Bolesław Prus
„Kuryer Codzienny”
28 maja 1896 (9.06.1896), nr 158
Niedawno wspominaliśmy, że na wystawie mebli (Muzeum Przemysłu i Rolnictwa) znalezienie się „stylu zakopiańskiego” było rezultatem zbiorowej pracy: badaczów, twórców i protektorów.
[…]
Kiedy przechodziłem przez pawilon główny na Wystawie Hygienicznej, wpadły mi w oko prześliczne fotografie, wykonane sposobem röntgenowskim przez p. Lebiedzińskiego. Zatrzymałem się i przyszło mi na myśl pytanie: co to ja wiem o p. Lebiedzińskim?
Zapewne to, co i wszyscy: że p. Lebiedziński jest u nas najgłębszym znawcą tajemnic fotografii i najpoważniejszym dostawcą narzędzi i preparatów do fotografij potrzebnych…
Ale ja wiem jeszcze coś?… Otóż i jest! Pan Lebiedziński, tudzież bracia pp. Jan i Józef Popławscy, od dwu lat pracują nad udoskonaleniem kinetografii czy chromofotografji i podobno osiągnęli już znakomite rezultaty. A ponieważ i wielka liczba zagranicznych badaczy zajmuje się tą samą sprawą, idzie więc o to, ażeby pozostał jakiś ślad w druku: co nasi ludzie, nasi rodacy, zrobili samodzielnego, wcześniej od innych?
Przedewszystkiem – co znaczy kinetoskop?
Jest to (w najogólniejszych zarysach) pudło, a w niem malutkie okienko, przez które można zaglądać wewnątrz. Przykładasz tedy oko do owego okienka i widzisz… poruszającą się, jakby żywą, figurkę czy kilka figur.
Będzie to ułan, jadący na koniu, z pod kopyt którego wybija się tuman piasku, – będzie to pies, który skacze przez obręcz, – będzie zresztą jakaś scena w „Salonie”, do którego wchodzi gość, siada na fotelu, a felczer goli go w oczach widza…
Fotografia zwykła jest to obraz osoby siedzącej czy stojącej spokojnie; zaś kinetoskop pokazuje obraz ludzi, zwierząt i przedmiotów będących w ruchu.
Otóż nad ulepszeniem i uprzystępnieniem kinetoskopu pracują od dwu lat panowie: inżynier Lebiedziński, tudzież Jan i Józef bracia Popławscy.
Nie mogę wdawać się w szczegóły ich ulepszeń – podobno jeszcze nie znanych zagranicą. Przedstawię tylko ogólne ich wyniki.
Przy pomocy metod i narzędzi, wynalezionych przez naszych badaczy, można będzie z łatwością fotografować wszystkie ruchy tańce, wyścigi, ruch uliczny, zabawy towarzyskie i t. p. Aparaty zaś, „odtwarzające” te ruchy, czyli kinetoskopy, mają być o tyle tanie i łatwe do użycia, że każdy będzie mógł posiadać je w domu.
Nareszcie kinetoskop panów L. i P. ma być jednocześnie stereoskopem, który sprawia to, że obrazy płaskie stają się bryłowatemi.
Jeden ze współdziałaczy tych pięknych badań, od którego mam objaśnienia, w taki sposób mówi o zastosowaniach nowego wynalazku:
„Chromofotografia niepoślednią może odegrać rolę. Odtworzy ona wiele zdarzeń życia codziennego, niekiedy nawet wypadków historycznej doniosłości; może przechować i powtórzyć wiele zjawisk natury, ożywić cienie osób zmarłych a drogich nam…
Gdy zaś fonograf, wymagający jeszcze wielu ulepszeń, będzie odpowiadał swemu zadaniu, chromofotografia połączona z fonografią zacznie robić cuda… Cienie nietylko będą ruszać się, ale grać, śpiewać, mówić…”.
Stajemy na granicy nieomal fantastycznego świata. Bo proszę sobie wyobrazić naszych wnuków, którzy będą słuchali oper, będą przypatrywali się baletom, będą przyjmowali żywy udział w zabawach, pracach, w posiedzeniach parlamentu, w codziennej bieganinie, a nawet – w sporach i walkach ludzi, którzy już oddawna zmarli, po których nawet nie zostały prochy…
I to wszystko my pierwsi możemy mieć za sprawą panów: Lebiedzińskiego, tudzież braci Popławskich.
Nim nastąpi to dziwne wskrzeszanie zmarłych, którzy będą mieli własne postacie, ruchy, własną mowę, łzy i uśmiechy, tylko… nie będą mieli duszy, wypada poświęcić dobre słowo nieszczęsnym ofiarom katastrofy w Moskwie.
[pisownia oryginalna]
Zdjęcie wprowadzające: Diops – pierwszy polski aparat stereoskopowy, wynalazek Piotra Lebiedzińskiego. Źródło: fotomuzeum.pl.