Hr. Xawery
„Kino”
27 stycznia 1935, nr 4
W wielkiej hali studia filmowego, gdzie M. Waszyński nakręca nową komedię p.t. Abecadło miłości, wśród wrzawy i zgiełku poznałem dwa czarujące stworzenia: małą, prześliczną, pięcioletnią kobietkę, Basieńkę, i wspaniałego, mądrego psa z rasy dobermanów – Puka.
Rozlega się donośny głos reżysera Waszyńskiego:
– Basieńka i Puk na plan!
Wówczas wbiega mała kobietka w radosnych podskokach, a za nią majestatycznie wchodzi „pan Puk”. I od tej chwili cała uwaga reżysera, operatora, asystentów i partnerów koncentruje się na tej niezwykłej parze.
Artyści? O, tak! Basieńka i Puk – to partnerzy Dodka Dymszy, którego pokochali z całego serca.
Sprawują się znakomicie. Nic dziwnego: to dla nich już nie pierwszyzna. Basieńka, jedynaczka operatora Wywerki, grała już w filmie Cham rolę córki Cybulskiego, a Puka znamy ze Szpiega w masce.
Sto pociech mają z tymi gwiazdami! Basieńka, bardzo grzeczna i posłuszna, często folguje swojej niepohamowanej naiwności dziecięcej. Grę przed obiektywem uważa za zabawę.
Razu pewnego, po sfilmowaniu pewnej sceny, rzekła do reżysera Waszyńskiego :
– Proszę pana, przestańmy się już bawić i zabierzmy się nareszcie do roboty…
Lub taki epizod: pewna scena wymagała, by Basieńka wyskoczyła przez okno za Dymszą i Pukiem. Wszystko było już przygotowane. Basia wiedziała już co ma robić, lecz w ostatniej chwili zbuntowała się:
– Nie wyskoczę!…
– Dlaczego, Basieńko? Przecież okno jest nisko, a tam leży gruby i miękki siennik…
Kiedy, ja się nie boję, tylko jakoś nie wypada, aby grzeczna dziewczynka skakała przez okno; to dobre dla chłopca.
W końcu jednak dała się przekonać. Innym razem, Basieńka miała powiedzieć Krukowskiemu: „Proszę poczekać, zaraz zawołam kogoś”, i oto całkiem niespodziewanie, już podczas zdjęcia, zamiast wyuczonych słów, powiedziała: „Niech pan będzie grzeczny i zdejmie kapelusz…”
Taka jest Basia.
Czy ładna? Spójrzcie, proszę na fotografię! Niebo przegląda się w jej błękitnych oczętach, usteczka, jak kwiatek rozchylone… Czar i urok dziecięcy rzuciła Basia na wszystkich. Wszyscy pokochali to małe cudo.
Wywiadu udzielić mi nie chciała… Była wówczas bardzo zajęta oglądaniem swoich błyszczących paznokietek, które sobie ukradkiem posmarowała lakierem. Miała z tego powodu „wielkie zmartwienie”.
– No bo, proszę pana, taka mała dziewczynka jak ja, żeby miała paznokietki lakierowane… Ludzie w kinie będą się śmiać. Co to będzie?
Tragedia.
Natomiast z Pukiem rozmowa zawiązała się łatwo. Imponujący pies na rozkaz „siad!” przykucnął na dwóch tylnych łapkach i mądrymi ślepkami zapytał czego sobie życzę.
– Przede wszystkim nie nazywam się tu Puk, tylko Teofil. Takie imię nadał mi mój przyjaciel Dodek. To kochany chłop i cudnie umie się bawić piłeczką. Basia też i ją również kocham. W ogóle wolę dzieci niż starszych.
– Czy się panu podoba praca filmowa, panie Teofilu?
– Bardzo! Zresztą – to dla mnie nie nowina. Rozumiem, czego ode mnie chcą i chętnie wykonywam rozkazy reżysera i mojego pana. Tylko, że tu w atelier od tych wielkich lamp jest strasznie gorąco i wciąż mi się chce pić… Bałem się tego pana, który przed każdym zdjęciem stukał w ten tam „klaps”. Mój pan zawsze mówi do mnie łagodnie i grzecznie, a tu „klaps, klaps”! Poprosiłem reżysera, aby tego nie było i zaprzestali. Okazuje się, że ludzie wcale nie są tak źli. Raz nabrałem Miszę Waszyńskiego i śmiałem się z tego serdecznie. A było to tak: pan Lawiński położył się na podłodze, i mnie kazali wskoczyć na niego i straszyć szczekaniem, podczas gdy on miał do mnie przemawiać najczulszymi słowami. Żal mi się go zrobiło i zamiast – szczekać ze złością – ujadałem radośnie.
„Hau, hau, niech się pan nie boi, panie kolego, nic złego panu nie zrobię” szczekałem, a reżyser myślał, że jestem wściekły… Tak go nabrałem! Ba u nas psów, „hau, hau“ oznacza i radość i złość. Ale ja tu gadu-gadu i zapomniałem, że pan jest niedyskretnym dziennikarzem i wszystko opisze w „Kinie”.
No proszę, czy Puk-Teofil nie jest inteligentny?