Anna Mieszkowska
28 czerwca 2019
Prapremiera Pięknej Lucyndy odbyła się 29 stycznia 1967 roku w Ognisku Polskim w Londynie.
Marian Hemar (1901–1972) napisał tę sztukę z inspiracji i na zamówienie Leopolda Kielanowskiego (1907–1988), aktora, reżysera, wieloletniego prezesa Związku Artystów Scen Polskich za Granicą. Miała to być premiera, którą emigracyjni aktorzy chcieli uczcić dwusetną rocznicę powstania sceny narodowej. To dlatego Piękną Lucyndę nazwano pastiszem Natretów Józefa Bielawskiego, pierwszej polskiej komedii napisanej w 1765 roku. W kraju, jesienią 1965 roku odbywało się z tej okazji wiele uroczystości, konferencji naukowych i premier teatralnych. Hemar zajęty innymi pracami twórczymi, nie zdążył na czas. Nie gotowa też była skromna scena w Ognisku Polskim. Dla potrzeb tej premiery znany scenograf Tadeusz Orłowicz (1907–1976) podjął się jej adaptacji i kosztownej przeróbki. On też był autorem scenografii i kostiumów. Ale warto było poczekać! Efekt artystyczny zaspokoił wszystkie gusty widzów i recenzentów. Nie zawiedli też wykonawcy: Irena Delmar (w roli tytułowej i jako Melpomena), Helena Kitajewicz (Talia), Krystyna Podleska (w trzech rolach: jako Terpsychora, Wawrzonek i Zuzanna), Włada Majewska (Ciotka Lucyndy), Wiesław Skoczylas (hrabia Adam Faworski), Ryszard Orłowski (Poufalski, przyjaciel Adama), Stanisław Zięciakiewicz (Wietrznikowski), Roman Ratschka (Skarbnik), Henryk Vogelfaenger (Podkomorzy Hilary Faworski, stryj Adama). Wykonawczynią oryginalnych kostiumów była Jadwiga Matyjaszkiewicz. Stronę muzyczną powierzył Hemar Marii Drue i Tomaszowi Bolońskiemu (podpisanemu na afiszu i w programie jako B. Edward). Program informował, że „rzecz dzieje się w Warszawie, jednego zimowego dnia, dwieście lat temu”. Oraz, że w lożach na widowni zasiadają „Król Stanisław August, Hanna Rajecka, Książę biskup Ignacy Krasicki, Stanisław Trembecki, Józef Bielawski i inni”. Reżyserował oczywiście autor i kompozytor muzyki do tego przedstawienia – Marian Hemar.
„Pomysłowość Hemara nie ma granic” – pisał nazajutrz Stanisław Baliński w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”. Poeta i recenzent w jednej osobie, zachwycał się, że „każda nowa scena przynosi jakiś nowy efekt, jakiś żart, jakąś scenę mimiczną, jakiś taniec lub zarys tańca. Można by to nazwać karuzelą niespodzianek. Do tego włączył Hemar szereg prześlicznych piosenek (…). Najefektowniejsza to piosenka o wahającej się kobiecie w mistrzowskim wykonaniu Włady Majewskiej. Irena Delmar, jako Lucynda, wyglądała jak zdjęta z osiemnastowiecznego portretu. Prowadziła dialog z humorem. Kulminacyjnego walca zaśpiewała pięknie i dyskretnie. Helena Kitajewicz wyglądała w roli Talii, jak esencja greckiego stylu”. Autor recenzji sprawiedliwie obdarzył komplementami każdego z wykonawców. Inni recenzenci pisali podobnie. „Wiwat Hemar! Wiwat teatr! Wiwat zespół cały!” – to tytuł artykułu Tamary Karren w „Tygodniu Polskim”.
Podsumowaniem sukcesów Hemara, i jego ostatniego dzieła była Nagroda Teatralna przyznana przez redakcję „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” za całokształt twórczości teatralnej dla „barda Lwowa i trubadura londyńskiej emigracji”.
W kwietniu świętowano udział w przedstawieniu 5144. widza, którym był prezes Ogniska, Jan Baliński-Jundziłł. Po raz trzeci przyszedł na Piękną Lucyndę ambasador Edward Raczyński, który powiedział między innymi: „Wzrusza nas, że w autorze Lucyndy odnajdujemy poetę Bielawskiego. Hemar przedłużył życie Natrętów, o co najmniej dalszych 200 lat”. Prezes Kielanowski przypomniał, że Bielawski dostał od króla za napisanie Natrętów złotą tabakierę; Hemar dostał w nagrodę entuzjazm publiczności. Jako reżyser kroczy Hemar drogą Tadeusza Pawlikowskiego, który wierzył, że wydatki za wystawienie sztuki zwróci publiczność”.
Po czterdziestu ośmiu przedstawieniach, w maju, podczas dwóch ostatnich, zamiast chorego Vogelfaengera, wystąpił Hemar. Podobno grał z nonszalancją i dezynwolturą rolę Podkomorzego Faworskiego. Ściągnął tym samym do Ogniska dawno nie widziane tłumy widzów.
Żyją jeszcze cztery osoby, które brały udział w londyńskiej prapremierze: Irena Delmar, Maria Drue, Krystyna Podleska i Tomasz Boloński.
Po ponad 50. latach od powstania Pięknej Lucyndy (Hemar zaczął pisać sztukę w 1965 roku), trzeba przyznać, że język i styl tej komedii wytrzymał próbę czasu. Dowodem na to są kolejne krajowe inscenizacje, począwszy od pierwszej w 1992 roku w Teatrze Nowym w Poznaniu. Wiernym reżyserem (ale nie jedynym!) tego utworu pozostaje Eugeniusz Korin (to jest jego czwarta inscenizacja!). W Warszawie jest to już druga premiera Pięknej Lucyndy. Poprzednia gościła z powodzeniem w roku 2000. W Teatrze Syrena reżyserował Wojciech Adamczyk.
*
Eugeniusz Korin w Teatrze 6.piętro prezentuje Piękną Lucyndę w gwiazdorskiej obsadzie, z pięknymi kostiumami (Beaty Harasimowicz), w prostej, funkcjonalnej, bardzo estetycznej scenografii (Wojciecha Stefanika), z zabawnymi układami tanecznymi pomysłu Anny Głogowskiej. W ciepły czerwcowy wieczór na komedię Hemara przybył komplet widzów. Pełna sala. Zabrakło programów! Częste brawa i śmiech publiczności w trakcie przedstawienia najlepiej świadczą o tym, jak spektakl jest odbierany. Na zakończenie owacja na stojąco! Co się tak podobało? Treść komedii jest banalna, ale podana w pikantny i efektowny sposób. Wzruszają piosenki, które okazują się majstersztykiem gatunku. Publiczność reaguje żywiołowo na wejścia ulubionych aktorów (Hanna Śleszyńska, Piotr Gąsowski). Podobają się Magdalena Zawadzka (Talia) i Dorota Stalińska (Melpomena). Dawny przebój Włady Majewskiej (Kobieta się waha) w interpretacji Joanny Liszowskiej (Ciotka Utciszewska) zasługuje na wyróżnienie. Uroczy walczyk śpiewa z wyczuciem stylu epoki – Lucynda (Adriana Kalska). Fantastycznie wypadają sceny zbiorowe, zwłaszcza te muzyczne. Jarosław Gajewski, Kazimierz Kaczor, Rafał Królikowski, Mikołaj Roznerski, Krzysztof Tyniec i Sylwester Maciejewski dopełniają z powodzeniem najbardziej charakterystyczne cechy odtwarzanych postaci. Niespodzianką jest zakończenie przedstawienia w wykonaniu suflera (Miłogost Reczek). Epizod! A jak zagrany? Trzeba zobaczyć! Koniecznie! Ja na Piękną Lucyndę Mariana Hemara pójdę jeszcze raz!
fot. P. Pączkowski