Gabriel Michalik

Gabriel Michalik
Wydawnictwo Iskry 2011
Najważniejszą postacią dla przyszłego Skolimowa, duszą, motorem, główną sprężyną przedsięwzięcia stał się aktor i reżyser Teatrów Rządowych, Antoni Bednarczyk[1]. Wprowadzony do działającego na poły oficjalnie komitetu w 1902 roku prawdopodobnie przez Józefa Mikulskiego, uczynił budowę schroniska głównym celem swojego życia.
Sam Bednarczyk był tyleż artystą, co miłośnikiem teatru. Urodzony w 1872 roku w Radomiu, już w szkole zapałał wielką namiętnością do sceny. Po ukończeniu gimnazjum w rodzinnym mieście wyjechał więc do Krakowa, aby odbyć dwuletnie studia aktorskie pod kierunkiem Romana Żelazowskiego[2] i Leona Stępowskiego[3]. Wrócił potem do Radomia, gdzie przez kilka lat brał udział w przedstawieniach amatorskiego teatru, tworzonego przez wspomnianego już Karola Hoffmana i Ludwika Czystogórskiego[4]. Znowu ruszył w drogę. Lata 1897–1900 przyniosły Bednarczykowi sukcesy na deskach renomowanego Teatru Polskiego w Poznaniu, zyskał popularność jako ceniony aktor charakterystyczny. W letnich miesiącach grywał w lubianych wówczas przez stołeczną publiczność teatrzykach ogródkowych. W roku 1902 otrzymał angaż w Warszawskich Teatrach Rządowych i od tego czasu stale już związany był ze scenami Warszawy, najdłużej – z Teatrem Rozmaitości.

Wsiąkł w teatralne środowisko bez reszty. Ożeniony z Anielą Bogusławską, prawnuczką ojca polskiego teatru, stał się dla bujającego w obłokach środowiska surowym egzekutorem powinności wobec starszych kolegów – odciętych od źródeł dochodu, zmarginalizowanych przez wiek i choroby.
Funkcjonujące wśród aktorów po dziś dzień żartobliwie patetyczne określenie Bednarczyka: Wielki Jałmużnik Aktorstwa Polskiego, nie zawiera cienia przesady. O pieniądze na stworzenie schroniska Antoni Bednarczyk zabiegał bowiem niezmordowanie i przy każdej okazji, wyzyskując swoją ogromną pomysłowość, poczucie humoru, znajomość obyczajów aktorskich i szlachetną odmianę tupetu. Organizował występy i bale, z których dochód zasilał fundusz przyszłego schroniska, opodatkował na ten cel turnieje karciane, rozgrywane w garderobach i za kulisami. W służbę Sprawie wprzągł nawet irytację otoczenia na jego ciągłe jałmużnicze zabiegi: wprowadził bowiem opłatę karną za przekleństwa wypowiadane pod jego adresem lub choćby w jego obecności.
Henryk Szletyński opowiada o ekstrawagancjach, do jakich uciekał się Antoni Bednarczyk, aby zasilić skolimowski fundusz.
„Spędzał wakacje u znajomych na wsi. Kiedyś – a był to dzień wielkiego jarmarku w sąsiednim miasteczku – Wielki Jałmużnik siadł pod krzyżem na rozstajnych drogach, grając na okarynie. Wracający z jarmarku wozami i piechotą wieśniacy wrzucali do kapelusza grosiki i kopiejeczki. «Macie, dziadku, piękne gracie pod Męką Pańską»”.
* * *
Trudno doprawdy wymienić wszystkich, którzy bezinteresowną pracą, staraniem i pieniężnymi datkami wspomogli inicjatywę. Ziemię podarowaną przez Wacława Prekera obmierzył bezpłatnie miłośnik teatru, geometra Marceli Fileborn; ogród – także za aktorskie „Bóg zapłać” – zaprojektował mistrz w tym zakresie, ogrodnik Teodor Chrząński. Dwa alternatywne projekty i kosztorysy schroniska wykonał architekt Jerzy Mikulski, syn zaangażowanego w sprawę aktora Józefa Mikulskiego. Pierwszy wariant opiewał na 40 tysięcy rubli, drugi, skromniejszy i w końcu po latach zrealizowany, miał według cen z 1911 roku kosztować 28 tysięcy rubli.

8 IV 1925, na zdjęciu m.in. Ludwik Solski, Mieczysław Frenkiel i Stefan Jaracz
Instytut Teatralny
Komitet budowy schroniska udało się w końcu zarejestrować w roku 1912, jako część powołanego w roku 1906 warszawskiego Związku Artystek, Artystów i Pracowników Teatrów Rządowych, Wielkiego, Rozmaitości i Nowości, przemianowanego w 1907 roku na Stowarzyszenie o tejże długiej nazwie. Samemu schronisku planowano natomiast nadać imię Aleksandra Fredry. Przewodniczącym Komitetu został Józef Mikulski, jego zastępcą – Antoni Bednarczyk. W skład Komitetu wchodzili ponadto[5]: Wacław Preker, radca prawny Józef Dziewulski, architekt teatrów warszawskich Bronisław Massalski i wspomniany już Jerzy Mikulski. Stałą współpracę z Komitetem utrzymywali: Ludwik Śliwiński – dyrektor Teatru Nowości, reżyser, a zarazem członek jednej z najbardziej zasłużonych polskich rodzin teatralnych, ojciec Mieczysławy Ćwiklińskiej – Marceli Trapszo, aktor Teatrów Rządowych – Ludwik Wilczyński i śpiewak tychże – Wacław Brzeziński.

kwiecień 1925 rok
Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / NAC
Rok 1912 dla planów przyszłego Domu był przełomowy nie tylko za sprawą nadania komitetowi formy podmiotu prawnego. Oto w tym właśnie roku marzenia i sny zaczęły przyoblekać się w kształt realny: staraniem Józefa Mikulskiego i Antoniego Bednarczyka parcelę w Skolimowie ogrodzono, zbudowano tak zwaną studnię abisyńską, a na pustym placu stanął maleńki domek ogrodnika, przewidziany w projekcie Jerzego Mikulskiego. Domek – stróżówka właściwie, niewielki, raptem dwie ciasne izby mieszczący – urzeka po dziś dzień formą architektoniczną. Przez lata pełnił przemiennie funkcję domku ogrodnika, a gdy Skolimów ogrodnika nie miał, budyneczek stawał się „domkiem prezesa”, w którym zatrzymywali się podczas wizyt w schronisku oficjele ZASP-u i osoby, które organizacja pragnęła w jakiś sposób wyróżnić. Tutaj właśnie w latach dziewięćdziesiątych zawisła tabliczka upamiętniająca dwutygodniowy pobyt księdza Jerzego Popiełuszki.
W latach poprzedzających budowę głównego gmachu schroniska, na który przyszło aktorom czekać jeszcze bardzo długo, w domku zatrzymywali się członkowie Komitetu, mieszkał w nim stróż-ogrodnik, a nawet – okresowo – artyści w trudnej sytuacji życiowej. Tak więc miniaturowe schronisko już istniało i dlatego rok 1912 można uznać za chwilę jego narodzin.
Tymczasem nadal dyskutowano nad kształtem Domu. Już nie w wymiarze architektonicznym, ale zwyczajnie organizacyjnym. Ukonstytuowanie Komitetu przy stowarzyszeniu zrzeszającym wyłącznie stołecznych ludzi teatru rodziło obawy, że i w przyszłym Domu tylko oni znajdą schronienie. O prowincjonalnych aktorów upomniał się między innymi Karol Hoffman, domagając się, aby w projektowanym schronisku było także miejsce dla tych, którzy – jak to po latach wspominał – niosą „żywe słowo polskie w zakątki kraju, a nawet puszczają zagony w głąb Rosji do kolonii polskich”[6]. Szczęśliwie „musiało się (…) w stolicy zjawić dążenie do przyjścia z pomocą i tym pominiętym, którzy rozbici na gromadki, niezrzeszeni, nie myśleli sami o swej lub następców swoich przyszłości”.

Z inicjatywy Hoffmana powołano oddzielny komitet w sprawie budowy schroniska dla aktorów prowincjonalnych. Planowano uzyskać dla niego patronat Towarzystwa Dobroczynności, zabiegów tych jednak nie uwieńczył sukces. W kwietniu 1912 roku, także staraniem Karola Hoffmana, odbyło się w redakcji „Kuriera Warszawskiego” wspólne zebranie obu komitetów: poza Hoffmanem, Bednarczykiem i Józefem Mikulskim wziął w nim również udział Józef Orliński, reprezentujący środowisko teatrów prywatnych. Obsługę prawną, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, zapewnił ceniony i zaprzyjaźniony z artystami adwokat Leon Popieski, a naradzie przewodniczył redaktor „Kuriera” Konrad Olchowicz. Wnioski z zebrania miały kapitalne znaczenie dla całej przyszłości Skolimowa. Uczestnicy jednogłośnie bowiem zdecydowali, że niezależnie od wysokości wkładu finansowego i wkładu pracy przedstawicieli poszczególnych środowisk przyszłe schronisko przeznaczone będzie dla wszystkich weteranów scen polskich, bez względu na pochodzenie, przynależność organizacyjną i przebieg kariery. W zbiórkę pieniędzy na ten nowy, poszerzony cel włączyła się także redakcja „Kuriera Warszawskiego”. Źródłem problemów pozostawały jednak kwestie prawne, zmiany bowiem wymagał status przyszłego schroniska, a także sprawy administracyjne, wymagające życzliwości carskich urzędników – o którą jednak upadającym imperium Romanowów było coraz trudniej.
Wojna 1914 roku, rewolucja bolszewicka i początek niepodległego bytu II Rzeczypospolitej to dla idei skolimowskiej czas hibernacji. Skrajnie niestabilna sytuacja polityczna spowodowała też, że zbierane przez lata fundusze nie obroniły się przed inflacją. W niepodległej Polsce starania o budowę schroniska należało zaczynać niemal od początku. O tyle może jednak w łatwiejszych warunkach, że projekt liczyć mógł na pobudzaną od wielu lat życzliwość społeczną i na pracę zaangażowanych weń społeczników, którzy dobrze już wiedzieli, czego pragną.
W 1924 roku rozwiązano Stowarzyszenie Artystek, Artystów i Pracowników Teatrów Rządowych, Wielkiego, Rozmaitości i Nowości, a sprawy schroniska przejęła powołana w roku 1918 organizacja ogólnopolska: Związek Artystów Scen Polskich. Prezesi ZASP, Józef Śliwicki i Tadeusz Mazurkiewicz, udzielili inicjatywie pełnego poparcia.

Instytut Teatralny
Antoni Bednarczyk i Józef Mikulski przekazali ZASP-owi tytuł własności ziemi w Skolimowie i wpłacili do kasy Związku pieniądze uzbierane przez dwie poprzednie dekady istnienia Komitetu. W 1924 roku była to kwota jednego miliona marek polskich. Fundusz zasiliły też wpłaty na rzecz aktorów prowincjonalnych, zbierane latami przez redakcję „Kuriera Warszawskiego” z inicjatywy Karola Hoffmana. ZASP, instytucja silna i wpływowa, zjednoczyła pod swoimi skrzydłami wszystkich zabiegających od lat o powstanie schroniska.
W przedostatni dzień 1924 roku odbyło się pierwsze zebranie ZASP-owskiego komitetu na rzecz schroniska w nowym, poszerzonym składzie. Poza znanymi nam już z lat poprzednich działaczami wchodzili weń: Janina Rutkowska-Fryzowa, adwokat Leon Parzyński i jeden z najwyżej cenionych aktorów epoki, Józef Węgrzyn. Na zebranie przybyło też wielu aktorów i działaczy ZASP z prezesem Tadeuszem Mazurkiewiczem na czele.
Zarząd ZASP postanowił cały ubiegłoroczny przychód ze składek przeznaczyć na budowę Domu. Wydano więc okólnik wzywający artystów z całej Polski do dobrowolnego opodatkowania się na Skolimów, podjęto też starania mające na celu podwyższenie ściągalności składek.

styczeń 1927
Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / NAC
Jerzy Mikulski przedstawił projekt budynku schroniska, unowocześniony nieco w stosunku do projektu sprzed kilkunastu lat, a także kosztorys, opiewający wówczas, w 1924 roku, na około stu tysięcy złotych. W kasie ZASP-u znajdowało się czterdzieści tysięcy złotych, jednak prezes Mazurkiewicz zapewniał, że publiczne zbiórki, imprezy i opodatkowanie się środowiska szybko pozwolą pozyskać brakującą kwotę. Zebrani uznali konieczność budowy schroniska za priorytet, nawet wobec żywej wówczas idei budowy w Warszawie Domu Aktorstwa Polskiego. Zajęto się też sprawami najbardziej praktycznymi: wyłoniono komitet budowlany, którego pierwszym zadaniem był zakup cegieł, aby już wczesną wiosną 1925 roku, nie czekając na wynik dalszej zbiórki, móc rozpocząć budowę. A zbiórka toczyła się pełną parą w atmosferze wesołej fiesty, która jako narzędzie jałmużnicze już wiele razy – i przedtem, i później – dobrze się aktorom sprawdziła.

Nazajutrz po zebraniu odbył się w sali kino-teatru Rococo wielki koncert dobroczynny. 10 stycznia 1925 roku aktorską kiesę wzbogacił charytatywny bal maskowy artystów.
Następne zabawy i koncerty odbywały się zarówno w Warszawie, jak i na prowincji. Sporo funduszy przyniósł bal zorganizowany przez czasopismo „Pani”. Zbierano pieniądze podczas występów cyrkowych, urządzono też dobroczynne wyścigi konne z udziałem artystów. W maju odbył się popularny „kwiatek”, czyli modna na przełomie wieków impreza, podczas której w zamian za datki artyści i dzieci rozdawali darczyńcom kwiaty. Konto Komitetu zasiliły ponadto zbiórki organizowane podczas popisów atletów, a nawet wyścigów psów rasowych.
O jednej z takich zbiórek opowiadała w swoich niepublikowanych dotąd wspomnieniach tancerka baletu Opery Warszawskiej, a od 1972 roku mieszkanka Skolimowa i przewodnicząca Rady Koleżeńskiej, Władysława Solarska-Zgliczyńska, w 1924 roku delegowana przez zespół Opery na doroczny Walny Zjazd ZASP.
„Zwróciłam się do dyrekcji Opery i do odpowiednich władz miejskich z prośbą o zezwolenie na to, aby dochód z poranków baletowych każdej pierwszej niedzieli miesiąca poświęcić na budowę tego domu. Uzyskaliśmy zgodę. Akcja ta trwała potem aż do 1927 roku.

Ponadto w dużym antrakcie poranku dzieci ze szkoły baletowej wychodziły z czterech stron na widownię z puszką i kwiatkami – sztuczny rumianek[7]. Ofiarowując kwiatek – podsuwały puszkę. Dzieci na widowni też chciały kwestować – płakały, prosząc o kwiatki i puszkę, i kwestowały razem z naszymi dziećmi. Przedłużało to przedstawienie, ale bogaciło zawartość puszek. Trzeba było pilnować dzieci, które biegały po całej widowni, kwestując na parterze i balkonach. Dzieci w ten sposób pracowały społecznie, chętnie spełniając ten obowiązek dla starszych artystów.
W lokalu związkowym ZASP-u w Al. Jerozolimskich nad «Polonią» czekali koledzy na nasze numerowane puszki i podliczali plony zbiórki.
Równocześnie uczestniczyliśmy – zespół baletowy – w kwestach ulicznych i kawiarnianych, organizowanych przez wszystkich artystów scen polskich na rzecz schroniska. Byliśmy najmłodsi, ruchliwi, najbardziej nas poganiano”.
Warto też przytoczyć słowa, jakimi, mówiąc o Skolimowie, Władysława Solarska-Zgliczyńska, która w Skolimowie przeżyła dwadzieścia jeden ostatnich lat życia, zwraca się do pokoleń, które dopiero wchodzą na scenę: „Tu się rozumie i czuje przede wszystkim życzliwość. I jej brak… Brak życzliwości – szczególnie boleśnie.
A gdyby tak młodzież teatralna, aktorska, zechciała nawiązać z nami bliższy kontakt? Może i oni zachowaliby pamięć o tym Domu, utrwaloną w ich młodzieńczej wrażliwości tak, jak ja pamiętam mój serdeczny z nim związek od wczesnej młodości…”[8].
* * *

fot. Ryszard Wolański
W kasie przybywało pieniędzy. Wkrótce więc na plac w Skolimowie zwieziono cegły i rozpoczęły się prace budowlane pod czujnym okiem projektanta, Jerzego Mikulskiego.
Już 8 kwietnia 1925 roku, podczas dorocznego Walnego Zjazdu ZASP, odbyło się w Skolimowie poświęcenie fundamentów. Wówczas też ostatecznie zdecydowano o osobie patrona schroniska. Stał się nim Wojciech Bogusławski, ojciec polskiego teatru, a prywatnie pradziad żony Antoniego Bednarczyka. Poświęcenia dokonał ksiądz kanonik Marcin Szkopowski, duchowny tyleż utytułowany (był między innymi kapelanem warszawskich strażaków, rektorem kościoła Świętego Marcina, działaczem licznych komitetów), co powszechnie lubiany jako katecheta warszawskich szkół średnich i wielki przyjaciel teatru. Po przemówieniach oficjalnych gości, wśród których obok zarządu i delegatów ZASP-u nie zabrakło też miejscowych władz i rodziny Prekerów, a także (Czytelnik wybaczy autorowi drobną prywatę) pradziadka autora tych słów, Bronisława Rostkowskiego, wieloletniego dyrektora naczelnego i administracyjnego Teatrów Miejskich m.st. Warszawy, w północno-zachodni narożnik Domu wmurowano akt następującej treści: „W imię Boga, z pomocą ludzi dobrej woli, dnia 8 IV Roku Pańskiego 1925 a siódmego Niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej – Związek Artystów Scen Polskich zakłada fundamenty pod budowę Schroniska dla Artystów Weteranów Scen Polskich.

Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / NAC
Poświęcenia dopełnił Wielebny Ksiądz Kanonik Marcin Szkopowski w asystencji Księdza Proboszcza Antoniego Koniecznego i Księdza Stanisława Stefańskiego, w obecności Zarządu Głównego Związku Artystów Scen Polskich, Przewodniczącego Tadeusza Mazurkiewicza, członków Zarządu: Antoniego Bednarczyka, Ludwika Berwalda, Mieczysława Piechniewskiego, Heleny Chałacińskiej-Gawlikowskiej, Stefana Hnydzińskiego, Jana Kochanowicza, Józefa Krakowskiego, Marii Mirskiej, Mieczysława Mieczyńskiego, Feliksa Norskiego, Wacława Nowakowskiego, Janusza Warneckiego, Wiktora Wandycza i Władysławy Zgliczyńskiej, Komitetu Budowy Schroniska: Przewodniczącego Antoniego Bednarczyka oraz członków Komitetu: Ludwika Berwalda, Józefa Chmielińskiego, Mieczysława Frenkla, Janiny Fryzowej, Karola Hoffmana, Kazimierza Kamińskiego, Józefa Krakowskiego, Stefana Krzywoszewskiego, Bronisława Ks. Massalskiego, Tadeusza Mazurkiewicza, Józefa Mikulskiego, Lucjana Paszyńskiego, Stanisława Paciorkowskiego, Wacława Prekera, Józefa Świaścickiego, Józefa Węgrzyna, Tadeusza Żelskiego.
Szczególne zasługi przy ugruntowaniu niniejszego dzieła położyli: Józef Mikulski – inicjator Schroniska, Wacław Preker – ofiarodawca gruntu pod budowę, Jerzy Mikulski – bezinteresowny projektodawca planów budowy i realizator tychże, Karol Hoffman – gorliwy propagator idei utworzenia ostoi dla aktorów prowincjonalnych, Antoni Bednarczyk – niestrudzony skarbnik, przez 20 lat skrzętnie zbierający ofiary, oraz dwaj przewodniczący Związku Artystów Scen Polskich: Józef Śliwicki i Tadeusz Mazurkiewicz.
W akcie niniejszym wspomnieć należy także zasługi tych, którym śmierć nie dozwoliła doczekać budowy Schroniska: Śp. Bolesława Ładnowskiego, Lucjana Rzecznika, Tytusa i Stefana Mikulskich, Stanisława Lesznowskiego, Juliana Łętowskiego, Ludwika Śliwińskiego, Adama Dobrowolskiego.

1934 rok
Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / NAC
Niniejszy akt opatrzony podpisami składamy jako kamień węgielny pod budowę Schroniska dla Artystów Weteranów w Skolimowie – z tym przeświadczeniem, że spełniamy czyn, który niosąc ulgę wysłużonym dla sztuki polskiej pracownikom na schyłku ich życia, będzie dowodem jedności i spójni organizacyjnej Aktorstwa Polskiego. Wierzymy, że następcy nasi przyczynią się do rozwoju i dobra tej instytucji”.
Następuje dwadzieścia sześć podpisów.
Kopia aktu, oprawiona w ramki, prezentowana jest po dziś dzień w Skolimowie na ścianie korytarza prowadzącego do jadalni.
Według legendy, w trakcie przemówienia wieńczącego uroczystość Antoni Bednarczyk się rozpłakał. Wprost zaszlochał. Trwało to jednak może parę sekund, bo zaraz później spiął siły duchowe i już zupełnie opanowany celebrował milowy krok na drodze do aktorskiego schroniska.
* * *
Roboty posuwały się bardzo szybko i już 25 września tego samego roku aktorzy mieli kolejny powód do świętowania: uroczyste zawieszenie wiechy na więźbie dachowej schroniska. Również wtedy ZASP zdecydował o dokupieniu do podarowanej przez Wacława Prekera ziemi jeszcze dwóch i pół morgi gruntu, o które powiększono park, a także dziesięciomorgowej farmy, która stała się na lata bazą wyżywieniową schroniska[9].

Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji / NAC
Rok 1926 był już dla Skolimowa nieco chudszy. Być może ofiarność społeczna, ożywiana ciągłymi zbiórkami pieniędzy na schronisko, osiągnęła krótkotrwałe dno, a może zapał części nowych jałmużników okazał się słomiany, w każdym razie wynik finansowy komitetu rok po rozpoczęciu budowy był skromniejszy, niż zamierzono, a koszty budowy ponad dwukrotnie większe, niż to w 1924 roku przewidywał Jerzy Mikulski. ZASP zwracał się z prośbą o dotację do władz miejskich i państwowych, jednak bezskutecznie. Ambitny zarząd ZASP-u mimo to traktował sprawę budowy nadal jako najważniejszą, a kolejni prezesi Związku, Tadeusz Mazurkiewicz i Józef Śliwicki, który ponownie został wybrany w 1926 roku (później raz jeszcze sprawować będzie tę funkcję w latach 1933–1944), woleli już zrezygnować raczej z regularnego wydawania prestiżowej „Sceny Polskiej”, by móc wszystkie fundusze przeznaczyć na dokończenie budowy.
Brakujące pieniądze zbierano poprzez emisję i sprzedaż cegiełek, stale ponawiano też anonse we współpracującym już od lat z Komitetem „Kurierze Warszawskim”. Zdarzało się również, że aktorzy obchodzący jubileusze, jak na przykład Ludwik Solski, przekazywali dary, które sami otrzymywali od dyrekcji i publiczności w nagrodę za wieloletni trud. W archiwach Komitetu odnotowano także wsparcie ze strony Stefana Żeromskiego. Pisarz ofiarował trzysta złotych, honorarium otrzymane po pięćdziesiątym przedstawieniu Przepióreczki w Teatrze Narodowym.
Wielkim sukcesem okazała się loteria fantowa zorganizowana przez ZASP. Sprzedano dwieście tysięcy losów po pięćdziesiąt groszy, a wartość wylosowanych nagród sięgała ledwie czterdziestu sześciu tysięcy złotych.
Z pomocą pospieszyli też ludzie teatru żyjący za granicą: polska gwiazda z Hollywood, Pola Negri, przesłała znaczną na ówczesne warunki kwotę sześciuset pięćdziesięciu dolarów amerykańskich, słynna podróżniczka i „niepraktykująca” już aktorka, Jadwiga Mrozowska-Toeplitz – pięć tysięcy złotych, Janina Popławska – tysiąc złotych.
Mimo wszystko pieniędzy wciąż było za mało. Ostateczny koszt budowy i urządzenia Domu szacowano już bowiem na nie mniej niż dwieście tysięcy złotych. W tej sytuacji ZASP postanowił uzupełnić braki kredytem bankowym: po wielu staraniach pożyczki w kwocie dwudziestu pięciu tysięcy złotych udzielił aktorom Bank Gospodarstwa Krajowego. Zabezpieczeniem stała się hipoteka schroniska.

Instytut Teatralny
Ale datki zbierano nadal, i to nie tylko pieniężne. A aktorzy z wdzięcznością odnotowywali zarówno dary wielkie, jak i te zupełnie małe, lecz niepozbawione praktycznego znaczenia. Artykuł zamieszczony w „Życiu Teatru” z lutego 1927 roku informuje, że w darze dla schroniska magistrat warszawski „udzielił bezpłatnie ze szkółek miejskich 1262 sztuki drzewek i krzewów ozdobnych do zadrzewienia ogrodu. Fabryka wyrobów srebrnych i platerowanych Józefa Frageta ofiarowała 10 tuzinów łyżek, łyżeczek, noży i widelców. Zjednoczone Zakłady Przemysłowe Scheiblera i Grohmana w Łodzi – 205 metrów płótna i madapolamu na bieliznę pościelową; p. Jan Felst podarował kilkadziesiąt różnego rodzaju szczotek, miotełek, wycieraczek do nóg itp. obiektów, niezbędnych w każdym gospodarstwie domowym. Towarzystwo akcyjne «Zdzisław Szczerbiński i Ska» – piękny garnitur mebli bibliotecznych; p. Maria Luxemburg zadeklarowała pełne umeblowanie sześciu pokoi”.
Wreszcie nastąpił długo oczekiwany dzień. 13 kwietnia 1927 roku porządek dzienny IX Walnego Zjazdu ZASP zawierał punkt najważniejszy: „Godzina 11.00 wyjazd do Skolimowa na poświęcenie Schroniska”.

22.04.2017
Oficjeli, aktorów, dyrektorów i przyjaciół teatru było znacznie więcej niż na wcześniejszej o dwa lata uroczystości poświęcenia fundamentów. I tym razem celebransem był ksiądz Marcin Szkopowski. Stoły uginały się od wiktuałów ufundowanych przez życzliwych teatrowi restauratorów i cukierników.
Tak opisuje tamte chwile cytowana już wielokrotnie Krystyna Zawadzka, w ślad za artykułem „Kuriera Warszawskiego”: „Obszerny, piękny dom z pewnością przerastał marzenia Józefa Mikulskiego i Antoniego Bednarczyka. Otoczony ogrodem, który z jednej strony dochodził do szosy w kierunku Piaseczna, a z drugiej do rzeki Jeziorki; przestronny, o 30 wygodnych, dobrze urządzonych pokojach czekających na mieszkańców, wielkim hallu biegnącym przez całą szerokość gmachu, jadalni, bibliotece, schodach wewnętrznych z galerią, obszernych korytarzach, tarasach na parterze i dwóch piętrach, o dużych oknach dających wiele światła. Budynek, jak na ówczesne czasy, był bardzo nowoczesny – z kanalizacją, wannami, oświetleniem elektrycznym, kuchnią, pralnią, spiżarnią itp. pomieszczeniami”.
Już kilka dni po otwarciu schroniska wprowadzili się pierwsi pensjonariusze.
[1] Antoni Filip Bednarczyk, pseudonim Bednarski (1872–1941).
[2] Antoni Żelazowski, pseudonim Roman (1854–1930), aktor, reżyser, dyrektor teatru. Związany przede wszystkim ze scenami Krakowa, Warszawy i Lwowa.
[3] Leon Stępowski, pseudonim Leonowicz, Warski (1852–1914), aktor, dyrektor teatru. Związany głównie ze scenami galicyjskimi. Wieloletnia przyjaźń, która łączyła artystę ze Stanisławem Wyspiańskim, zaowocowała stworzeniem w Wyzwoleniu postaci Starego Aktora, której prototypem był Leon Stępowski.
[4] Ludwik Czystogórski właśc. Ludwik Reinber (1855–1933), śpiewak operetkowy, dyrektor teatru. Twórca półamatorskich zespołów teatralnych w wielu miastach.
[5] Podaję za K. Zawadzką, op. cit.
[6] Karol Hoffman, Aktorzy i społeczeństwo, „Kurier Warszawski” 4 V 1925, nr 124.
[7] W późniejszym okresie ów kwiatek wręczany ofiarodawcom został zastąpiony kaczeńcem, gdyż sztuczny rumianek zarezerwowano dla komitetu zbierającego datki na rzecz Szpitala Gruźliczego w Otwocku.
[8] Wspomnienia Władysławy Solarskiej-Zgliczyńskiej spisała 31 marca 1977 roku Stanisława Mrozińska (1911–1993), historyk teatru, wieloletni pracownik Instytutu Sztuki PAN, również pensjonariuszka Skolimowa. Wspomnienia te, w formie wklejonego maszynopisu, przechowane są w Domu Aktora w kronice Skolimowa, opracowanej przez inną mieszkankę Domu, aktorkę Czesławę Zofię Dorec-Czarniecką z okazji jubileuszu pięćdziesięciolecia schroniska. Znając przebieg późniejszej o osiemdziesiąt lat afery ZASP-owskiej, związanej z nietrafnymi inwestycjami funduszy zgromadzonych na kontach Związku, po wybuchu której środowisko pogrążyło się w waśniach i wzajemnych zarzutach, a były to z jednej strony oskarżenia o malwersacje, a z drugiej o brak umiejętności załatwienia sprawy we własnym gronie, bez wywlekania jej na widok opinii publicznej, przytoczmy wyjątek ze wspomnienia W. Solarskiej-Zgliczyńskiej o owym, pierwszym dla niej, młodziutkiej tancerki, Walnym Zjeździe ZASP-u w 1924 roku: „Byłam przejęta i stremowana: uważałam, że muszę poruszyć na zjeździe przykrą sprawę. Jeden z kolegów pobierał przez dwa lata składki miesięczne od kandydatów ZASP-u nie dając im legitymacji związkowej. Ten kolega był na stanowisku – szanowany. Zapytałam publicznie, dlaczego tak zrobił. Konsternacja. Prosiłam, żeby w ciągu miesiąca sprawę tę załatwił. W przerwie obrad Osterwa i Szletyński pogratulowali mi odwagi. Byłam najmłodszym delegatem na zjeździe. Zostałam wówczas wybrana w skład Zarządu Głównego ZASP-u na następną kadencję”.
[9] Podaję za: K. Zawadzka, op. cit.
Dziękujemy Wydawnictwu Iskry za udostępnienie fragmentu książki.