Proszę Państwa, Leszek Lichota to nowy Rafał Wilczur

Olga Gaertner, Mirela Tomczyk
28 września 2023 roku

Leszek Lichota jako prof. Rafał Wilczur
źródło: Netflix

27 września 2023 roku platforma Netflix pokazała swoją współczesną interpretację powieści autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pt. Znachor. Od wielu tygodni zadawaliśmy sobie pytanie, czy pokochamy nowego profesora Rafała Wilczura, któremu wcześniej twarzy użyczyli Kazimierz Junosza-Stępowski (1937) i Jerzy Bińczycki (1981).

Już pierwsze minuty nowego Znachora w reżyserii debiutującego w filmie fabularnym Michała Gazdy, zachęcają do śledzenia dalszej części tej historii. To naprawdę wciąga… Natychmiastowy złoty strzał w nasze serca  to muzyka Pawła Lucewicza, który przygotowuje również ścieżkę dźwiękową do oczekiwanego filmu Sami swoi. Początek w reż. Artura Żmijewskiego. Muzyczną ucztę w Znachorze dopełniają trzy biłgorajskie pieśni wykonane przez zespół SVAHY. To genialny wybór.

Od samego początku Leszek Lichota jako profesor Rafał Wilczur wprowadza nas do swojego świata, a my – jako widzowie – mamy ochotę w nim zostać i towarzyszyć mu, choć od czasu do czasu odnosimy wrażenie, że jego znachor jest postacią drugoplanową. Na pierwszy plan wysuwają się postacie kobiece: Marysia Wilczurówna i Zośka, wdowa po młynarzu. To one napędzają historię Antoniego Kosiby.

Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał swojego Znachora z myślą o jego ekranizacji. Przerobił tę historię na powieść wówczas, kiedy żaden producent nie zainteresował się jego pomysłem i dopiero ta forma literacka przekonała filmowców – najpierw w 1937 roku. Później jeszcze format był kontynuowany w Profesorze Wilczurze (1938) i Testamencie prof. Wilczura (1942), a później w 1982 roku.

Jerzy Bińczycki jako prof. Rafał Wilczur
źródło: FOTOTEKA

Dziś profesor Rafał Wilczur vel Antoni Kosiba zyskał nową twarz i choć ta odsłona uwielbianego przez wszystkich filmu jest inna, to zdecydowanie widać w niej odniesienia zarówno do wersji przedwojennej, jak i tej z lat osiemdziesiątych XX wieku. Patrząc przez pryzmat wszystkich ekranizacji widzimy choćby Marię, która w pierwszej wersji pracuje w kinie, w drugiej w sklepie, a w trzeciej jest kelnerką w austerii. Możemy sobie też wyobrazić, że hrabia Czyński Tomasza Stockingera nigdy nie chciałby stanąć za barową ladą, tak jak zrobił to dziedzic grany przez Ignacego Lissa. Wszak młodzieniec zrobił to z miłości i widać, że między parą zakochanych aż iskrzy, ale jakoś nie potrafimy sobie wyobrazić, że na jednej ze schadzek Marysia Elżbiety Barszczewskiej oddaje się miłosnym uniesieniom z Witoldem Zacharewiczem. Równie śmiałe sceny też nie przychodzą nam do głowy wspominając Annę Dymną i Tomasza Stockingera, a jednak musimy się pogodzić z tym, że w nowym Znachorze znajomość Wilczurówny i Czyńskiego przenosi się na wyższy poziom nieco wcześniej niż prawdopodobnie życzył sobie tego sam Tadeusz Dołęga-Mostowicz.

Kazimierz Junosza-Stępowski jako prof. Rafał Wilczur
źródło: FOTOTEKA

Warto podkreślić, że na uwagę i na pochwałę zasługuje tutaj casting aktorski, za który odpowiedzialna była niezawodna Ewa Brodzka. Mamy tu nie tylko idealny wybór aktora do postaci tytułowej, ale również Anny Szymańczyk , której Zośka staje się partnerką życiową Kosiby i zyskuje sympatię widza już od pierwszych chwil obecności na ekranie. Ignacy Liss z kolei, całkowicie inaczej poprowadził swojego hrabiego Czyńskiego niż Witold Zacharewicz czy Tomasz Stockinger. Nie lepiej i nie gorzej, ale inaczej. W nowej wersji młody dziedzic wydaje się być bardziej zbuntowany i krnąbrny, ale być może jest to wrażenie spotęgowane przez niesforne czarne loki na jego głowie. On też przechodzi najsilniejszą metamorfozę – z bogatego obiboka przeistacza się w odpowiedzialnego mężczyznę – i poradził sobie z tym bardzo dobrze. Zacharewicz i Stockinger, w swych nienagannie zaczesanych fryzurach, sprawiali wrażenie poważnych i rozważnych dżentelmenów, pomimo swojego młodego wieku. Ignacy Liss bez wątpienia wprowadził świeżość w tę postać i do swojej interpretacji Czyńskiego całkowicie nas przekonał.

Maria Kowalska – poprawnie, choć mając cały czas przed oczami Elżbietę Barszczewską i Annę Dymną, jej Marysia wypada raczej blado. Zresztą miała przed sobą trudne zadanie i ona jedna chyba nie do końca mu podołała, bo czasami pozostajemy z wrażeniem, że aktorka Marysię gra, ale nią nie jest.

Zobacz wpis

 

Maria Kowalska jako Marysia Wilczurówna
źródło: Netflix

Ogromnym ukłonem w stronę wersji Jerzego Hoffmana jest obecność w obsadzie Artura Barcisia. Wcześniej Jerzy Bińczycki alias Antoni Kosiba dokonał na postaci, którą grał Barciś (syn młynarza – Wasylko), brawurowej operacji nóg, dzięki czemu mógł znowu chodzić, a tym razem aktor jest lokajem w majątku Czyńskich i ten lokaj innej twarzy mieć nie mógł. A propos, o ile w dwóch poprzednich wersjach Kosiba rozmawia z Wasylko i tłumaczy mu, że może chodzić, ale to wymaga ponownego złamania kości, to w tej najnowszej ekranizacji nie za bardzo wiemy, dlaczego Antoni Kosiba bierze młotek i dłuto, po czym łamie piszczele Michała (Łukasz Szczepanowski).

W poprzednich ekranizacjach obowiązywała chronologia wydarzeń: najpierw zdrowieje syn młynarza, a potem dopiero Marysia i hrabia ulegają wypadkowi. Tutaj dzieje się to jednocześnie i możemy odnieść wrażenie, że reżyser nagle i trochę niepotrzebnie przyspiesza z akcją Marysi i hrabiego Czyńskiego, a przecież po długiej rekonwalescencji Michała wiemy, że wydarzenia rozciągały się na wiele miesięcy.

Ignacy Liss jako hrabia Leszek Czyński
źródło: Netflix

Poza tym, Grabowski – majstersztyk. Kuna – zołza okrutna i takiej ten film potrzebował. Do pełni szczęścia, brakuje nam rozliczenia postępowania  Dobranieckiego. Zbrodniarz powinien zostać ukarany, bo tego wymaga sprawiedliwość i nasze dobre samopoczucie przed telewizorem. Przejmująca scena napadu na profesora Wilczura demaskuje jego „przyjaźń” i w filmie Gazdy zostało to pokazane chyba najlepiej.

Można by jeszcze napisać długo i wiele, ale wtedy musiałybyśmy opowiedzieć Wam fabułę. Tymczasem gorąco namawiamy do obejrzenia filmu. Jest to godny następca dwóch poprzednich ekranizacji prozy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Jednym z niewielu mankamentów (przynajmniej dla nas) są odrysowane, niemal od linijki, sielskie obrazki polskiej wsi i Warszawy – bez błota, brudu i kurzu. Świat netflixowego Znachora pachnie świeżością scenografii, atmosferą skansenu i owocami morza, którymi hrabia Czyński częstuje dochodzącego do zdrowia Michała. Traktujmy to jednak jako nową odsłonę tej opowieści i jako dziedzictwo Tadeusza Dołęgi-Mostowicza oraz dopełnienie filmów Waszyńskiego i Hoffmana.

Kto wie, być może za 40 lat ktoś znowu się pokusi o ekranizację tej historii…

 


Zdjęcie wprowadzające: materiały prasowe platformy streamingowej Netflix. 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments