Jeden z najznakomitszych polskich aktorów, Mieczysław Frenkiel, który miał za sobą 50 lat pracy scenicznej, 6000 przedstawień i 500 ról, znany był szeroko ze swego humoru.
Grano sztukę Hamsuna Jego królewska mość. Frenkiel grał króla. Szefa policji – Staszkowski. W akcie II sztuki ów szef składał królowi listę skazanych na śmierć, na ciężkie więzienie, motywy wyroków i tak dalej. Oczywiście, że cała ta epistoła wypisana była na wielkim arkuszu papieru, jasne więc było, że uczenie się jej na pamięć było zbyteczne. Pewnego dnia Staszkowski postanowił spłatać Frenklowi figla. W akcie II, zgięty jak zwykłe w ukłonie, podał rozkaz z nazwiskami…
– Oto lista skazańców, Najjaśniejszy Panie!
Frenkiel rozwinął arkusz. Był zupełnie czysty. Sekunda namysłu – i zwraca papier Staszkowskiemu.
– Rozkazuję, aby pan sam przeczytał głośno, ekscelencjo!
Trzeba było słyszeć, jak pod wtór suflera, wybełkotał listę wściekły i spocony Staszkowski.
* * *
Przyjechał kiedyś do Krakowa Mieczysław Frenkiel. Razem z Solskim poszli na Wawel, ale nie chciano ich wpuścić, gdyż już było późno… Wtedy Solski mówi, zwracając się do Frenkla:
– Mówiłem księdzu biskupowi, że już za późno… – A potem zwraca się do intendenta na Wawelu:
– Bo to widzi pan, ksiądz biskup przyjechał do nas incognito…
Na to intendent:
– Aaa, nie wiedziałem, że ksiądz biskup raczył do nas przybyć. Dla księdza biskupa droga zawsze otwarta, proszę łaskawie za mną.
Intendent oprowadza uroczyście, zwracając się ze wszystkim do księdza biskupa… Znaczy się… do Frenkla.
Frenkiel z brzuszkiem wyglądał godnie. W jednej sali jest jakiś napis…
– To psalm – tłumaczy intendent – nie wiem tylko, który to psalm…
– To psalm dwudziesty pierwszy – mówi po namyśle Frenkiel robiąc poważną minę…
– Dwudziesty pierwszy – zdziwił się intendent – a mnie się zdawało, że pokutnych psalmów jest tylko… siedem… No, ale ksiądz biskup wie lepiej, niż ja…
Solski po wyjściu z Wawelu mówi:
– Słuchaj, Frenkiel… Wstydź się… Zrobiłem z ciebie biskupa, a ty nawet nie wiesz – ile jest psalmów!…
* * *
Mieczysław Frenkiel, znany był również ze swej niechęci do carskich urzędników. Pewnego dnia jeszcze przed pierwszą wojną, wezwany został do sądu na świadka w sprawie jakiejś bijatyki przed restauracją Krzemińskiego, której był stałym bywalcem. Carski prokurator zapytał go, w jakiej odległości znajdował się od miejsca bójki.
– W odległości czterech arszynów i sześciu werszków – odpowiedział Frenkiel.
– Skąd wiesz pan o tym tak ściśle?
– Byłem przekonany – odparł aktor – że jakiś idiota może mnie o to zapytać i na wszelki wypadek zmierzyłem odległość.
* * *
Frenkiel był kiedyś na koncercie, na którym popisywał się dość marny skrzypek. Zapytany o zdanie, Frenkiel odpowiedział, że skrzypek przypomina mu Paderewskiego.
– Ależ Paderewski nie umie grać na skrzypcach – zawołał ktoś.
– Właśnie dlatego – odpowiedział Frenkiel.
* * *
Na jakimś zebraniu towarzyskim Frenkiel stał się ofiarą nudziarza starającego się wciągnąć go w rozmowę. W pewnej chwili, gdy miał już dosyć wytartych frazesów, Frenkiel nachylił się do ucha nudziarza i półgłosem jąkając się wyszeptał:
– Pa-a-a-nie, ja-a panu-u co-oś po-o- owie-ie-mm, ale nieechch m-m-n-n-ie pa-a-n n-n-ie zdr-dr-a-a-dz-zi bo-o too jest tajem-m-mn-i-i-ca-a, j-ja baardz-dz-o ź-ź-le-e sły-y-sz-ysz-ę i baardz-o-o si-ę-ę ją-ą-kam, mó-wię-ię to-o w-w zau-u- fan-i-iu b-b-b-o-o to je-est sek-re-ret ro- dzi-nny.
Rozmówca zrobił bardzo głupią minę i również szeptem odrzekł:
– Mistrzu, to okropne – kto by myślał. Przecież ja pana widziałem na scenie tyle razy – to okropne.
– Pa-anie – odpowiedział Frenkiel – pa-a-nie – tak-k by-y-w-wa w ży-c-ciu. Bee-eeth-o-w-en był głuchy-y a mu-u-zyk by-ył z nie-ie-ie-go ni-niez-ły. Niech pa-an zro-o-zumie-e to – niee-ch pa-a-n zrozu- mie-e to-o, że j-a-a na-a sc-ce-nie udaję. Ale pa-a-nie – to – taj-je-e-m-mni-ca w zaufaniu to p-a-an-nu zaw-i-i-erz-rz-y- y-łem-łem.
Podniósł się i zrobiwszy desperacki ruch ręką – pozostawił nudziarza przygwożdżonego do krzesła.
… lecz po paru dniach pół „całej Warszawy” znało tę rodzinną tajemnicę wielkiego artysty.
* * *
Na pogrzebie Mieczysława Frenkla jedna z aktorek wystąpiła we wspaniałej toalecie żałobnej. Proszę sobie tylko wyobrazić kapelusz z czarnymi strusimi piórami, suknia z czarnej mory, naszyjnik z białych pereł, naręcz białych chryzantem w ręku… Coś nadzwyczajnego. Oszołomiło to nawet Franciszka Fiszera, po uroczystościach więc podszedł do aktorki i całując ją w czerń rękawiczki, wyszeptał w zachwycie.
– Beż żadnych wątpliwości, droga pani, bez żadnych… była pani prawdziwą królową dzisiejszego pogrzebu.
* * *
Kiedy Mieczysław Frenkiel był już w podeszłym wieku, miał kłopoty ze słuchem. Suflerka, znakomity fachowiec, podpowiadała mu „na migi”, stosując przebogaty arsenał środków.
W jednej ze sztuk Frenkiel miał powiedzieć: „Jak tu pachnie!”
Pewnego wieczoru, przed kwestią, spojrzał na suflerkę, oczekując pomocy.
Ta, wachlując się dłonią, palcem wskazała na nos. Frenkiel zdziwił się, ale powiedział:
– Co tu tak czuć!
* * *
Wkrótce po pierwszej wojnie światowej kabarety rozpleniły się w Warszawie niepomiernie. Pewnego dnia na próbie w słynnym teatrze Rozmaitości koledzy wrócili się do Mieczysława Frenkla z zapytaniem:
– Jak to się dzieje, że pan, najwyższej rangi komik polski, ma gażę 1200 zł miesięcznie, gdy tymczasem kolega R. G., komik kabaretu, zarabia 4500 zł.
– Pomarańcza w eleganckim sklepie kosztuje 1 zł, w burdelu – 4,50 – odparł Frenkiel.
* * *
Nie specjalnie szczupły filar naszej sceny i filmu, F…kiel, chwali się w towarzystwie, że kobiety przez niego cierpią.
– A ile pan dobrodziej waży? – pyta ktoś z obecnych.
(z archiwum Mireli Tomczyk)
Zdjęcie wprowadzające: Mieczysław Frenkiel w Chłopach z 1922 roku. Domena publiczna / zasoby FINA.