„Zmartwychwstanie miłości”. Nieznany scenariusz filmowy Wł. Reymonta

„Hasło Łódzkie”
28 września 1927 roku, nr 13 

„Łódź w Ilustracji”1924, nr 14

Jeden z niemieckich dziennikarzy zamieszcza w „Berliner Tageblatt” wspomnienie o rozmowie, ja­ką swego czasu miał przed wojną we Florencji z Władysławem Reymontem.

Dziennikarz niemiecki opowiada:

– Siedzieliśmy w kawiarni na placu Wiktora Emanuela i rozmawialiśmy z Reymontem o tym i owym. Wreszcie zeszła rozmowa na film.

– Czy Pan nigdy nie pisał sztuki dla filmu? – zapytałem znakomitego polskiego literata.

– Tak jest, mam pomysł filmowy, którego jed­nak dotychczas nie zrealizowałem – odparł Rey­mont. – Jeżeliby ten film został dobrze zagrany, to wywołałby sensację. Wszystko tam polega na wy­konaniu, na grze, na nastroju, a nie na zawikłaniach akcji.

Reymont przerwał na chwilę, po czym ciągnął dalej:

– Nie ma tam właściwie akcji, a jednak chodzi o najelementarniejsze czynniki naszego życia, o to, co wszystkich obchodzi, o to, co każdy lęka się przeżyć.

– A zatem – niech mi Pan powie o co chodzi.

– Niechże Pan sobie wyobrazi: prowincjonalne miasteczko ze wszystkimi przynależnymi doń typami. Może to być polskie miasteczko, albo włoskie, albo jakiekolwiek inne. Jeden z mieszkańców tego mia­sta, człowiek około 40-letni czyni pewnego dnia spo­strzeżenie, że stracił zdolność kochania. Czuje się z tego powodu głęboko nieszczęśliwym pomimo, że jest szczęśliwie ożenionym. Wychodzi z domu, spo­tyka swojego przyjaciela. Ten wyznaje mu to samo. Spotykają trzeciego, którego już nawet pytać nie po­trzebują, bo z jego oczu czytają smutną prawdą. I tak dalej, młody gimnazjalista, który nadskakiwał w kawiarni podstarzałej kasjerce, elegancki oficer bałamucący młode dziewczęta i mężatki, młody mał­żonek, który poślubił młodą dziewczynę – oni wszy­scy nie mogą już kochać. To samo dzieje się na wsi i w stolicy. Z ust do ust idzie wieść żałobna, że mi­łość umarła.

– U Hoffmanna umarł pewnego razu czas – zauważył dziennikarz niemiecki – u Pana umiera miłość.

– Miłość umarła – ciągnął dalej Reymont – a zatem, jak Pan widzi, nie ma i nic może być żadnej akcji. Ludzie żyją dalej, załatwiają swoje interesy, nic czują się ani nieszczęśliwymi, ani też szczęśli­wymi, ale są to jakby cienie ludzi. Ale wreszcie pewnego pięknego poranku majowego, kiedy roz­chylają się pąki kwiatów, ona powraca znowu nagle, zmartwychwstaje ona: Miłość. I ci sami ludzie, o których już wspomniałem, 40-letni żonaty mężczy­zna, jego przyjaciele, gimnazjalista, oficer, młody małżonek, chłop, mieszkaniec stolicy i wszyscy bu­dzą się do nowego życia.

Wszystkie urzędy, sklepy, fabryki , biura, war­sztaty, pracownie zostają zamknięte. Ludzkość świę­ci wielkie święto Zmartwychwstania miłości.

 


Zdjęcie wprowadzające: Portret Władysława Stanisława Reymonta (1905), pędzla Jacka Malczewskiego. Fot. PAP/Reprodukcja/J. Morek.

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments