Mirela Tomczyk
24 kwietnia 2019 roku
Eugeniusz Bodo, czyli Bohdan Eugène Junod urodził się 29 grudnia 1899 roku w Genewie w Szwajcarii. Jego ojciec, Théodore Junod, był szlachcicem wyznania ewangelicko-reformowanego (kalwinem) i inżynierem z wykształcenia, a matka Jadwiga Anna Dorota Dylewska drobną szlachcianką i katoliczką. Z jednej z kart meldunkowych Teodora Junoda wynika, że Jadwiga była wyznania ewangelicko-reformowanego, ale jest to jednak błąd urzędnika, który założył, że żona jest tego samego wyznania, co mąż.
Jak wynika ze stenogramów sporządzonych podczas przesłuchań Bodo przez NKWD w 1942 roku Jadwiga Anna Dorota urodziła się w 1874 roku (ewentualnie w 1875 roku). Jednak w karcie meldunkowej Teodora Junod z 1918 roku, którą znalazłam w Archiwum Miasta Łodzi, w rubryce urodzin Jadwiga ma wpisaną inną datę. Jest to 1882 rok. Trudno mi jednak jest uwierzyć, że syn aż tak pomylił się, co do lat swojej matki, bo przecież to aż siedem lat różnicy! Może to być błąd urzędnika, ale równie dobrze Jadwiga mogła się sama odmłodzić.

13.03.1909, nr 11
Théodore Junod urodził się w Genewie 28 czerwca 1872 roku według karty meldunkowej z Łodzi, ale według karty meldunkowej z Poznania był to 30 lipca 1872 roku. Jego ojciec również nosił imię Théodore. Junodowie pochodzili z arystokracji francuskiej, która osiadła w okresie wojen napoleońskich w Szwajcarii. Nie wiadomo, kiedy dokładnie przyjechał na ziemie polskie, a właściwie do Cesarstwa Rosyjskiego, ze swoim kinem objazdowym, ale na pewno było to przed 1898 rokiem.
ŁÓDŹ
Junodowie wraz synem, po wielu wojażach z kinem objazdowym w Rosji, prawdopodobnie osiedlili się w Łodzi około 1903 roku. Bodo wspominał: „Już jako niemowlę zacząłem życie bardzo ruchliwe, dużo podróżowałem. Zjeździwszy całe imperium rosyjskie oraz pogranicze Chin i Persji, gdzie śp. ojciec mój wyświetlał filmy, zawitaliśmy do Polski i osiedliliśmy się tu na stałe. Ojciec otworzył w Łodzi teatr Urania, a mnie kształcono, chcąc zrobić jakiegoś użytecznego członka społeczeństwa” („Kino” 1930). Według niepotwierdzonych informacji Junodowie najpierw zamieszkali w Poznaniu, a dopiero później przenieśli się do Łodzi. Na początku, na kilka miesięcy 1903 roku, wydzierżawił Junod od braci Krzemińskich Gabinet Iluzji, czyli kino przy Piotrkowskiej 17.
Jednak pierwszą wzmiankę o Teodorze Junod – że był nauczycielem języka francuskiego w szkole handlowej w Łodzi – znalazłam w styczniowym „Rozwoju” z 1906 roku. Szkoła informowała, iż termin opłaty za wpis w poczet uczniów upływa 1 lutego. Podobno Junod uczył swojego syna w jednej z klas.

20.01.1907, nr 33
Ale już w styczniu 1907 roku na ul. Piotrkowskiej 17 w Łodzi pojawił się teatr Urania, który w październiku 1907 roku znalazł przystań na ul. Ceglanej 34. Był to pierwszy kinoteatr o regularnym repertuarze, a nie, jak dotychczas, sezonowy. Widownia liczyła 250 miejsc. Współwłaścicielami byli Szwajcar Théodore Junod i Duńczyk Julius Eduard Vortheil. Prawdopodobnie to Vortheil trzymał małego Genka do chrztu. Bodo został konfirmowany w czasie I wojny światowej.
W czerwcu 1907 roku Teodor Junod filmował wyścigi konne w Ksawierowie, w gminie Widzów pod Pabianicami. Impreza rozpoczęła się o godzinie 16.00. Do startu stanęły trzy konie. Teodor zobowiązał się, że łodzianie będą mogli zobaczyć film w teatrze Urania za kilka dni. W zamian za wydane pozwolenia na filmowanie wyścigu Junod obiecał, iż przychód z jednego z przedstawień w jego teatrze zostanie przekazany na cele Pogotowia Ratunkowego i już lipcu „Rozwój” donosił, że pokaz charytatywny odbędzie się 10 lipca. Przedstawienie, pełne atrakcji artystycznych i filmowych, miało zacząć się o godz. 13.00 i trwać do godziny 23.00. Na dzień przed tym wydarzeniem Teodor Junod z nieznanych przyczyn przełożył festyn artystyczny na 17 lipca. Niestety, nie mam informacji, czy do tego charytatywnego przedstawienia w ogóle doszło.
W 1908 roku Junod i Vortheil reklamowali „nowo-przerobiony” teatr Urania w łódzkiej prasie. Przedstawienia rozpoczynały codziennie się o godz. 18.00, 20.00 i 22.00, natomiast w sobotę i święta od godz. 15.00. Łodzianie mogli podziwiać grupę The Arthons, która wykonywała akrobacje, tancersko-ekscentryczno-akrobatyczną trupę 4 Klemtons, duet komicznych żonglerów Olms & Carbeth, śpiewający i tańczący kwintet węgierski Dobos, ulubionego humorystę Razdolskiego… Na koniec w bioskopie zawsze była „nowa seria obrazów” („Kurier Łódzki” 1908).

13.03.1909, nr 11
W 1909 roku przedstawienia rozpoczynały się o godz. 20.00 i 22.00, a w niedzielę i święta od godz. 16.00. Po zakończeniu przedstawienia w American Bioskope Urania reklamowała „wspaniałą serię kolorowych obrazów” („Kurier Łódzki” 1909). W marcu czasopismo „Świat” poświęciło obszerny artykuł kinoteatrowi w Łodzi, mieście zetknięcia wielu kultur i emigrantów. Gdy przed kilku laty Szwajcar i Duńczyk założyli teatr varietés Urania, było to przedsięwzięcie „na wielką skalę i w najlepszym smaku. Byli to ludzie o najlepszych aspiracjach artystycznych”. Właściciele teatru wzorowali się na music-hallach angielskich, co dwa tygodnie zmieniając repertuar. Była to rozrywka, którą mogły oglądać całe rodziny.
Budynek wzniesiony specjalnie na potrzeby teatru Urania i stanął u zbiegu ulic Piotrkowskiej i Ceglanej. „Mieści się w nim obszerna, elegancko przystrojona sala dla widzów, urządzona według najnowszych wymagań higieny i estetyki, posiadająca centralne ogrzewanie i elektryczne wentylatory. Posiada ona galerie na lekkim podwyższeniu, i wreszcie dużych rozmiarów scenę. Kurtyna, starannie ozdobiona, świadczy, że dyrekcja posuwa dbałość swoją o harmonię ogólną aż do detali” („Świat” 1909). Hasłem przewodnim teatru było: „Bawić, nie nużyć”.
„Odpowiednio zaopatrzony bufet, orkiestry dwie, jedna gra wewnątrz sali, druga na zewnątrz, weranda do spaceru, ładnie urządzony ogródek do wypoczynku latem, wszystko to łódzka publiczność umie ocenić” („Świat” 1909).

13.03.1909, nr 11
21 stycznia 1910 roku „zjazd sędziów pokoju w Łodzi rozpatrywał w drodze apelacji sprawę właściciela teatrzyku Urania (Ceglana 34) Teodora Junod, oskarżonego o przechowywanie w bufecie zakładu wódek mieszanych różnego gatunku w niezapieczętowanych flaszkach. Sąd zatwierdził wyrok pierwszej instancji, skazujący p. Junod na 75 rb. kary lub sześć dni aresztu” („Rozwój” 1910). Junod tłumaczył się podczas rozprawy, że w butelkach bez banderoli były zlewki z różnych alkoholi, nie przeznaczone do sprzedaży, a odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi zarządzający bufetem Stanisław Zięciakiewicz.
20 czerwca 1910 roku Théodore Junod podpisał z Władysławem Glogerem, dyrektorem sceny ludowej w Leśniczówce, umowę o współdzierżawienie ogrodu Leśniczówki. Dyrekcja teatru pozostała w rękach Glogera, ale Junod miał organizować przedstawienia „dla wzbogacenia repertuaru zabaw ludowych” („Rozwój” 1910). Nowi partnerzy mieli przeprowadzić rewitalizację ogrodu. Pierwszym wspólnym przedsięwzięciem, oprócz zwykłego przedstawienia, była atrakcyjna „walka” człowieka z niedźwiedziem… Oczywiście, wytresowanym.
Oprócz zaangażowania w ogród Leśniczówki Junod nadal prowadził teatr Urania, gdzie 23 czerwca odbył się benefis Edwarda Redena.
Około 1910 roku iluzjon Urania odwiedził 7-letni Ludwik Starski, dla którego było to na tyle silne przeżycie, że po latach opisał je w swoich niedokończonych wspomnieniach. Aby przyciągnąć publiczność, Teodor Junod rozkleił w całej Łodzi plakaty z napisem, iż przy wykupionych dwóch biletach rodzice mogą zabrać do kinematografu jedno dziecko gratis. Oczywiście, dziecko nie miało swojego miejsca i musiało siedzieć na kolanach jednego z rodziców. Mały Ludwik niewiele rozumiał z przedstawień kolejnych artystów, śpiewaków, kuplecistów i dopiero numer nazwany 10-letni kowboj Bodo – cudowne dziecko XX wieku go zachwycił. Na scenę wyszedł w kowbojskim kostiumie dzieciak, który „rzeczywiście był cudownym dzieckiem dwudziestego wieku: kunsztyki, jakie wyczyniał z prawdziwym kowbojskim lassem budziły zachwyt całej sali. Podrzucał na przykład jeden koniec lassa wysoko w górę i jak zaczął kręcić drugim końcem, który trzymał w dłoni, pętla lassa sztywniała w powietrzu i długo wirowała w kształcie koła nad jego głową i ani razu nie spadła. Potem zatańczył dżiga (ale jak!), zaśpiewał ładnym głosem Yankee-Doodle, a na zakończenie wyciągnął zza kowbojskiego pasa rewolwer i kilka razy wystrzelił do góry, ma się rozumieć prawdziwymi kulami, bo wyraźnie było widać, jak z lufy wyskakują dym i ogień” (Starski, droga do Oskara. Historia dwóch pokoleń filmowych, Wyd. Skorpion 1998).
Oszołomiony Ludwik Starski nie wiedział jeszcze wtedy, że może być coś wspanialszego niż występ kowboja Bodo. Po zakończonych występach artystycznych kurtyna się opuściła i pogasły wszystkie światła, z górnej ramy scenicznej wysunął się biały ekran, a na nim „pojawił się fronton Uranii, prawdziwy jak fotografia, a przecież nie fotografia, bo na fotografii nic się nie rusza, nie ma nic żywego, a tu – otwierają się szerokie drzwi wejściowe budynku teatralnego i na ulicę wychodzi z nich wysoki, przystojny pan, zupełnie jak żywy, tylko płaski. Poznałem go od razu: to był pan Junod, właściciel Uranii, ten sam, który siedział przedtem w kasie i u którego ojciec kupował bilety wejścia. Teraz – na białej roletce – widać, jak pan Junod, wyszedłszy ze swojego teatru na trotuar uliczny, idzie dziwnie szybkim, drobnym kroczkiem w naszą stronę, jak gdyby zamierzał zejść z roletki do nas, na widownię. Ale nie – zatrzymał się, uśmiecha się do nas – chyba nas widzi – następnie robi kilka ukłonów – w lewo, w prawo, na wprost – kłania się nam wszystkim, całej publice, jak przedtem robili to artyści po zakończonym numerze. W tym momencie – nowy fenomen XX wieku: spod stóp pana Junod wyskakują duże białe litery tworząc słowo: DZIĘKUJĘ” (Starski, droga do Oskara…). Cały film trwał 15 sekund, ale zrobił na młodym Ludwiku niezapomniane, ogromne wrażenie i był bardzo rozczarowany, gdy usłyszał melodię Rausschmeisser, którą zawsze grano na zakończenie przedstawienia.

„Świat” R. 4,
13.03.1909, nr 11
Będąc ciągle pod wrażeniem filmu, namówił kolegów z podwórka, aby spróbowali przedostać się do wnętrza kinoteatru na kolejne przedstawienie. Nie udało im się to. Ale pewnego dnia Teodor Junod wychodził z Uranii w towarzystwie mężczyzny oraz ogromnego psa, doga arlekina. Chłopcy jak zahipnotyzowani przesuwali się powoli w stronę Junoda, gdy nagle rozległ się krzyk jednego z malców, Ignasia, którego dog chwycił swoimi zębami za rękę. Przerażony Junod podbiegł do psa i zapobiegł nieszczęściu, chwycił chłopca i zakrwawionego wniósł go do teatru. Reszta towarzystwa była wstrząśnięta, nie dramatyczną sytuacją, ale tym, że jednemu z nich udało się dostać – i to w towarzystwie pana Junod – do wnętrza! Po chwili chłopiec wyszedł z zabandażowanym palcem lewej ręki, a w prawej trzymał kartonik: „Wargi mu drżą, głos się łamie, gdy nam pokazuje i objaśnia co to takiego. Jest to po prostu wizytówka dyrektora teatru Urania, pana Junod! Wizytówka, a na niej pięknym fioletowym atramentem, dyrektorską ręką napisane, że wizytówka ta to jest jak gdyby darmowy bilet wejścia do Uranii. I to nie raz, ale na zawsze! I nie trzeba jej oddawać bileterowi do podarcia, wystarczy tylko pokazać! Bileter rzuci tylko na nią okiem i wpuści do środka bez słowa!” (Starski, droga do Oskara…). Niestety, Ignaś nie chciał podzielić się biletem wstępu i chłopcy się okrutnie pokłócili. W efekcie tego Ignaś uciekał z biletem w ręce przed kolegami. Chłopcy wpadli na pomysł, że również postarają się wejść do teatru „na psa” i przez kilka dni włóczyli się wokół Uranii. Wydawało się w pewnym momencie, że upragniony darmowy, wielokrotnego użytku bilet jest już w zasięgu ręki, ponieważ Teodor Junod znów wyszedł przed teatr ze swoim dogiem, gorączkowo dyskutując z jakimś mężczyzną. Chłopcy pociągnęli losy i wypadło, że tym razem Mojna da się pogryźć. Niezauważony przez Junoda Mojna podtykał swoją rękę pod pysk psa, ale ten znudzony odwracał łeb w drugą stronę. „Na nic się przydawały coraz rozpaczliwsze prowokacje Mojny. Zdesperowany chłopak fukał, prychał, pokazywał psu język, wymachiwał mu ręką przed pyskiem – bez skutku. Pies nie chciał ugryźć i co takiemu zrobisz? Skończyło się na tym, że pan Junod mocno wytargał za uszy i przepędził zuchwałego ulicznika. Umknęliśmy” (Starski, droga do Oskara…).
Po pewnym czasie zagadka zachowania się psa wyjaśniła się. Teodor Junod pozbył się groźnego doga arlekina o imieniu Sambo, z którym miał same kłopoty, bo okazało się, że był groźny nie tylko dla obcych, ale i dla domowników. Kupił sobie drugiego doga arlekina, tym razem łagodnego, i również nazwał go Sambo.

Rząd Gubernialny Piotrkowski Wydział Budowlany
Archiwum Państwowe w Łodzi
W Archiwum Państwowym w Łodzi znajduje się dokument z 1911 roku w języku rosyjskim dotyczący projektu „przebudowy dwóch otworów okiennych na drzwiowe ze wstawieniem ścian wewnętrznych przy sezonowo istniejącym teatrze Urania przez dzierżawców Junoda i Vortheila pod numerami 30-30/258 przy ulicach Cegielnianej i Piotrkowskiej w mieście Łodzi”.
W 1912 roku Vortheil dostał zezwolenie na budowę kinoteatru Luna w Pabianicach. Vortheila bardziej interesowało kino, a Junoda kabaret. Ich drogi się rozeszły.
Rok 1914 wciąż był dla kinoteatrów ciężkim okresem. Wiele teatrów i teatrzyków zostało zamkniętych. „Kurier Łódzki” apelował do Towarzystwa Teatralnego w Łodzi o wsparcie zasiłkami bezrobotnych artystów. Prawdopodobnie Urania rezygnowała z przedstawień kabaretowych i wyświetlała tylko filmy.
13 lutego 1915 roku w sobotę w restauracji hotelu Palast odbył się benefis dyrektora Teodora Junoda, w kabarecie Bi-Ba-Bo, wraz z szesnastoma pierwszorzędnymi artystami i artystkami przy dźwiękach salonowej orkiestry. Spektakl rozpoczął się o godz. 17.00.
Dyrektor Junod na łamach prasy polecał się łaskawym względom klientów i zapraszał na obiady z pięciu dań (zupa, sztuka mięsa, pieczyste, desery, herbata lub czarna kawa z kieliszkiem francuskiego likieru albo dobre cygaro) po 1 Mrk. 50 fen., zachwalał różne gatunki win i piwa. A to wszystko przy dźwiękach muzyki. Od godz. 18.00 atrakcją był koncert kwintetu Melodia, a o godz. 19.30 zaczynał swój występ „internacjonalny” kabaret. Wejście było bezpłatne, a kolacja á la carte dostępna po przystępnych cenach.
W lutym 1915 roku Cino-Variété Urania, jak donosiła prasa, zmieniła swój charakter. Oprócz filmów odbywały się też produkcje kabaretowe. Atrakcją nowego repertuaru byli humorysta polski z własnym repertuarem W. Wronowski oraz węgierska tancerka Manoli. Oprócz nich wystąpiła niemiecka śpiewaczka operowa z wiedeńskiego Apollo – Seidie Bernhardt. Na otwarcie nowego sezonu wyświetlono dwa filmy: Wojna europejska i Tancerka cyrkowa.
Od 23 maja T. Junod i W. Maliszewski weszli w spółkę i w ogrodzie Meisterhaus postanowili zorganizować nową imprezę teatralną, której program miał się składać z operetek, farsy polskiej oraz międzynarodowego występu koncertowo-kabaretowego. „Tymczasem zaangażowano już pana Czesławskiego, mającego w swym repertuarze doskonałe typy charakterystyczne, pana Wężykowskiego, pannę Mirską z Teatru Polskiego, poza tym przyjeżdżają śpiewaczki z Berlina do działu Variété” („Gazeta Łódzka” 1915).
„Gazeta Łódzka” chwaliła jakość przedstawień teatru, pisano, że „był stale zapełniony doborową publicznością, która bawiła się świetnie, ale też trzeba przyznać, że pan Junod, jako Szwajcar, a więc obywatel państwa neutralnego, potrafił zorganizować ensemble międzynarodowy całkowicie zadowalający wszystkich. Mamy tu i komedię, i farsę polską”.
Wielkie Przedstawienia Variété w ogrodzie Meisterhaus – z udziałem braci Oresto (akrobaci), Baltazara (iluzjonista), Renaty (imitator damski), duetu Haliny (śpiew operetkowy), Burzki (śpiewaczka), Woźniaka (baryton), braci Ostap (tańce ukraińskie), Czerwińskiego (humorysta), Roberta Kirzaka (żongler i ekwilibrysta), Lili Petipy (dziecko fenomen), Piff et Paff (akrobaci) – odnosiły sukcesy. Publiczność bawiła się znakomicie na operetce Autor i Piekarz, czyli nieporozumienie w łóżku oraz jednoaktówce Nowa robota. Za miejsca siedzące należało zapłacić 50 pf.
Jednocześnie w Café Restaurant Maxime na ul. Piotrkowskiej 58 dyrektor Junod z szacunkiem polecał doskonałe piwo z beczki, śniadania i kolacje po cenach normalnych , a obiady po 45 kop. z trzech dań. Codziennie od 17.00 można było posłuchać muzyki.
W sierpniu 1915 roku Teodor Junod dał ogłoszenie w „Gazecie Łódzkiej” ostrzegające, iż „dzierżawcy teatru Urania pp. Baumgarten i Kisielewski nie mają żadnego prawa wydzierżawiać lub sprzedawać wyżej wymieniony teatr Urania”. Podpisał się w imieniu swoim i byłego wspólnika. Co ciekawe, jedno z tych ogłoszeń było publikowane również w imieniu zmarłego byłego wspólnika. A jak wiadomo Vortheil zmarł dopiero w 1927 roku.
We wrześniu w dawnym cesarsko-niemieckim sądzie okręgowym odbyła się rozprawa wytoczona przez Junoda dzierżawcom Ogrodu Variété Urania, Baumgartenowi i Kisielewskiemu, który zażądał od nich 5000 rb. czynszu dzierżawnego. Panowie Baumgarten i Kisielewski wyjaśnili, że z powodu wojny nie było ich w Łodzi i nie korzystali z Ogrodu Uranii. Zaznaczyli, że Junod zobowiązał się, iż uzyska pozwolenie na urządzanie widowisk kinematograficznych. Z przyrzeczenia tego się nie wywiązał. Sąd odroczył rozprawę i polecił uzupełnić dowody procesowe o umowę dzierżawy.
Jadwiga Junod postanowiła uniezależnić się od męża i w 1915 roku zaczęła prowadzić własną restaurację Masque przy Teatrze Polskim, przy ul. Ceglanej 63. Polecając się „łaskawej pamięci” zapewniała w reklamie, że ceny w jej restauracji są niskie.

1916-21 z jednostki sygn. 39-221-0-4.1224701
1 czerwca 1916 roku Théodore Junod otworzył „w ogrodzie przy ul. Cegielnej 16 teatr letni, w którym prowadzić będzie operetkę w polskim i niemieckim języku, poza tym dział koncertowy. W ogłoszeniach p. Junod zaznacza, że będzie to teatr przeznaczony dla rodzin i prowadzony na wzór b. Uranii, która niegdyś wielkim cieszyła się powodzeniem wśród najszerszych mas łódzkich” („Gazeta Łódzka” 1916). Był to Teatr Letni Colosseum, do którego można było się dostać również od ul. Zachodniej 53. Reżyserem został W. Łętowski. Występowali m.in. węgierska tancerka Manola, primadonna scen lwowskich Julia Bruner, wesoła wiedenka, ulubienica publiczności Mizzi Aedy, humorysta polski C. Bronowski, znakomity wiedeński tercet Trio Fidelio, polska subretka L. Kowalska i salonowi akrobaci Duo Remo, i wielu innych… Program składał się z osiemnastu numerów.
Ale był też repertuar poważniejszy. W październiku Trupa Reszkier odegrała scenę z życia syberyjskich katorżników pt. Katorga. Spektakl rozpoczynał się o godz. 20.30, a sala była dobrze ogrzana, jak głosiła reklama.
„Początek, jak zawsze był trudny i skomplikowany. Rozumiesz, ojciec wieloletni dyrektor Variété i matka patrząca z bliska na blaski i nędze życia zakulisowego, niechętnie patrzyła na moje aktorskie próby i przygotowania do scenicznej kariery. Ojciec był początkowo nieubłagany. Stwarzał niezliczone przeszkody i nic nie potrafiło zachwiać jego stanowiska. Patrzyłem ciągle z zazdrością na rozmaitych artystów, zjeżdżających się do naszego Variété z całego świata: białych i kolorowych” opowiadał Bodo dziennikarzowi „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” w 1932 roku. W 1916 roku Théodore Junod, uległ prośbom syna i w nagrodę za pilną naukę, pozwolił mu wystąpić jednorazowo w przedstawieniu. Genek miał odegrać rolę Afrykanina w duecie z niemiecką śpiewaczką i bardzo mu to odpowiadało, bo pod skomplikowaną charakteryzacją ukrywał wypieki i silną tremę, ale ojcu chodziło raczej o ukrycie twarzy swego jedynaka przed łódzką publicznością.
Myślę, że ta opowieść Eugeniusza Bodo, pochodząca z wywiadu z „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” w żaden sposób nie koliduje ze wspomnieniami Ludwika Starskiego o „kowboju Bodo”. Bodo mógł występować jako dziecko na scenie, potem jednak rodzice postanowili wykształcić syna na lekarza i zabronili mu dalszych występów. Oboje kładli nacisk na wykształcenie jedynaka. Nastoletni Bodo, po kilkuletniej przerwie w występach, mógł mieć zwyczajnie tremę.
W 1917 roku Teatr Letni Colosseum w Łodzi nadal prowadził działalność kabaretową, a dyrektor Junod zachwalał pierwszorzędną kuchnię. Spektakle wciąż reżyserował W. Łętowski.
16 maja 1918 roku Junodowie przeprowadzają się z ul. Zachodniej 53 (dzielnica podatkowa VII) do mieszkania na tej samej ulicy, lecz pod numer 37 (ta sama dzielnica podatkowa).
W grudniu 1918 roku dyrektor Junod wraz ze swoją grupą kabaretową wyjechał na gościnne występy do Kielc. Spektakle obywały się w Teatrze Variété Orfeum (Rynek 6). Przedstawienia składały się z 14 numerów, a wśród wielu wykonawców udział w nich brał również Bodo.
Inscenizacje cieszyły się wielkim powodzeniem i publiczność zapełniała salę w każdy wieczór. Grupa aktorów została w Kielcach do końca roku i w noc sylwestrową odegrała szereg nowych skeczy, organizując również zabawę taneczną. Miejsce przy stoliku kosztowało 10 koron. A od 4 stycznia dyrektor Junod zapowiadał bale maskowe.
WARSZAWA I ROZWÓD
Teodor i Jadwiga Junodowie przeprowadzili się do Warszawy około 1919 roku, a Eugeniusz prawdopodobnie pozostał w Łodzi. Małżeństwo zaczynało się rozpadać.

Arch. Stanisława Janickiego
W maju 1919 roku w „Kurierze Warszawskim” ukazała się reklama Willi Zamek Dersława w Busku. Jadwiga Junod polecała klientom „do wynajęcia komfortowo i wygodnie urządzone pokoje dla gości kąpielowych. Położenie urocze, w pobliżu Zakładu. Wyborowe śniadania, obiady i kolacje na miejscu w cenach przystępnych”. Rezerwacji należało dokonać listownie lub telegraficznie. Tajemnicą pozostanie, czy była jedynie przedstawicielką willi w Warszawie, czy dzierżawiła przez jakiś czas zakład wypoczynkowy w Busku. Niestety, obecni właściciele Willi Zamek Dersława nie znają tej historii obiektu.
1 stycznia 1920 roku Eugeniusz Bodo przeprowadził się z Łodzi do Poznania. Po różnych zmianach adresu zamieszkał przy ul. Św. Marcina 54 u państwa Langowskich. Według karty meldunkowej z Archiwum Miasta Poznania Teodor Junod, pewnie tuż po rozwodzie, przyjechał do Poznania z Warszawy 28 (lub 29) kwietnia 1920 roku i zamieszkał na ul. Rycerskiej 11a (lub 15a). Rozbieżności wynikają z tego, iż są dwie karty meldunkowe Teodora Junod i każda inaczej wypełniona. Ale już 10 (lub 18) czerwca tego roku zamieszkał razem z synem na ul. Św. Marcina 54. Obaj panowie wyjechali z Poznania 15 kwietnia 1921 roku bez odmeldowania się na policji.
Podczas pobytu w Poznaniu Junod otworzył „koncesjonalną Agenturę Teatralną dla Teatrów, Varieté, Kabaretów, Cyrków itd. oraz Biuro Kinematograficzne na u. Rycerskiej 11A, sień 2” („Dziennik Poznański” 1920).
Ale już w 1923 roku Junod został dyrektorem i kierownikiem artystycznym „kabaretu przy stolikach” Czarny Kot, przy ul. Marszałkowskiej 125 w Warszawie.
Eugeniusz Bodo w latach 1926–1927 pracował przy produkcji dwóch filmów w Berlinie (wywiad z 1934 roku w „Kurierze Poznańskim”). Jednym z nich był znany nam, ale nie zachowany, Im Luxuszug kręcony w Austrii. Prawdopodobnie zagraniczną karierę Bodka przerwała ciężka choroba ojca, która zmusiła aktora do powrotu do Polski. Czuł się w obowiązku opiekować się nim. Théodore Junod umarł w 1927 roku w Warszawie i został pochowany na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym przy ul. Żytniej 42. Stanisław Janicki pisze w artykule z 2002 roku opublikowanym w kalwińskim czasopiśmie „Jednota”, że niejasne są relacje Bodka z ojcem, ponieważ o ile często mu zostawiał psa, gdy wyjeżdżał, to gdy ojciec zmarł, nie zadbał o jego grób. Był to grób ziemny. Administrator cmentarza, niepiśmienny Stanisław Dominiak twierdził, że grób nie miał nawet tabliczki. Miejsce to było zaznaczone w księgach cmentarza, ale podczas walk powstańczych zgrupowania Radosław w 1944 roku cmentarz został zbombardowany i dziś w miejscu pochówku Théodore’a Junoda jest inny grób. Jak ustaliła Urszula Rowińska, redaktor „Starego Kina”, dzisiaj w miejscu pochówku Teodora Junoda znajduje się grób Michała i Heleny Rudnickich.
JADWIGA ANNA DOROTA JUNOD Z DOMU DYLEWSKA

z jednostki sygn. 39-221-0-4.1224701
O matce Eugeniusza Bodo Jadwidze Annie Dorocie wiemy niewiele. Tylko tyle że urodziła się w Służewie, powiat warszawski (informacja z karty meldunkowej Teodora Junoda z Archiwum Miasta Łodzi z lat 1916–1921) w 1882 lub 1874 roku. Jednak według Wiery Rudź Jadwiga pochodziła z okolic Piotrkowa Trybunalskiego. Wywodziła się z ubogiej, drobnej szlachty, a pomimo to ślub z właścicielem objazdowego kina rodzina uznała za mezalians. Jeżeli rzeczywiście urodziła syna w wieku 17 lat, to tym bardziej zrozumiała staje się niechęć jej rodziny do Teodora Junod. Jak wynika z karty meldunkowej Bohdana Junoda, który wyprowadził się z ul. Piotrkowskiej 56 w Łodzi do hotelu Savoy na ul. Krutkiej 6 (sic!) – zawierającej jego dane osobowe, nazwisko panieńskie jego matki brzmi: Olszewska. A przecież wszyscy znamy ją jako Jadwigę Dylewską! Dokument ten znalazła Anna Mieszkowska w Archiwum Państwowym w Łodzi („Spis ludności Łodzi 1916–1921”, sygn. 39-221-0-4.1224701). Jednak we wspomnianej już wcześniej karcie meldunkowej Teodora Junoda („Spis ludności Łodzi 1916–1921”; sygn. 39-221-0-4.1224701) urzędnik wpisał w rubrykę jego małżonkę: „Jadwiga J. wł. Dylewska”. W karcie meldunkowej Eugeniusza Bodo jest ewidentna pomyłka urzędnika. Panieńskie nazwisko matki Bodka potwierdzają również karty meldunkowe z Archiwum Miasta Poznania.
Stanisław Janicki napisał w „Jednocie” z 2002 roku, że rodzice Eugeniusza zaraz po przeprowadzce do Warszawy rozwiedli się, a Jadwiga Junod wyszła za mąż po raz drugi. Jej mąż jednak szybko zmarł, a ona sama zamieszkała wówczas z synem (na pewno mieszkała już z nim w roku 1932 na ul. Wareckiej 9 w Warszawie), ale z powodu częstych stanów chorobowych rzadko wychodziła z domu.

Wiemy, że Jadwiga Dylewska towarzyszyła synowi i ekipie filmowej podczas ich wyjazdu do Afryki, gdy kręcili film Głos pustyni w 1932 roku (szerzej omówiłam ten film w „Starym Kinie” w numerze 2/2017). Na czas wyprawy objęła funkcję „generalnej opiekunki i matki całej kompanii” („Kino” 1932).
Opiekowała się ekipą również przy kręceniu Czarnej perły. Bodo wspomniał, że często zasięgał jej rady przy tym filmie.
Nie wiemy, jaki był stosunek Jadwigi Dylewskiej do Reri. Jedne źródła podają, że jej nie znosiła, a inne, że uwielbiała. Reri na pewno grała rolę uległej synowej, gdyż w wywiadzie zamieszczonym w „Kinie” z 1933 roku z Bodo, Reri i właśnie Jadwigą Dylewską, na pytanie dziennikarza o usposobienie Reri, to Dylewska odpowiedziała, że istna z niej domatorka i nigdzie, oprócz regularnych wizyt w kościele, Reri nie wychodzi. Gdy Reri się przyznała, że pali papierosy, Dylewska autorytarnie stwierdziła: „I palenie rzuci”. A jak wiemy, Reri ani alkoholu, ani papierosów nie porzuciła do końca swojego życia.
Jadwiga Junod-Dylewska zmarła 16 stycznia 1944 roku w wieku 69 lat (za filmem w reż. Stanisława Janickiego Eugeniusz Bodo – Za winy niepopełnione) i zapisała cały swój majątek (ruchomy i nieruchomy), a także majątek syna „zborowi kalwińskiemu na Żytniej”. Niestety, wszystkie dokumenty zboru uległy zniszczeniu podczas działań wojennych. Pozostaje tajemnicą miejsce pochówku Jadwigi Anny Doroty, bo dzięki ustaleniom Urszuli Rowińskiej, wiemy, że na pewno nie została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym razem z pierwszym mężem, jak dotychczas sądzono.
Redakcja „Starego Kina” przeprowadziła poszukiwania grobowca rodziny Dylewskich oraz pojedynczego grobu Jadwigi Dylewskiej na Starych Powązkach, ale, niestety, nie przyniosły one rezultatu.
KIM JEST JÉHAN POLYCARPE JUNOD?
Kolejną zagadką jest okazały grób Jéhana Polycarpe’a Junoda na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym w Warszawie, który zajmuje alejkę T, rząd 6, a sam grób jest oznaczony numerem 4. Jéhan Polycarpe Junod urodził się 3 lutego 1821 roku w Genewie, a zmarł 20 stycznia 1883 roku w Warszawie. Napis na pomniku w tłumaczeniu z francuskiego brzmi: „Tu odpoczywa w Panu nasz ojciec Jéhan Polycarpe Junod”. Kim był dla Bohdana Eugène Junoda? Dziadkiem? Pradziadkiem? Czy dalszą rodziną?
A może nie byli w ogóle spokrewnieni i jest to jedynie zbieżność nazwisk? Tym bardziej jest to prawdopodobne, że w owym czasie było kilka osób w Warszawie o nazwisku Junod.
ZWIĄZKI RODZINNE

(2014)
Innym śladem rodzinnym jest związek Eugeniusza Bodo z rodziną Szpaków. Symboliczny, bardzo skromny napis upamiętniający Eugeniusza Bodo znajduje się na Powązkach właśnie na mogile Aleksandra Szpaka. Leży w kwaterze 74, rząd/aleja 3, miejsce grobu nr 3. Jadwiga z domu Dylewska była siostrą Wiktorii Rozalii Dylewskiej, po mężu Szpak. Obie były córkami Feliksa Dylewskiego i Marianny Krzyny. Jedynym śladem łączącym rodzinę Szpaków jest również pochowana w tym grobie Irena Kulesza (Kuleszyna), która była kuzynką Bodka i opiekowała się schorowaną Jadwiga Dylewską w czasie wojny, a w latach 50. wysłała zapytanie do Polskiego Czerwonego Krzyża o jego losy. Dostała odpowiedź z dnia 17 sierpnia 1958 roku o jego śmierci 7 października 1943 roku na terenie Związku Radzieckiego. Irena Kulesza, która opiekowała się Jadwigą Dylewską w ostatnich miesiącach jej życia, na prośbę Bodka, zaniosła z ambasady szwajcarskiej do getta dokumenty, dzięki którym Karola Warsowa (żona Henryka Warsa) i jej dzieci, Danusia i Robert, zostali wypuszczeni. To ona napisała list do Stanisława Janickiego w związku z jego apelem zaraz po wojnie, aby widzowie Telewizji Polskiej przesyłali mu informacje o wojennych losach zaginionych aktorów. To dzięki Irenie Kuleszy znamy dokładną datę śmierci Jadwigi Dylewskiej i wiemy, co stało się z majątkiem jej i Bodka.
W związku z tym, że Irena Kulesza zmarła dopiero w 1983 roku, wielce prawdopodobne jest, że to z jej prywatnej inicjatywy pojawił się lakoniczny napis „E. Bodo 1899–1943” na pomniku grobowym Aleksandra Szpaka. Zarząd cmentarza powązkowskiego nie posiada żadnych dokumentów dotyczących wydania pozwolenia czy akceptacji projektu zmiany wizerunku grobu rodziny Szpaków. Tzw. symboliczny grób Eugeniusza Bodo jest prywatnym projektem.
Przykre jest to, że Eugeniusz Bodo tak długo i wciąż tak pokrętnymi drogami odzyskuje miejsce w naszej pamięci i każda inicjatywa upamiętnienia jego artystycznego kunsztu jest cenna.
Inna daleka krewna, Wiera Rudź, która pracowała przy scenografii dla wytwórni Leo Film, w 1988 roku intensywnie szukała informacji o losie siostrzeńca swojej matki, Eugeniusza Bodo. Ona również otrzymała informacje z radzieckiego Czerwonego Krzyża o tragicznej śmierci Bodka.
Niezależnie od stopnia ich pokrewieństwa z rodziną Dylewskich, obu paniom zawdzięczamy bardzo wiele. To dzięki ich staraniom tajemnicze okoliczności śmierci Bohdana Eugène Junoda ujrzały światło dzienne i to one zapoczątkowały swoją determinacją dalsze działania przywracające mu należne miejsce w panteonie gwiazd filmowych.
KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE?
Redakcja „Starego Kina”, tak jak kiedyś Stanisław Janicki, zwraca się z prośbą o przesyłanie na adres redakcja@stare-kino.pl wszelkich informacji, które pomogłyby odnaleźć grób Jadwigi Anny Doroty Junod z domu Dylewskiej. Będziemy również wdzięczni za każdą informację o rodzicach Eugeniusza Bodo, która zbliży nas do rozwiązania wszystkich zagadek.
Zastanawia nas też los prywatnego majątku Eugeniusza Bodo. Czy to możliwe, aby nie zachowały się żadne pamiątki po nim? Owszem, mieszkanie przy ul. Marszałkowskiej 132 zostało zniszczone podczas Powstania Warszawskiego, tak jak siedziba Parafii Ewangelicko-Reformowanej, ale czy naprawdę po Bodku pozostały jedynie świecznik w Skolimowie i kilka listów?
AKTUALIZACJA
Dzięki uprzejmości Stanisława Janickiego opublikowaliśmy listy Ireny Kuleszyny, w których pisze o drugim mężu Jadwigi Dylewskiej: Listy Ireny Kuleszyny, siostry ciotecznej Eugeniusza Bodo, do Stanisława Janickiego
Drugi, tajemniczy, mąż Jadwigi Dylewskiej nazywał się Myczkowski.
Zdjęcie wprowadzające: Jadwiga Dylewska, Eugeniusz Bodo i Sambo. Źródło: „Kino” 1932, nr 9.