– Jakie wrażenie wywarła na Panu publiczność Tel-Awijska?
– Doskonale. Na sali było, że się tak wyrażę, bardzo „familijnie”. Strasznie miły nastrój. Czułem się jak w Warszawie. Wyraźnie dawał się odczuć serdeczny stosunek publiczności do mnie, jako reprezentanta Polski. Musiałem ex catedra, tzn. ze sceny, odpowiadać na pytania „co słychać w Warszawie”? A i tu, w Hajfie, na pierwszym występie gawędziłem z publicznością, jak ze starym, dobrym znajomym.
– Będzie Pan śpiewał po hebrajsku? Czy uczył się Pan tego języka?
– Niestety nie zdążyłem. A szkoda. Bardzo melodyjny język. Zapoznałem się tylko z treścią piosenki, którą mam wykonać. Jeżeli wierzyć gazetom Tel-awijskim, mam wcale niezły akcent. Zresztą przekona się o tem Pan sam niebawem. Pozatem znam kilka słów hebrajskich. Potrafię bez zająknięcia powiedzieć „proszę o herbatę”. Zupełnie wystarczy, aby być uprzejmym; trochę za mało by się najeść do syta.
– Na Sylwestra będzie Pan oczywiście w Warszawie?
– Niezupełnie. Jutro jadę do Jerozolimy, a stamtąd do Egiptu. Następnie do Iraku przez Syrię. Oczywiście jako turysta. Trzeba korzystać z okazji. Muszę Panu jeszcze powiedzieć, że w Iraku będę na dworze królewskim.
– Królowie wszystkich krajów i ekranów łączcie się! Więc nawet król Iraku zna Jego ekscelencję subiekta?
– Może zna. W każdym razie zaproszenie otrzymałem od nadwornego lekarza, który jest Polakiem. Jak to miło będzie uścisnąć rodaka na Dalekim Wschodzie! Wie Pan, że już mi tęskno za Polską? W Warszawie będę dopiero w drugiej połowie lutego!
– A potem?
– Prawdopodobnie wyjadę na tournee po Stanach Zjednoczonych w towarzystwie Ordonki.
– À propos, czy wie Pan, że Reri wyjechała do Hollywood?
– Ależ wiem, wiem! I o Czarnej perle jesteśmy doskonale poinformowani! Przecież i do nas „Kino” dociera.
– Widzę, że nowościami z Polski nie zaimponuję Panu. Natomiast miłym podarunkiem będzie na pewno dla Pana polski papieros „Egipski” i „Płaski”?
– Czarną perłę ujrzycie tu niedługo. Poza tem będzie jeszcze Czy Lucyna to dziewczyna?.
Dobiega nas gwar z przepełnionej sali. Publiczność się niecierpliwi. Bodo spogląda na zegarek.
– No! Lecę do pracy! (…) Szalom!
[pisownia oryginalna]