Jadwiga Migowa
„Światowid”
3 marca 1934, nr 10
Pulchne kobiety maszerują!… Wiedzie je triumfalnie Mae West, nowa gwiazda filmu amerykańskiego, groźna rywalka wężowej Grety Garbo i rozmiłowanej w stroju męskim Marleny Dietrich…
Już wkrótce pono pełne kształty, zaokrąglone linie kobiecego ciała odzyskają znów swe prawa…
Powoli ideał ostrokościstej chłopczycy – bez bioder, bez piersi – przysłoni mgła tęsknoty za figlarnie pulchną lub majestatycznie rozbudowaną kobiecością… Już coraz mniej słyszy się o forsownych kuracjach wyszczuplających, coraz częściej widuje się eleganckie panie, zajadające spokojnie zupę, ciastka lub nawet, o zgrozo! pierogi z serem!…
Wątpliwym jest, czy Mae West spowodowała tę rewolucję, być może, iż po prostu wyprzedziła nawrót do pełnych, niewieścich kształtów… Zapewne dyktatorzy filmu wyczuli, iż nastąpił przesyt nadmierną chudością i dlatego wynaleźli sobie artystkę, która się nie bała utyć i tu i tam…
Jakże zapatrują się na tę kwestię nasze polskie gwiazdy…
Oto kilka odpowiedzi pań, znanych z urody, wdzięku i szyku.
Leokadia Pancewicz-Leszczyńska, zapytana, co sądzi o zbliżającej się fali pulchności i krągłości, odpowiada:
– Cieszy mnie to bardzo, że tęgie kobiety wchodzą znowu w modę, ale ja osobiście wolałabym zeszczupleć…
Janina Romanówna innego jest zdania:
– To dla mnie największy komplement – jeżeli mi ktoś powie, że przytyłam trochę… Jestem stanowczą przeciwniczką nadmiernej chudości. Oczywiście nie znaczy to, że należy zamienić się w faskę sadła, ale piersi, biodra powinny być na swoim miejscu, a ramiona i nogi niechaj nie będą jak zapałki… Pewna estetyczna okrągłość kształtów – to ma swój wdzięk… A przy tym przy nadmiernym odchudzeniu – cera traci świeżość barwy, a skóra wiotczeje… Dlatego też gotowa jestem wołać z Mae West: precz ze szkieletami!…
Janina Macherska reprezentuje tę samą opinię co Romanówna:
– Nigdy się nie odchudzałam, nawet wtedy, gdy to było najmodniejsze, kiedy koleżanki moje i przyjaciółki znosiły męczarnie najsurowszych diet i wyrafinowanych kuracji… A ja najspokojniej w świecie jadłam zupę i nawet kluski, wówczas, kiedy one musiały zadowalać się dwoma pomidorami, połówką jabłka i tuzinem cytryn na dzień… Nie biegałam o 5-tej rano na spacery i w szale gimnastykowania nie właziłam pod szafy i kanapy… Po co psuć sobie cerę, rujnować zdrowie i nerwy… Niedobrze być grubasem – ale po cóż zaraz deską do prasowania…
Nina Grudzińska zapytana, czy zgodziłaby się przytyć, woła:
– Nie tyć… tylko nie tyć… Nie jestem zwolenniczką gwałtownego wyszczuplania kobiet tęgich, bo to się zawsze fatalnie odbija na zdrowiu i na wyglądzie, ale moim zdaniem należy uważać, aby nie przytyć. Smukła sylwetka zawsze jest estetyczniejsza… A przy tym ja osobiście czuję się o wiele lepiej, jeżeli jestem szczuplejsza… Mam wtedy więcej humoru, energii, ochoty do życia…
Zdania tedy są podzielone, ale już wyczuwa się w atmosferze prąd przyjazny dla pełniejszych kobiecych kształtów…
Zdjęcie wprowadzające: Leokadia Pancewicz-Leszczyńska, Nina Grudzińska, Janina Romanówna, Janina Macherska. Źródło: „Światowid” 1934, nr 10.