W słoneczny, kwietniowy poranek spotykam na ulicy Franciszka Brodniewicza – pisze, w swoim reportażu do „Kina dla wszystkich” Ziuta Heyman – Naprzeciw mnie idzie, szeroki, barczysty, przystojny blondyn, wesoło uśmiechnięty i sadząc po minie, zadowolony z życia.
– Panie Franciszku, tak wcześnie na spacerze? – pytam zdziwiona, wiedząc, że na ogół artyści są niepoprawnymi śpiochami.
– Ranne spacery należą do mych ulubionych rozrywek. Czuję się szczęśliwy móc wyjść na ranną przechadzkę. Kiedy słońce zaczyna wschodzić, ludzi na ulicy jest niewiele i wokół mnie panuje spokój i cisza. Wtedy chodzę godzinami sam, ze swoimi myślami.
– Wysnuwam z tego, że Pan jest marzycielem.
– O, czasami nawet wielkim. Zresztą, przyznam się Pani, że w życiu mało jestem podobny do Winklera z ekranu. Nie uważam siebie ani za okrutnego brutala, ani tez za 100 procentowego uwodziciela.
– Jednak w rolę Winklera wczuł się Pan doskonale…
– Rolę, którą mi powierzono w pierwszym moim filmie, starałem się jak najlepiej zagrać. Była ona interesująca i odpowiadała mi w zupełności. Pozatem wszystkie wspomnienia łączące mnie z pracą nad Prokuratorem Alicją Horn, są naprawdę przemiłe. Praca z takimi ludźmi jak p. Maria Hirszbain i p. Land, musi być przyjemna. Partnerki miałem wspaniałe. Reżysera pierwszorzędnego. Słowem, miałem szczęście. Obecnem mojem wielkiem życzeniem jest nakręcić komedię, w której byłbym partnerem Jadwigi Smosarskiej. Oby moje życzenie się spełniło…
– A czy obecnie gra Pan w nowym filmie?
– Powierzono mi główna role męską w Zamachu na Skałomie. Partnerką moją jest Nora Ney. Zdjęcie rozpoczęliśmy kilka dni temu, a przyszłym miesiącu wyjedziemy na plenery (ostatecznie film zatytułowano Córka Generała Pankratowa – przyp. red.).
– Czy ma Pan również propozycje teatralne?
– Będę grał prawdopodobnie w dwóch sztukach, ale na razie nic konkretnego na ten temat nie mogę powiedzieć. W każdym razie z teatrem nie zerwałbym nigdy.
– Czy na scenie grywa Pan od dawna?
– Już kawał czasu upłynęło od mojego debiutu scenicznego w Poznaniu. Później grałem w Bydgoszczy, we Lwowie i w Łodzi skąd przyjechałem do Warszawy.
– W którem mieście czuł się Pan najlepiej?
– Było mi wszędzie dobrze, ale myślę, że najbardziej przyzwyczaiłem się do Warszawy. Mam tu tylu sympatycznych przyjaciół i znajomych, ze nie wolno mi na nic narzekać, tak jestem otoczony przyjaźnią i serdecznością.
– Teraz zadam Panu jedno niedyskretne pytanie: Czy Pan jest żonaty?
– Jestem kawalerem i ożenię się dopiero wtedy kiedy się prawdziwie, „tak na serio, zakocham”.
– Jaki jest Pana ideał kobiecy?
– Ideału nie posiadam, cenie kobiety mądre i prawdomówne. Nie cierpię fałszu i pozy. Kobieta brzydka może mi się bardzo podobać, byle była naturalna.
– Czy ma Pan ulubienicę z ekranu?
– Najwięcej uroku posiada według mnie Norma Shearer. Jest najwytworniejsza i najelegantsza z wszystkich artystek filmowych. Z gwiazdorów podoba mi się Gary Cooper.
Spacer nasz ma się ku końcowi. Sympatyczny mój rozmówca spieszył się do atelier. Przyrzekłam mu, że wkrótce odwiedzę go podczas zdjęć.
[pisownia oryginalna]