Karol Ford
„Światowid”
2 października 1937, nr 40
Praca fotografa filmowego czyli tzw. „fotosisty” bezsprzecznie należy do rzędu zajęć najbardziej niewdzięcznych przy produkcji filmu, a równocześnie zajęć niezwykle odpowiedzialnych, od niego bowiem w dużej mierze zależy przyciągania publiczności do kinoteatrów. Przecież codziennym. zjawiskiem jest oglądanie fotosów w szafkach reklamowych kin przez grupy publiczności, które dopiero w zależności od atrakcyjności tych „ambasadorów” filmu, wchodzą do sali kinowej, lub… idą do konkurencji.
Zadanie fotosisty nie jest ani łatwe, ani proste. Cenne informacje o blaskach i cieniach tego „szarego człowieka filmu” podaje nam wybitny warszawski fachowiec w tym zawodzie, popularny w branży filmowej „Zając”, czyli Leonard Zajączkowski, który od 12 lat pracuje na tej niwie.
– Praca fotosisty przy filmie obfituje w momenty dość trudne – opowiada p. Zajączkowski – a to z tego powodu, że zmuszeni jesteśmy współpracować nie tylko z reżyserem i aktorami, ale niejednokrotnie również i z elementem przypadkowym. Trzeba przyznać, że współpraca z polskimi reżyserami układa się na ogół bardzo pomyślnie, bo może tylko jeden czy dwóch z pośród nich „robi wstręty”. Z aktorami teatralnymi również pracuje się na ogół gładko. Najtrudniej jest dać sobie radę z dziwnymi nieraz fanaberiami ludzi z ulicy, kreowanymi ad hoc na gwiazdy i gwiazdorów. Przeważnie mało znają się na rzeczy, a przeświadczenie ich o ważności swojej osoby utrudnia pracę na każdym kroku.
– Jaka jest największa trudność przy dobieraniu odpowiednich obiektów do fotosu?
– Fotosy muszą być i artystyczne i kasowe, trudność polega więc na połączeniu tych dwóch elementów. Przy rozmaitych filmach elementy są różne. Jeżeli weźmiemy na przykład film kostiumowy, stroje same przez się stwarzają już moment atrakcyjności. Przy filmie współczesnym o rozwiniętym dialogu, należy sztucznie stwarzać momenty sensacyjne przez ustawianie aktorów w pozach, których czasem w filmie wcale nie ma…
– Czy tym właśnie tłumaczy się fakt, że częstokroć przed kinami wystawiane są fotosy ze scenami, których w filmie w ogóle nie było?
– Tymi i jeszcze innymi powodami. Czasami zdarza się, że przez przeoczenie w komplecie fotosów znajdują się sceny, które odpadły w montażu filmu lub też takie, które zostały wycięte przez cenzurę.
– Czy cenzura czyni duże spustoszenia wśród fotosów?
– Stosunkowo bardzo niewielkie. Stara się usunąć jedyne fotosy zbyt drażliwe. Zresztą w ogóle wypadki, o których mówię, zdarzają się w Polsce niezmiernie rzadko. Jeżeli idzie natomiast o zagranicę, a zwłaszcza o Amerykę, śmiało zaryzykuję twierdzenie, że przynajmniej 30 proc. fotosów… że tak powiem, „kłamie” – kończy Leonard Zajączkowski swoje wywody o pracy „szarego człowieka” filmu.
Zdjęcie wprowadzające: fragment zdjęcia pozowanego, fotos z filmu Piętro wyżej (1937) z Eugeniuszem Bodo, Ludwikiem Sempolińskim i Józefem Orwidem. Prawa do zdjęcia: fot. Jerzy Gaus / nieokreślone / zasoby FINA.