Mirela Tomczyk
28 kwietnia 2019 roku
Ty, co w Ostrej świecisz Bramie to film o cudzie wiary, miłości i poświęcenia, ale jest jeszcze jeden cud z nim związany. Cud, że ten film w ogóle powstał…
W listopadzie 1936 roku gazety rozpisywały się o nowym filmie religijnym, który będzie hołdem złożonym Pannie Świętej Ostrobramskiej. Autorami scenariusza byli pisarz Bolesław Gorczyński i Tadeusz Kończy, reżyserem zaś Jan Nowina-Przybylski. Asystentem reżysera został popularny aktor Jerzy Marr. Muzykę skomponowali nagradzany profesor Jan Maklakiewicz i Wiktor Krupiński, a za kamerą stanął wybitny operator Albert Wywerka. Produkcją zajęła się wytwórnia „Biuro Filmowe Stefan Nasfeter”. Główne role w tym wyciskaczu łez mieli zagrać Maria Bogda i Adam Brodzisz.
Zdjęcia kręcono na Wileńszczyźnie, jak również w samym Wilnie, w Warszawie i w atelier Falangi, gdzie ekipa wkroczyła na początku stycznia. Już z na początku marca 1937 roku „Kurier Warszawski” informował o zakończeniu montażu.
Ale zacznijmy od początku: Stefan Nasfeter, działacz katolicki na Wileńszczyźnie, podpisał umowę na scenariusz i reżyserię ze Stefanem d’Albenem (właściwie Halpernem), który dostarczył mu rękopis filmu katolickiego Dzwony ostrobramskie. Reżyser wystarał się u władz kościelnych o zgodę na zdjęcia w kaplicy Ostrobramskiej i we wrześniu 1936 roku rozpoczęły się zdjęcia plenerowe w Wilnie. „Słowo” z tego okresu streściło fabułę filmu: „Maria Bogda i Adam Brodzisz grają młode małżeństwo, 6-letnia Iwonka Petry ich córeczkę. W kościele podczas modlitwy ma nastąpić niespodziewane spotkanie ojca z żoną i córką. Rozdzielił ich nurt życia, które omal nie skończyło się katastrofą”. Oczywiście wilnianie bacznie obserwowali filmowców, którzy pracowali osiemnaście godzin dziennie.
„Kino” w tym czasie relacjonowało pobyt ekipy filmowej w Wilnie tak: „Przyjazd Marii Bogdy i Adama Brodzisza do Wilna wypadł w niezwykły czas. Całe miasto przez dwa dni tonęło w egipskich ciemnościach. Jakieś duże uszkodzenia w elektrowni, nie notowane od lat, pozbawiły miasto światła. Życie nabrało specyficznego uroku romantycznego i… świeczkowego. Gazety się nie ukazywały. Mimo to przed hotelem, gdzie się zatrzymali ulubieńcy i dobrzy znajomi z ekranu, pełno było młodych wielbicieli i wielbicielek. Tylko za cenę autografu wypuszczano Bogdę i Brodzisza na miasto. Cóż popularność kosztuje!
Na razie zdjęcia do Dzwonów ostrobramskich zabierają cały czas.
– Wie pan – rozpoczyna Bogda – z tą pogodą to zapewne będzie w Wilnie tradycyjnie. Jak tylko ktoś przyjedzie z aparatem filmowym, zaraz coś się psuje”.
Kiedy zdjęcia plenerowe zostały zakończone (18 września) i ekipa zjechała do Warszawy, do Stefana Nasfetera zgłosił się prof. Król i przedstawił mu swój scenariusz filmu Ave Maria, który powstał kilka lat wcześniej i był łudząco podobny do Dzwonów ostrobramskich. Producent postanowił zerwać umowę z d’Albenem i nie wykupił nakręconych 300 metrów taśmy filmowej. Zmienił tytuł na Ty, co w Ostrej świecisz Bramie, powierzył reżyserię Janowi Nowinie-Przybylskiemu, jak również zmienił scenariusz filmu, dopisując jeszcze jedną rolę męską. Do ekipy dołączył Mieczysław Cybulski – miał zagrać młodzieńca zakochanego bez wzajemności w Marii Bogdzie, który z czasem ustępuje przed prawdziwą miłością pary narzeczonych. Tak, narzeczonych. Znów niezawodne „Słowo” streszcza fabułę: „Młody człowiek walczy o byt, wspomagany przez kochającą matkę i narzeczoną. Na drodze swej załamuje się, ale ratunek przychodzi wraz z łaską, wymodloną przez bliskie istoty u stóp Ostrej Bramy”.
Zmiany zmusiły ekipę filmową do ponownego odwiedzenia Wilna. Jeszcze zanim filmowcy zjechali na Wileńszczyznę, telefonicznie upewniali się, czy na pewno leży tam śnieg, gdyż w planach były sceny narciarskie. Niestety, ekspedycja filmowa nie miała szczęścia. Gdy tylko pojawili się w mieście, okazało się, że śniegu nie ma za wiele, a mróz jest tak dokuczliwy, że nie tylko trudno było wytrzymać w plenerach, ale, co ważniejsze, kamera odmawiała współpracy. Na dodatek Adam Brodzisz i Albert Wywerka ciężko się rozchorowali. „Słowo” ze stycznia 1937 roku donosiło: „Obaj leżą w łóżkach i popijają mleczko z masłem i miodem, grzaną wódkę, zagryzają to pastylkami eukaliptusowymi, w wolnych chwilach wąchając mentol. A termometr wciąż tkwi w okolicach dwudziestu stopni poniżej zera”. Filmowcy pracowali jednak pod presją czasu, ponieważ zbliżał się termin wejścia do zamówionego atelier w Warszawie. Zrezygnowali częściowo z plenerów śnieżnych na rzecz ujęć miasta. Ich przewodnikiem został prof. Jan Bułhak.
Adam Brodzisz po powrocie do Warszawy wciąż ciężko chorował na grypę, więc aby nie stracić terminu wynajęcia atelier wytwórni Falanga na ul. Trębackiej, znów zmieniono scenariusz. Mieczysław Cybulski został głównym bohaterem tej historii.
W lutym 1937 roku wybuchł skandal. Otóż Stefan d’Alben oskarżył Stefana Nasfetera o plagiat i naruszenie praw autorskich, a prof. Króla o zniesławienie. W wyniku tego urząd śledczy przeprowadził rewizje „w biurze Stefana Nasfetera, w atelier filmowym Falanga, w laboratorium filmu dźwiękowego na ul. Leszczyńskiej, w zakładzie fotograficznym Zajączkowskiego i kilku mieszkaniach prywatnych. Zajęto negatywy, zdjęcia, księgę reżyserską i rękopisy scenariusza filmu Ty, co w Ostrej świecisz Bramie. D’Alben domaga się zajęcia obrazu i odszkodowania w wysokości pięćdziesięciu tysięcy złotych” („Głos Poranny”, 1937). Niedoszły reżyser uzasadniał, że nastąpiło pozorne rozwiązanie spółki.
Jednak premiera doszła do skutku. Filmowcy ze Stefanem Nasfeterem, Marią Bogdą i Mieczysławem Cybulskim na czele przyjechali do Wilna i 11 kwietnia 1937 roku w kinie Pan odbył się uroczysty pokaz filmu. Premiera w Warszawie miała miejsce później.
W czasie pobytu popularnych aktorów w Wilnie mieszkańcy bardzo chętnie towarzyszyli im przy zdjęciach. Maria Bogda, Adam Brodzisz i Mieczysław Cybulski wciąż rozdawali autografy, a jakiś sprytny przedsiębiorca sprzedawał albumy i notesiki z podobizną Bogdy lub Brodzisza na okładce, które cieszyły się popularnością. W restauracji Louvre na ul. Wileńskiej w oknie wystawowym przez jakiś czas wystawione były fotosy reklamowe przedstawiające Bogdę i Cybulskiego… dopóki nie ukradł ich jakiś piętnastoletni wielbiciel gwiazd filmowych.
Film zebrał bardzo pozytywne recenzje, ale wybrzmiewały w nich głównie dwa akcenty. Pierwszym był silny nacisk na polskie uczucia religijne. Drugi to produkcja filmu siłami polskimi i z polskim kapitałem. Jedynie Stefania Zahorska wyśmiała złośliwie obraz w kilku zdaniach na łamach „Wiadomości Literackich”.
Dzisiaj film ogląda się z oczywistym sentymentem. Myślę, że jak się odrzuci tą patetyczność religijną i patriotyczną, a skupi na wątku kryminalnym, to film staje się nader interesujący. Lena Żelichowska przy fortepianie jest wspaniała, Stanisław Sielański w jednej z niewielu charakterystycznych ról, która pozwoliła mu zerwać z wizerunkiem warszawskiego cwaniaka (nie wypowiada ani jednego słowa!). Mieczysław Cybulski wreszcie mógł rozwinąć skrzydła i pokazać, że potrafi grać emocjami, a Kazimierz Junosza-Stępowski jak zwykle wspaniały. Drugoplanowe role godne podziwu.
Zdjęcie wprowadzające: Józef Maliszewski i Maria Bogda w jednej ze scen filmu Ty, co w Ostrej świecisz Bramie. Prawa do zdjęcia: fot. Leonard Zajączkowski / zasoby FINA.