Idzie wielka rewolucja barwna. Rozmowa ze Zbigniewem Szczepanikiem.

H.P.
„Kino”
29 grudnia 1935, nr 52

Czasami, bardzo rzadko, zdarzają się takie dziwne zjawiska, jak talent, idący w pokolenia. W historii naszej kultury poszczycić się możemy paroma znakomitymi dynastiami aktorów (np. Leszczyńskich i Rapackich), malarzy (np. Kossaków, Styków i Malczewskich), twórczych naukowców (Maria Skłodowska-Curie i jej córka, Irena Joliot), wreszcie wynalazców Jana i Zbigniewa Szczepaników.

Jan Szczepanik, którego sława dotarta do wielu tronów europejskich, którego pancerz kulochronny z jedwabiu uratował życie Alfonsowi XIII przed bombą zamachowca, tenże Jan Szczepanik, który udoskonalił warsztaty tkackie, skonstruował maszynę do wykonywania wszystkich działań matematycznych, przyrząd do mierzenia odcieni barw, który odkrył zasady barwnej fotografii i filmu kolorowego, który wreszcie pierwszy opatentował już w roku 1920 wynalazek filmu dźwiękowego synom swoim nie pozostawił w dziedzictwie majątku, ale dał im o wiele więcej. Przekazał im spuściznę wielkiego talentu odkrywczego, niespokojnego ducha i żądzę zdobywania coraz to nowych dziedzin, myślą ludzką jeszcze nieobjętych.

Zbigniew Szczepanik
Zbigniew Szczepanik
„Kino” 1935, nr 52

Zbigniew Szczepanik, który przed dwoma laty przedstawił światu doprowadzone przez siebie do końca, a przez ojca rozpoczęte prace nad filmem kolorowym nie lubi rozgłosu, jest bardzo skromny i czuje się dobrze tylko w swym laboratorium. Gdy go proszę o fotografię okazuje się, że nie ma żadnej odpowiedniej.

– Jakże to, panie Zbigniewie – żartuję – chce pan zdobywać świat i nie ma pan nawet żadnej własnej fotografii? Przecież trudno o lepszą reklamę, jak pokazywać ciągle światu, jak pan wygląda…

Szczepanik jest wyraźnie zażenowany. Nie lubi komplementów, a przecież gdyby nie to, że jest aż wynalazcą – mógłby być pierwszorzędnym amantem filmowym.

Gdy zaczynamy mówić o filmie kolorowym ożywia się momentalnie.

– Przez świat filmowy idzie wielka rewolucja barwna – mówi, chodząc wielkimi krokami po swym gabinecie – Najżywiej dziedziną tą zainteresowany, zwracam od dawna baczną uwagę na zjawiska, rewolucję tę zapowiadające i mogę dziś śmiało stwierdzić: bije ostatnia godzina filmu czarno białego!

– Czyżby się już sprzykrzył – wtrącam.

– Nie, to nie dlatego. Po pierwsze film barwny jest piękny, a próby osiągnięte stoją już całkowicie na wysokości zadania po drugie, i to jest bodaj czy nie ważniejsze w tej chwili, amerykańscy potentaci filmowi, którym rynek światowy wymknął się z rąk, dzięki dążeniu poszczególnych państw do samowystarczalności, chcą go na nowo zadziwić i zdobyć dla siebie. Nie ma ani jednej dużej wytwórni, która by nie knowała już czegoś na temat barwy. Puszcza się w świat pierwsze jaskółki i jednocześnie rozpętuje się istną burzę reklamy. Na przeszkodzie stoi jeszcze chwilowo wzajemne porozumienie wielkich firm, które zobowiązują się przez taki a taki okres nie wprowadzać nic nowego. Któż jednak zaręczy, czy nie znajdzie się wśród nich zdrajca, outsider, który po cichu wyprodukuje pierwszy naprawdę udatny film barwny? Rzecz tak piękna, nie da się długo ukrywać w biurku dyrektorskim. Ten, który pierwszy przerwie zorganizowany opór producentów, wywoła burzę. Padną jedne, powstaną nowe firmy, ale barwa musi zwyciężyć. Wierzę w to mocno.

– A dlaczegóż to, proszę pana, film kolorowy ma przyjść do nas z Ameryki? Czyż nie mamy Szczepaników?

Szczepanik uśmiecha się smutno.

– Niełatwo jest walczyć z tak olbrzymimi kapitałami. Nasze losy kują się w tej chwili także w Ameryce, gdzie od kilku miesięcy przebywa brat mój młodszy, Bogdan i operator, a przyjaciel serdeczny Franciszek Ożga. Uzyskaliśmy już pierwsze umowy, zahaczyliśmy już, że tak powiem, o tego kolosa amerykańskiego i nie wątpię, że niedaleka przyszłość posunie sprawę naprzód. Moja rola ogranicza się obecnie do ułatwiania im tam pracy.

Na moją prośbę, wyjaśnia mi jeszcze Szczepanik różnicę między jego filmem, a reklamowanym amerykańskim Technicolorem.

Technicolor nakłada barwy na taśmę przy pomocy specjalnych, bardzo kosztownych maszyn drukarskich Szczepanik nakłada światła barwne już na ekranie.

Produkcja filmów Technicoloru jest bez porównania kosztowniejsza niż produkcja filmów Szczepanika. Jej wyższość natomiast stanowi to, iż nie wymaga ona żadnych zmian w dotychczasowych aparatach projekcyjnych.

– Dlaczego panowie zaniechali wyświetlania swych filmów w Warszawie?

– W zeszłym roku wyświetlaliśmy na kilku ekranach warszawskich nasze dodatki krótkometrażowe. Nie

Jan Szczepanik
Jan Szczepanik
„Kino” 1935, nr 52

stać nas jednak było na wyjście z ram produkcji doświadczalnej. Mieliśmy wówczas przed sobą cele propagandowe: chcieliśmy dać znać polskiej publiczności o naszej pracy, a nie walczyć o ciągłość produkcji nieopłacalnej na jednym ekranie. Rozumiemy dobrze, że zadania nasze mają zakres większy.

– Więc wierzy pan w zwycięstwo?

– Jesteśmy dumni, że przypadła nam w udziale praca pionierska. Walczymy nie tylko o nasz system. Walczymy także o ideę. Wierzymy mocno, że kroczymy po właściwej drodze, choć droga ta jest ciężka.

– Co pan sądzi o innych dotychczasowych próbach?

– Jedną z ciekawszych prób jest Gabinet Figur Woskowych. Uważam jednak, że wybrano temat nieodpowiedni. Pierwszy film barwny, w moim przekonaniu, powinien właśnie bawić barwą, stworzyć atmosferę piękna, pogody i że użyję tego wyrażenia bajkowości i fantazji.

Nie chcę już dłużej męczyć Szczepanika. Jest i tak wyczerpany nieustanną pracą, gdyż twórczy jego mózg nie umie poprzestawać na formach już osiągniętych, lecz musi zdobywać ciągle nowe. Film kolorowy jest już dziełem skończonym, doskonałym – teraz czekamy na nowe wynalazki.

A więc idzie przez świat wielka rewolucja barwna. Nie obawiajmy się jej jednak. Mamy przecież Szczepaników. Nie zginiemy.

 


Zdjęcie wprowadzające: Zbigniew Szczepanik przy pracy. Źródło: „Kino” 1935, nr 52.

5 1 głos
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najnowsze
Najstarsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze