W katastrofie autobusowej Malicka, Sawan i Węgierko ranni. Leżą w szpitalu w Równem.
„ABC”
22 listopada 1929, nr 330
RÓWNE, 22.11. Tel. wł.
Wczoraj zdarzył się wstrząsający wypadek, w którym szereg osób odniosło cięższe rany.
Mianowicie pociąg osobowy, zdążający z Kiwerc do Ołyki, najechał na przejeździe kolejowym na autobus, w którym jechali Maria Malicka w towarzystwie swego męża, Zbyszka Sawana, Węgierko, impresario teatralny Narkiewicz i czterech innych pasażerów.
Wskutek silnego zderzenia, autobus został zdruzgotany, zaś jadący w nim pasażerowie odnieśli rany. P. Węgierko odniósł poważne rany głowy i szereg obrażeń cielesnych, p. Narkiewicz i dwu innych pasażerów są ciężko ranni. P. Malicka odniosła liczne rany na całym ciele. P. Sawan i dwóch pasażerów i szofer wyszli obronną ręką.
Po nałożeniu opatrunków, rannych przewieziono do Równego. P. Malicką i Węgierko umieszczono w szpitalu Czerwonego Krzyża, zaś pozostałych w szpitalu żydowskim.
Jak wiadomo, p. Malicka z mężem i p. Węgierko odbywali tournée artystyczne po kresach.
Malicka, Węgierko i Sawan ofiarami katastrofy autobusowej.
„Głos Poranny”
23 listopada 1929, nr 290
RÓWNE, 22 XI. (Tel. wł.)
Na drodze z Łucka do Równego nastąpiło zderzenie autobusu z pociągiem, przy czym ofiarami katastrofy padli: Maria Malicka, mąż jej, Zbyszko Sawan i Węgierko, odbywający tournée artystyczne po większych miastach kresowych, grając sztuki Trio i Świt, dzień i noc.
W podróży towarzyszyła im siostra Malickiej, Soboniowa oraz impresario Narkiewicz.
Po przedstawieniu w Łucku artyści przenocowali w hotelu. Ponieważ samochód Sawana zepsuł się i został odesłany do Warszawy, impresario Narkiewicz wynajął autobus, do którego wsiadło jeszcze 4 pasażerów udających się również do Równego.
Wśród gęstej mgły najechała na autobus, na niebezpiecznym przejeździe kolejowym obok Zwierowa pod Ołyką, idąca tu luzem lokomotywa z jednym wagonem.
Autobus został rozbity w drzazgi. P. Węgierko został ranny w głowę, p. Malicka odniosła obrażenia tyłu głowy, p. Sawan wyszedł cało. Ciężkie obrażenia odnieśli dalej obaj właściciele autobusu i pp. Narkiewicz oraz p. Garłowski.
Maszynista po katastrofie zatrzymał pociąg, zabrał rannych i przywiózł ich do Równego.
Rannych artystów przywieziono karetką kasy chorych do szpitala.
Należy zaznaczyć, że jest to już drugi wypadek autobusowy tych artystów w ostatnich dniach. Oto przed dwoma dniami auto własne p. Sawana, w którym oprócz p. Sawana jechała p. Malicka (małżonka p. Sawana) i jej siostra, zderzyło się z furą chłopską między Białymstokiem a Brześciem, ale nikt z jadących nie odniósł szwanku, a tylko auto zostało uszkodzone.
Nadeszłe wczoraj wieczorem do Warszawy wiadomości o stanie zdrowia ofiar wczorajszej katastrofy autobusowej brzmią uspokajająco.
P. Malicka, która doznała ogólnych pokaleczeń i potłuczeń oraz Węgierko pozostają w szpitalu w Równem. Jest nadzieja, że po kilku dniach powrócą zupełnie do zdrowia.
P. Sawan i p. Soboniowa poza lekkimi potłuczeniami poważniejszych obrażeń nie odnieśli.
W stanie zdrowia p. Narkiewicza, którego umieszczono w szpitalu żydowskim w Równem, nastąpiła pewna poprawa.
„Trzy ćwierci od śmierci”. „Wielkopolska Jlustracja” u p. B. Narkiewicza, poszkodowanego w katastrofie autobusowej pp. Malickiej, Węgierki i Sawana.
J. Orłowski
„Wielkopolska Jlustracja”
8 grudnia 1929, nr 10
Warszawa, w grudniu.
Przed dwoma, mniej więcej, tygodniami, całą Polską wstrząsnęła wiadomość o okropnej katastrofie autobusowej, jakiej ulegli znakomici artyści stołeczni pp. Malicka i Węgierko, odbywający tournée po kraju.
Dopiero teraz, gdy do Warszawy przybył p. Bronisław Narkiewicz, kierownik administracyjny tej imprezy artystycznej, udało się ustalić prawdziwe szczegóły przykrego wypadku.
Zwróciłem się wprost do p. Narkiewicza z prośbą o szczegóły. P. Markiewicz, który ledwo się jeszcze rusza, jest bowiem ciężko poraniony, przyjął mnie u siebie. Widać, że mówi z trudnością.
– Niech się pan nie dziwi, mojemu wyglądowi, ale mam pokaleczoną głowę i całe plecy w ranach. Poza tym nerwy mam tak poszarpane, że do dziś nie mogę przyjść do siebie.
– Nie wiem, czy wobec tego, mogę pana fatygować?
– Ależ proszę bardzo. Służę chętnie.
– Jakże się to stało?
– Było to tak. Ponieważ z Łucka do Równego nie ma bezpośredniej komunikacji kolejowej (70 km!), a przesiadanie z dekoracjami jest bardzo uciążliwe, wynajęliśmy w Łucku autobus. Po drodze przyłączył się do nas rewident z ministerstwa i właściciel samochodu, tak, że jechało nas ogółem 8 osób: dwaj obcy panowie, szofer, p. Malicka z siostrą, Węgierko, Sawan i ja.
W okolicy Ołyki, jest niedaleko Równego, droga wypadła nam przez tor kolejowy. Nie był to normalny przejazd. Po prostu szosa przecina się z torem, który w dodatku w tym miejscu skryty jest za drzewami i ostro zakręcał.
– Jak to? Więc na przejeździe niema żadnego posterunku?
– Ale gdzież tam? Nie tylko posterunku i szlabanu, niema nawet ostrzegawczej tablicy. Literalnie nie. Nie słysząc i nie widząc pociągu, wjechaliśmy na przejazd. Kiedy już znajdowaliśmy się na torze, zobaczyliśmy pędzący pociąg.
To była straszna chwila!
Sawan krzyknął do szofera „prędzej!”, ale, niestety, było już za późno. Pociąg całym rozpędem wpadł na nas, rozbijając w kawałki tył karoserii.
W tej chwili straciłem przytomność. Obudziłem się dopiero w pociągu, wiozącym nas do Równego.
W wagonie wyglądało to naprawdę strasznie. Z katastrofy wyszli cało tylko szofer, Sawan i siostra p. Malickiej. Najokropniej poraniona była sama p. Malicka. Ujrzałem ją też leżącą na podłodze wagonu w kałuży krwi, a nad nią mąż, odchodzący od zmysłów z rozpaczy. Węgierko miał na głowie ranę ciętą długości 10 cm. Jak ja wyglądałem może pan sobie wyobrazić. Obaj nasi przygodni towarzysze mają połamane nogi.
W Równem oczekiwali nas już lekarze z noszami i wielki tłum ludzi. Muszę przyznać, że zaopiekowano się nami więcej niż serdecznie.
– Jakże się czuje obecnie p. Malicka?
– Już znacznie lepiej! Za kilka dni będzie już pewno występować.
– Kto, pańskim zdaniem, winien jest całej tej katastrofie?!
– Oczywiście niedbalstwo dyrekcji kolejowej! Toć, proszę pana, nie pierwszy wypadek w tym miejscu. Jest to już czwarta z rzędu taka sama katastrofa.
Szczęście, że szofer zdołał choć tyle uciec pociągowi, iż uderzenie nastąpiło od tylu. Tylko temu zawdzięczamy, że jeszcze żyjemy. A prawdę moich słów potwierdza fakt, że komisja śledcza, która następnego dnia zjechała na miejsce wypadku, omal tak samo nie wpadła pod pociąg, który tuż za nią wjechał na tor.
– Czy macie z tego powodu duże straty?
– Kolosalne! Piętnaście odwołanych przedstawień, dekoracje i kostiumy na nic, a leczenie!… To też będziemy sądownie dochodzić naszych strat. Ale czy je odzyskamy? A kto mnie zwróci moje zniszczone zdrowie?!
Żegnamy, naszego uprzejmego interlokutora prośbą, aby raczył w imieniu czytelników „Wielkopolskiej Jlustracji” życzyć przemiłej artystce p. Marii Malickiej jak najprędszego powrotu do zdrowia.
Niedługo ją pewnie, cudem wyrwaną śmierci, znowu ujrzymy na scenie w świetnej sztuce Trio, w której wszędzie zbiera zasłużone laury.
Zdjęcie wprowadzające: Aktorka Maria Malicka po wypadku samochodowym na sali szpitalnej (3. z lewej), aktor Aleksander Węgierko (2. z lewej), impresario Bronisław Narkiewicz (1. z lewej), aktor Zbigniew Sawan (2. z prawej) i siostra Marii Malickiej, pani Soboniowa (1. z prawej). Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC).