S.
„Kino”
21 maja 1939, nr 21
Każdy atom powietrza z każdym dniem coraz bardziej nasiąka słońcem.
I pewnego dnia stwierdzamy, że chude drzewo, przylepione do dekoracji kościoła, obok którego przechodziliśmy codziennie, zamieniło się w rozkwitły białym bzem poemat.
Siwa pani, która bezskutecznie starała się przez białe, lutowe dnie sprzedawać mijającym ją przechodniom zmarznięte kwiaty – dziś jakby odżyła: ma nową jaskrawą chustę na głowie i sprzedaje narcyzy radosnym, rozsłonecznionym ludziom.
Tak, to już naprawdę wiosna.
I zaraz nasuwa się wymarzony, a jakże bliski już obraz:
– morze szemrze jednostajnie i cicho – nie zamykajmy na noc okien, niech szum wody przeniknie każdą szczelinę ścian. To uspokaja – a teraz mamy przecież od tak dawna wymarzone wakacje.
Znacie to? Prawda? Najmilsze, najprzyjemniejsze w życiu wakacje.
Przeprowadziliśmy taką małą ankietę wśród „gwiazd” i „gwiazdorów” polskiego filmu i skłoniliśmy ich do zwierzeń na ten temat.
Posłuchajmy co mówi o swoich najmilszych wakacjach król humoru, „winegret” – Adolf Dymsza.
– Wiadomo. Fajna rzecz takie wakacje. Ale właściwie to – pracując od lat w charakterze komika żadnych wakacji nie przeżywałem. To znaczy w księdze urlopów mojej dyrekcji było wyraźnie napisane: „Adolf Dymsza na wakacjach” – ale w nawiasie powinno się było dodać: „…i jego rodzina…” Bo właściwie moja Zosia (żona), Zosieńka (córka) i Wisienka (córka) wypoczywają, a ja jestem biedną ofiarą. Mole najprzyjemniejsze wakacje spędziłem wtedy, gdy byłem kawalerem stanu wolnego. Ale o tym nie bardzo chcę opowiadać, bo żoneczka moja – daj jej Bóg zdrowie – „Kino” czyta i mogłaby mnie w rezultacie uszkodzić fizycznie za moją szczerość…
Eugeniusz Bodo tkliwie wspomina swą „afrykańską eskapadę”, której rezultatem był film Głos pustyni:
– To dopiero były wakacje: cztery godziny kręcenia na tydzień i całych siedem dni w sercu „czarnego lądu” przeznaczone na idealny wypoczynek!
Urocza Elżbieta Barszczewska w ten sposób opisała swoje najmilsze wakacje:
– To było trzy lata temu. W kalendarzu zaczerniła się data 23 czerwca: noc Świętojańska. Dobre bogi sprawiły, że byłam wtedy w Dubrowniku nad Adriatykiem. Pan rozumie: wspaniale, nasycone zapachem rozkwitłej agawy noce dalmatyńskie – spokojne, granatowe morze i setki łodzi rozśpiewanych rzewnymi piosenkami. Szło się wyniosłym, urwistym brzegiem w stronę zawieszonego gdzieś na przeciwko księżyca zamku, w którym narodziła się miłość księcia Windsoru i pani Simpson. Kasztel nazywał się „Szeherezada”. To było jak sen: widmowe, blade w poświacie nocy stare mury Pile i ckliwy, sentymentalny refren piosenki o Nocy Świętojańskiej…
Tak, to chyba były moje najmilsze wakacje.
Aleksander Żabczyński tak rozpoczął swe zwierzenia:
– Dla mnie każdy wolny od pracy dzień już stanowi „najmilsze wakacji”. Np. każda niedziela. Ale tylko do południa, niestety, proszę pana – bo o godzinie 3-ej muszę najczęściej, szybko przełknąwszy obiad, pędzić do teatru na „popołudniówkę”. Wyjeżdżamy wraz z żoną corocznie nad polskie morze. I rok rocznie tam właśnie święcę me najmilsze wakacje…
Innego zdania, niż popularny „Żaba”, była jego partnerka z tylu polskich filmów, wiośniana i urocza Helena Grossówna.
– Moje najmilsze wakacje spędziłam kilka lat temu w „mieście mojej matki” – w rodzinnym Toruniu. Nigdy już nie będę chyba miała milszych wspomnień jak z tego okresu. Nic nie zdoła zatrzeć owych chwil, nawet fakt, że w czasie jednej z eskapad… topiłam się i ledwo mnie odratowano…
Junosza-Stępowski stwierdza, że najlepiej wypoczął w pewnej podhalańskiej wiosce, której nazwy nie chciał zdradzać; Ina Benita uparła się, że we Lwowie kilka lat temu czuła się najświetniej, a malutka Renata Radojewska zwierzyła się nam, że najprzyjemniejsze wspomnienia ma z tych czasów, kiedy kręciła plenery do jednego z filmów w bliskim Warszawy – Rybienku.
Wszystko to urocze, miłe wspomnienia. Ale jeszcze ponętniej przedstawia się przyszłość – jakże już bliska… Dokąd pojechać? Tyle pięknych miejsc w naszym kraju przygotowuje się już na przyjęcie nas. Co wybrać? Gdzie czekają nas nasze nowe najmilsze wakacje…