O spodniach Adolfa Dymszy i o złodzieju podróżniku
„Dobry Wieczór! Kurier Czerwony”
7 lipca 1939, nr 185
Wdrożenie sprawy przeciw odbywającemu karę 3 lat więzienia w Inowrocławiu złodziejowi warszawskiemu Franciszkowi Lewińskiemu, o okradzenie przed pięciu laty Adolfa Dymszy było wywołane przez samego Lewińskiego. Wniósł on do prokuratora podanie z doniesieniem, że w początkach września 1934 r. okradł artystę filmowego, zamieszkałego przy ul. Freta 35.
Jakoż okazało się, że istotnie w dniu 9 września 1934 r. do mieszkania Adolfa Dymszy, przebywającego poza Warszawą, dostali się złodzieje po wyłamaniu zamków i skradli garderobę wartości 8 000 zł.
Najmniej wartościową sztuką były brązowe spodnie o nogawkach dwumetrowej długości, spodnie używane do szczudeł.
One to jedynie odnalazły się, porzucone na ul. Stawki w parę dni po kradzieży przez jakiegoś pasera, ten bowiem na widok przechodzącego ulicą st. poster. służby śledczej Jana Ciacha, uciekł, rzucając na ziemię zawiniątko, zawierające miedzy innymi spodnie do szczudeł. Reszty rzeczy nie odnaleziono i sprawa o kradzież wobec niewykrycia sprawców została umorzona.
Przypomniał ją dopiero Franciszek Lewiński, przyznając się samorzutnie do winy. Dowodził, że dręczyły go wyrzuty sumienia.
Lewiński stanął wczoraj przed sądem okręgowym w Warszawie, przywieziony z Inowrocławia. Na sprawie Adolf Dymsza był nieobecny, przebywa bowiem we Lwowie[1].
Sąd skazał złodzieja na półtora roku więzienia. Zdaniem sądu nie wyrzuty sumienia spowodowały samooskarżenie, lecz… nudy w więzieniu w Inowrocławiu. Lewiński chciał się przejechać do Warszawy. Liczył na małą karę, która może być wyrokiem łącznym pochłonięta przez obecnie odbywaną karę 3 lat więzienia.
Za okradzenie Adolfa Dymszy
„Kurjer Warszawski” wydanie poranne
8 lipca 1939, nr 186
W warszawskim sądzie okręgowym rozpatrywana była sprawa kilkakrotnie karanego złodzieja Franciszka Lewińskiego, który przyznał się do kradzieży popełnionej w 1934 r. na szkodę aktora Adolfa Dymszy-Bagińskiego. Dochodzenie w sprawie kradzieży było umorzone wobec nieodszukania sprawców, którzy wyłamali zamki u drzwi i zabrali garderobę oraz drobiazgi wartości 8 000 zł. Oskarżony wystosował list z więzienia w Inowrocławiu, gdzie odsiaduje karę 3 lat i zawiadomił prokuraturę, iż chce ponieść karę i za tę kradzież.
Na rozprawie sądowej okazało się, że Lewiński miał swój cel w dobrowolnym przyznaniu się, gdyż zależało mu na przeniesieniu z więzienia inowrocławskiego do Warszawy. Chciał też sprowadzić do więzienia stołecznego swego kamrata Jana Jaworecklego, którego podał za wspólnika kradzieży. Ujawnił również paserów, którym sprzedano skradzione przedmioty: Barańskiego z ul. Górnośląskiej 3/5 i jakiegoś Jankla z ul. Brzeskiej. Odszukaniem ich zajmie się policja.
Spytany o motyw zawiadomienia władz o kradzieży, Lewiński podał, iż uczynił to, aby zniweczyć plan zemsty ze strony swej przyjaciółki, która odgrażała się, iż wyda go, gdyby chciał zerwać z nią znajomość.
Sędzia Lewicki skazał go na półtora roku więzienia. Kara ta będzie pochłonięta przez poprzedni wyrok.
[1] W czerwcu 1939 roku Małe Qui Pro Quo (w składzie: Adolf Dymsza, Tadeusz Olsza, Stefcia Górska, Andrzej Bogucki, H. Kamińska i Hanna Brzezińska) wyjechało do Lwowa na występy gościnne z programem Strachy na lachy, do którego teksty napisali: Marian Hemar, Władysław Szlengel, Emanuel Schlechter i Tadeusz Wittlin.
(opracowanie/materiały prasowe z archiwum Mireli Tomczyk)
Zdjęcie wprowadzające: Helena Grossówna i Adolf Dymsza w skeczu Chwila słabości w rewii Małego Qui Pro Quo Strachy na lachy. Prawa do zdjęcia: domena publiczna / „Światowid” 28.05.1939, nr 22.