser, ale ja nie. Na przykład oglądałem kilka razy film Legion ulicy. O, niejedną scenę zagrałbym teraz inaczej, może lepiej. Na przykład tę, w której podstawiam Stefkowi nogę, a potem bijemy się koziołkując ze wszystkich schodów.
– A ma pan jakieś specjalne życzenia, jeśli chodzi o sztukę filmową?
– O tak! Pragnąłbym zagrać w filmie dźwiękowym. Jako aktor sceniczny z dziesięcioletnią praktyką łatwo dałbym sobie radę z trudnościami dialogów. Tak, o tym marzę i chciałbym, aby moje pragnienia szybko się ziściły.
– Jakże się panu pracowało przy Legionie ulicy, w otoczeniu autentycznych gazeciarzy?
– Bardzo przyjemnie. Przez cały czas nie mieliśmy ani jednego nieporozumienia. To kochane chłopaki, ci gazeciarze. A zresztą, kilku było z mojej „sfery aktorskiej”. W każdym razie uciechy mieliśmy sporo.
Artykuł pochodzi z czerwcowego wydania „Kina” z 1932 roku. Tadeusz Fijewski urodził się w 1911 roku, zatem w 1932 nie był 18-letnim jubilatem, albowiem liczył sobie już 21 wiosen. Przed wojną nie było niczym wyjątkowym dodawanie, bądź odbieranie sobie lat w zależności na jakie potrzeby…
Nie zmienia to faktu, że Tadeusz Fijewski to jedna z barwniejszych postaci polskiego świata artystycznego, choć większość nam współczesnych może go kojarzyć głównie z ról pociesznych staruszków. Pamiętajmy jednak, że Tadzio był dziecięcą gwiazdą „rodzimego wyrobu”, a o jego losach jeszcze niejednokrotnie wspomnimy.
Zdjęcia wprowadzające Tadeusza Fijewskiego:
1. zdjęcie portretowe. Prawa do zdjęcia: domena publiczna / „Kino” 1932.
2. kadr z filmu Chłopi. Prawa do zdjęcia: WFDIF / po Studiu Filmowym Kadr / zasoby FINA.