Dymsza twierdzi, że między Lawińskim a komornikiem jest tylko mała różnica, bo gdy Lawiński przychodzi do niego w odwiedziny, to zawsze ze względu na swą tuszę zajmuje dwa krzesła, a komornik chce zająć mu wszystkie.
***
(1932 rok)
– Psiakrew! – krzyknęła Zula Pogorzelska, gdy Lawiński usiadłszy na jej torebce, zgniótł lusterko podczas zdjęć do Stu metrów miłości. – To zły znak! Ach, ty fajo!
Zrobiła się cisza. Wiadomo, jak artyści są przesądni.
Sytuacje uratował nieoceniony Dymsza, który zawołał:
– Dobra nasza! Będziemy mieli tylko 7 lat nieszczęść!
Wszyscy spojrzeli na niego z wdzięcznością…
***
W ABC Miłości Ludwik Lawiński gra z okazałym dobermanem Pukiem.
W związku z tą sceną odbył się taki dialog, między Lawińskim a Bieliczem, właścicielem psa:
– Uważaj! – mówi Lawiński do Bielicza – na wszystko się godzę: by pies skoczył na mnie, by szczekał ile zechce, ale jeśli mnie ugryzie – to ja ciebie też ugryzę w to samo miejsce…
Puk był jednak correct i Lawiński nie miał okazji wypróbowania swoich zębów na Bieliczu.
***
W nocnym lokalu siedzi wesołe towarzystwo filmowców: Dymszowie i Lawińscy. Nastrój jest „podniosły”, a nasi przyjaciele gotowi płatać figle. W pewnej chwili podchodzi do stołu jakiś podchmielony gość i kłaniając się dość chwiejnie prosi Zosię Dymszynę do tańca. Dodek nie jest z tego zadowolony i zwraca się do jegomościa:
– Bardzo mi przykro, panie ładny, ale moja żona nie może tańczyć, bo ma… protezę.
Po pewnym czasie jednak, gdy towarzystwo zapomniało już o incydencie, ponownie zbliżył się do stołu ten sam jegomość i dotknięty w ambicji powiedział:
– Pan mnie okpił, panie Dymsza, to nieprawda, że żona ma protezę, przed chwilą widziałem jak tańczyła z innym…
– Proszę pana – przerwał mu nader uprzejmym głosem jowialny Lawiński – może pan zatańczy z moją żoną… ona jest niewidoma…
***
Na ulicy Bonifraterskiej podszedł raz do Lawińskiego jakiś przechodzień i spytał:
– Czy nie wiesz przypadkiem, gdzie jest ulica Bonifraterska?
– Wiem — odpowiedział Lawiński i… poszedł dalej.
***
Mówią, że Lawiński zostanie dyrektorem komunikacji, gdyż ma pociąg do „kolejki”.
***
Nigdy nie zapomnę historii, jaka wydarzyła się z suflerem amatorem, niejakim Pekelmanem. Było to podczas okupacji austriackiej w Zamościu. Przyjeżdżam na koncert ze znaną śpiewaczką Lodą Rogińską. Koncert urządzał tenor lwowskiej operetki Napoleon Szczawiński. Na próbie okazało się, że nie zna absolutnie tekstu. Konieczny jest sufler. Szczawiński gdzieś zatelefonował i po krótkim czasie zjawia się młody wojskowy:
– Szeregowiec Pekelman odkomenderowany do dzisiejszego przedstawienia jako sufler.
– Dobrze – odpowiada Szczawiński – właź do budy.
Pekelman, z zawodu technik dentystyczny z Lwowa, szybko wszedł do budki. Usłyszał tylko od Szczawińskiego, że pani Rogińska i pan Lawiński teksty znają na pamięć, ale „na mnie wieczorem krzycz”. Trzeba wiedzieć, że zwrot z gatunku zawodowego slangu, o jakim technik dentystyczny, chwilowo sufler, nie mógł mieć pojęcia. Owo „krzycz” oznacza nieco głośniejsze podpowiadanie i, co za tym idzie, tak zwane trzymanie aktora. Więc, gdy przyszła pora na kwestię, a raczej piosenkę Szczawińskiego, Pekelman wynurzył się z suflerskiej budki i zaczął krzyczeć. Aktorzy na scenie spazmatycznie się śmiali, ale Lawiński wpadł w szał i wyrzucał z siebie nieartykułowane dźwięki. Na widowni zapanował niebywały entuzjazm, zwłaszcza, że wypełniali ją koledzy jednorazowego „suflera mimo woli”.
(Czechowicz. Hrabia, miś czy drań Hanna Faryna-Paszkiewicz, Kraków 2024, s. 264-5.)
Zdjęcie wprowadzające: Ludwik Lawiński i Puk na fotosie z filmu ABC miłości z 1935 roku. Prawa do zdjęcia: domena publiczna / Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / zasoby NAC.