Dramat za kulisami teatru. Strzały do uwodziciela. Proces, który odsłania dramat dzisiejszej rodziny. Sprawca zamachu na aktora Różyckiego oskarża…

Zajście w garderobie Nowego

„Dobry Wieczór! i Kurjer Czerwony”
25 stycznia 1934, nr 25

„Tajny Detektyw” 1934, nr 6

Kulisy teatru Nowego stały się wczoraj widownią niezwykłego zajścia, które tylko dzięki szczęśliwemu przypadkowi nie zakończyło się tragicznie.

Około godziny 7.30, a więc na trzy kwadranse przed rozpoczęciem przedstawienia komedii Czwarty do brydża, do garderoby męskiej, zajmowanej przez trzech artystów pp.: Różyckiego, Znicza i Ziembińskiego, wszedł mąż występującej w tejże sztuce artystki p. Romany Jezierskiej, emerytowany porucznik-pilot Norbert Jezierski. Por. Jezierski dość często przychodził za kulisy, to też jego wizyta nie zdziwiła nikogo.

W garderobie przy długim sto­le siedział p. Michał Znicz, obok fryzjer teatralny czesał p. Anto­niego Różyckiego. Jezierski po przywitaniu się ze Zniczem i zamienieniu z nim kilku słów, odwrócił się w stronę jego sąsiada i odsuwając dłonią stojącego obok fryzjera, zapytał spokojnie:

– Czy mam przyjemność z panem Antonim Różyckim?

Gdy padła potwierdzająca odpowiedź, p. Jezierski wyciągnął z kieszeni płaszcza rewolwer, zarepetował go i skierował lufę w stronę oniemiałego artysty.

Wszystko trwało sekundę. Strzał jednak nie nastąpił, bowiem rewolwer zaciął się.

Widząc to p. Różycki, zresztą znany sportsmen i bokser, rzucił się na napastnika i chwytając go za dłonie, usiłował wyrwać broń. Wywiązała się walka, w czasie której Jezierskiemu wypadł rewolwer z dłoni, wówczas, korzystając z tego, iż na stole leżały nożyczki fryzjerskie, p. N. Jezierski schwycił je i dwukrotnie, zresztą niegroźnie, ugodził p. Różyckiego w szyję i policzek. Odgłosy szamotania zwabiły do garderoby męskiej p. Jezierską, a także maszynistów oraz dyżurnych strażaków, którzy walczących rozdzielili i por. Jezierskiego obezwładnili, wzywając jednocześnie policję.

Przybyłemu posterunkowemu, p. N. Jezierski oświadczył, że jako oficer może być aresztowany jedynie przez żandarmerię. Po stwierdzeniu, że obecnie znajduje się w stanie spoczynku, przeprowadzono go do XII komisariatu, gdzie spisano protokół o całym zajściu, zatrzymując por. Jezierskiego w areszcie.

Porucznik Jezierski uchodził za pierwszorzędnego oficera liniowego. Odznaczony był orderem Virtuti Militari i szeregiem innych odznaczeń bojowych.

Ze swa obecną małżonką pobrał się mniej więcej przed rokiem.

Nastąpiło to w takich okolicznościach: przed rokiem obecna p. Roma Jezierska poważnie zaniemogła. Stan jej był bardzo groźny i lekarze zadecydowali, że musi się poddać operacji. Nie wiedząc, czy operacja się uda, młoda kobieta postanowiła na łożu szpitalnym połączyć się węzłami małżeńskimi z ukochanym człowiekiem.

Współżycie młodych małżonków nie zdradzało żadnych nieporozumień. W ostatnich tygodniach por. Jezierski zaczął otrzymywać anonimowe listy i telefony. Które prawdopodobnie spokojnego i zrównoważonego człowieka doprowadziły do wczorajszego wybuchu.

Przedstawienie wczorajsze odbyło się normalnie. Widownia nawet nie domyślała się w jakim stanie grają jej ulubieńcy. Po przedstawieniu p. Jezierska nie wróciła do domu, nocowała u rodziny.

Por. Jezierskiego dzisiaj o godz. 8 rano, wraz z wstępnym aktem dochodzenia, przesłano do urzędu śledczego.

 

Sprawa por. Jezierskiego.

Pm.
„Tajny Detektyw”

11 lutego 1934, nr 7

Warszawa, od naszego korespondenta.

W przyspieszonym tempie toczy się śledztwo w spra­wie dramatu zza kulis Teatru Nowego. Wychodzą na jaw nowe szczegóły, wyjaśniające tło dramatu.

„Tajny Detektyw” 1934, nr 7

Norbert Jezierski usiłował zabić aktora Antoniego Ró­życkiego. Nie neguje tego i sam stwierdza, że przyszedł do teatru z gotowym zamiarem, powziętym na skutek doniesień telefonicznych o stosunkach, jakie miały łą­czyć żonę jego z partnerem scenicznym.

W ciągu ubiegłego tygodnia sędzia śledczy przesłuchał wszystkich świadków zajścia, ofiarę napadu Różyckie­go i samą p. Jezierską. Ponieważ sam fakt usiłowania zabójstwa jest bezsporny, przeto śledztwo poszło w kie­runku całkowitego wyświetlenia pobudek, jakimi kie­rował się sprawca. Chodziło o ustalenie, czy powody, jakie podawał były prawdziwe i jakie było jego nasta­wienie psychiczne.

Norbert Jezierski był oficerem lotnictwa i – jak wie­lu pilotów cechowała go nadwrażliwość nerwowa. Stan nerwów był podobno nawet przyczyną przeniesienia Je­zierskiego w stan spoczynku. Wówczas zabrał się do pisania sztuk teatralnych. Pierwsza sztuka nosiła tytuł Wynalazca i grana była w Bydgoszczy. Druga sztuka Jezierskiego, Panienka w masce dotychczas nie była wystawiona. Jezierski niewątpliwie zdradzał talent, lecz dziwaczny w koncepcji i to właśnie zdradzało pewne nienormalne jego nastawienie psychiczne.

Jak już podawaliśmy w poprzednim reportażu, Jezier­ski żył ostatnio źle z żoną i oboje dążyli do separacji. Czy jednak w dalszym ciągu kochał żonę – trudno ustalić; na ten temat nie udziela on żadnych wyjaśnień. Nie wiadomo nawet, czy był zazdrosny. Okazuje się bo­wiem, że Jezierski znał dobrze osobę, która informo­wała go przez telefon i sam niejednokrotnie umawiał się z informatorką, kiedy i na jaki telefon ma dzwonić. Utrzymuje on, że informacje, jakie otrzymywał, odpo­wiadały prawdzie, a w każdym razie nie były bezpod­stawne. Nie twierdzi jednak, aby targała nim zazdrość, mówi krótko:

– Ona była jeszcze moją żoną. Wystąpiłem w obro­nie honoru!…

Na Pawiaku.

Jezierski osadzony został na Pawiaku na oddziale IV w celi nr 65. Wraz z nim przesiaduje tam adwokat Parzyński.

W przeciwstawieniu do zachowania Jezierskiego, któ­ry żony swojej nie chce widzieć i nic o niej słyszeć, postępuje ona sama. Niemal co dzień przychodzi ona do Pawiaka, troszcząc się o los męża i starając się do­starczyć mu paczki z żywnością. Jezierski jednak nie przyjmuje ich.

W zestawieniu faktów zrodziło się podejrzenie, że krytycznego wieczoru Jezierski przybył do teatru z za­miarem zabójstwa żony. W tym celu dopytywał się na­wet, gdzie się ona znajduje i kiedy z garderoby wy­chodzi. Zamiar ten następnie zmienił na chęć zabójstwa Różyckiego lub też może planował zabójstwo obojga.

Jezierski nie ma jeszcze obrońcy i dotychczas nie sta­rał się o niego. Jednakowoż ze względu na stwierdzo­ny stan podniecenia nerwowego niedoszłego zabójcy, prokurator postanowił po zebraniu całokształtu materiału, poddać Jezierskiego badaniom psychiatrycznym.

Aczkolwiek Jezierski, podczas popełnienia swego czy­nu, nie zdradzał żadnego niepokoju, zachowując pozor­nie całkowity spokój, to jednak należy podkreślić pe­wien moment bardzo charakterystyczny, który nawet uniemożliwił Jezierskiemu dokonanie zabójstwa. Chcąc strzelić do Różyckiego, zarepetował on broń, lecz nie mógł oddać strzału, gdyż kula stanęła w poprzek. Otóż, jak się okazuje stało się to dlatego, że Jezierskiemu silnie drżały ręce, co uniemożliwiło mu należyte opa­nowanie broni. Temu momentowi zawdzięczać należy, że dramat zakończył się bezkrwawo, ale to silne drżenie rąk wskazuje i na to, że Jezierski nie działał z całko­witym spokojem.

Jak już donosiliśmy, Jezierski jest obecnie oskarżony o usiłowane zabójstwo. Zakończenie śledztwa nastąpi pod koniec bieżącego miesiąca, po czym sporządzony zo­stanie akt oskarżenia. Zależnie od orzeczenia biegłych, zakwalifikuje prokurator czyn oskarżonego – ewentual­nie jako przestępstwo popełnione pod wpływem afektu.

 

Dramat za kulisami teatru. Podczas przedstawienia sztuki Czwarty do brydża b. porucznik Jezierski, mąż aktorki, wtargnął za kulisy i usiłował zastrzelić artystę Różyckiego. Proces wywołał wielkie zainteresowanie ze względu na tło i osoby dramatu.

„Ilustrowana Republika”
6 maja 1934, nr 123

Antoni Różycki
„Kurjer Świąteczny” 1918, nr 12

Z Warszawy donoszą:
W dniu 24 stycznia za kulisami teatru Nowego, p. Norbert Andrzej Jezierski usiłował zastrzelić aktora p. Antoniego Różyckiego. Ten fakt jest przedmiotem rozprawy w sądzie okręgowym, któremu przewodniczy prezes Duda.

Sprawozdawca „Dobrego Wieczoru” w następujący sposób opisuje przebieg procesu:

Usiadłszy na ławie oskarżonych, za swoim obrońcą adw. Sobotkowskim, p. Jezierski fiskuje zimnym wzrokiem siedzącego po przeciwnej stronie sali p. Antoniego Różyckiego.

P. Różycki dla osób, które widywały go tylko ze sceny, zmienia się również bardzo bez charakteryzacji i na pewno nikt by go nie poznał „po cywilnemu”.

Powszechne zainteresowanie budzi osoba p. Jadwigi Romy Jezierskiej, która przybyła do sądu w towarzystwie przyjaciółek.

Jest to wysoka blondynka o niebieskich oczach i rysach regularnych o pewnym podobieństwie do Malickiej. Ten co ją widział na scenie, poznaje ją od razu.

Na wstępie rozprawy, w której na fotelu oskarżycielskim zasiada prok. Marcinkowski, autor aktu oskarżenia, adw. Beylin zgłasza powództwo cywilne w wysokości symbolicznej złotówki strat moralnych.

Oczywiście chodzi tu o obronę interesu p. Różyckiego, a być może, iż adw. Beylin przypuszczał, że będzie musiał również bronić moralnych interesów p. Jezierskiej. Zresztą, ze złożonych na wstępie wyjaśnień podsądnego wynika, że nie ma potrzeby brania p. Jezierskiej w obronę przed mężem.

Dżentelmen.

Oskarżony przebywając w więzieniu, nie chciał żony widzieć i nie chciał od niej nic przyjmować. Zajmuje na rozprawie wobec niej stanowisko wysoce dżentelmeńskie.

Adw. Sobotkowski stawia wniosek przed odczytaniem aktu oskarżenia o zasądzenie tajności rozprawy na czas wyjaśnień oskarżonego oraz zeznań p. Różyckiego i p. Jezierskiej.

Sąd decyduje powziąć w tym względzie postanowienie bezpośrednio przed zeznaniami tych osób.

Referent sprawy sędzia Danielewicz przystępuje do odczytania aktu oskarżenia, gdzie znajduje się szczegółowy opis zajścia w dniu 24 stycznia rb.

P. Różycki miał niezwykłe szczęście, gdyż wola oskarżonego w kierunku pozbawienia go życia była zupełnie zdecydowana. Rewolwer, który funkcjonował był, jak orzekli eksperci, zupełnie sprawny, odmówił jednak posłuszeństwa mimo wysiłków ze strony p. Jezierskiego, aby doprowadzić go w krytycznym momencie do porządku.

Gdy p. Jezierski, przybywszy do garderoby p. Różyckiego, wyciągnął rewolwer, aktor schwycił go za ręce i za broń, co spowodowało odsunięcie lufy i zatamowanie normalnego funkcjonowania broni. W czasie szarpaniny p. Jezierski starał się wyrwać i przez zarepetowanie broni chciał usunąć defekt, ale i tym razem kula, stanąwszy w poprzek, uniemożliwiła strzał. Dzięki temu zdążyli nadbiec z pomocą maszyniści, którzy obezwładnili oskarżonego.

Tajemnice garsoniery.

Dane zawarte w akcie oskarżenia świadczą o tym, że p. Jezierski miał zupełnie dostateczne i wyraźne podstawy do zazdrości o swoja żonę, która, jak donosi akt oskarżenia, zainterpelowana przez męża, nie obiecywała zerwania z p. Różyckim i była następnie dwukrotnie w jego garsonierze przy ul. Górnoślą­skiej.

Uznając, że tylko śmierć aktora mo­że położyć kres drastycznej sytuacji, p. Jezierski postanowił dokonać zabójstwa, przygotowawszy się do tego bardzo sta­rannie i uplanowawszy wszystko w naj­drobniejszych szczegółach.

Przewodniczący zapytuje oskarżone­go. czy ten przyznaje się do usiłowania zabójstwa pod wpływem silnego wzru­szenia, wywołanego zazdrością o żonę.

– Nie mógłbym odpowiedzieć prostym tak, lub nie – odpowiada p. Jezier­ski.

– Uprzedzam oskarżonego, iż może nie udzielać na zadawane mu pytania od­powiedzi. Czy oskarżony chce złożyć wyjaśnienia? – pyta dalej przewodni­czący.

– Owszem, chcę złożyć wyjaśnie­nia i przedstawić sądowi całą genezę sprawy.

Przewodn.: – Jeżeli będzie chodziło o drastyczne momenty, proszę mnie uprzedzić, a wówczas zarządzę tajność rozprawy.

Uwiódł i zdemoralizował.

– Tak jest. Chciałem pozbawić p. Różyckiego życia, miałem ten zamiar, a istotę mojej winy oceni sąd. Dlaczego tak się stało? P. Różycki rozbił moje małżeństwo i moje życie. Nie było to je­dnak bezpośrednim powodem mojego zamiaru, gdyż mam w sobie za dużo wyrozumiałości, bym z tego jedynie powodu chciał usunąć p. Różyckiego. On je­dnak skorumpował moją żonę moralnie, uwiódł kobietę, od której był starszy o 25 lat, zdemoralizował jej duszę. Zała­mał w niej podwaliny moralne do głębi, nie liczył się z niczym w sposób obrażający jej godność i poniżający. Nie liczył się z miejscem, gdzie dokonywał swych praktyk, napełnił mój dom brudem. Za­stępowali mi drogą na ulicy ludzie, któ­rzy zapytywali, czy wiem o romansie prowadzonym przez moją żonę, zaznaczając, że szkoda tak młodej kobiety. Miałem cały szereg telefonów ze strony różnych osób, w tym były dwa głosy nie­wieście. Wytworzyła się wokół mnie brudna atmosfera.
Znam całą przeszłość p. Różyckiego, ale poruszać jej nie chcę. Nie mogłem traktować go jako człowieka godnego do traktowania sprawy na gruncie hono­rowym.
Jestem synem działacza niepodle­głościowego. Mam w pamięci jego zaj­ście z gubernatorem, spoliczkowanym za łapownictwo. Musiałem wyjechać za­granicę. Odbywałem studia w Szwajcarii. Wstąpiłem do armii Hallera i przyjechałem z nią do Polski.
Przebywając na froncie, byłem do­wódcą pociągu pancernego, walcząc, kierowany osobistą nienawiścią do bol­szewików. Wystarczy wspomnieć, że moja rodzona siostra – Dębicka zastrzeliła się, by nie paść ofiarą dziczy.
W wojsku zdarzył mi się wypadek w 4 dyonie art. konnej, którego opis ma sąd w aktach. Musiałem powiedzieć te­mu pułkownikowi to, co powiedziałem, chociaż groził mi sąd wojenny, musia­łem kierować się nakazem swego sumienia. Wypadek ten ma pewną analogię ze sprawą niniejszą.

Przewodniczący:

– Niech pan o tych rzeczach nie mówi i zbliża się do te­matu.

Aktor dramatyczny.

Michał Znicz, Roma Jezierska
„Światowid” 1934, nr 6

– Ten fakt jednak ma w sprawie niniejszej poważne znaczenie, gdyż zmienił moje nastawienie. Widziałem, że ci, co powracają z frontu mają miejsca za­jęte. Chciałem zobaczyć, jak będzie wy­glądać kwestia moralna, czekałem na kogoś, kto podejmie to zagadnienie, kto da literaturze, szczególnie w dramacie coś nowego. Te sztuki teatralne, które wystawiano podrywały moje pojęcia. Autorzy bowiem podchodzili do nich nie z zagadnieniami, lecz ze swoją umiejętnością. Zastanawiałem się nad tym i sam napisałem dramat.
W Toruniu spotkałem późniejszą mo­ją żonę, jednostkę głęboko wartościową o tęsknotach, zakrojonych w cudownych płaszczyznach.
Ożeniłem się na rok przed wypad­kiem. Żyliśmy w wielkiej nędzy.
Teraz chciałem mówić o zetknięciu się mojej żony z p. Różyckim i proszę o zarządzenie tajności rozprawy.

– Może jeszcze pan powie o tym poznaniu, kiedy i w jakich warunkach?

– Stwierdzam, że moja żona jest skończenie porządnym i uczciwym człowiekiem. Jeśli się załamała, to nie jest jej winą. W dalszym ciągu chciałem mówić o rzeczach, które będą jednak wymagały drzwi zamkniętych.

Sąd zdecydował zarządzić tajność rozprawy na czas wyjaśnień podsądnego. Publiczność została usunięta z sali.

Po otwarciu drzwi, p. Jezierski w dalszym ciągu składa wyjaśnienia w związku z samym faktem zajścia, opisu­jąc jego przebieg.

Jak dżentelmen zabija.

– Chciałem we własnych oczach najmniej uchodzić za mordercę. Początko­wo zamierzałem dokonać zabójstwa w mundurze wojskowym, jednakże następ­nie zdecydowałem nie brukać munduru i ubrać się po cywilnemu. Dałem garni­tur do odprasowania, wyprałem sobie koszulę, gimnastykowałem się, by zdo­być spokój. Znam się doskonale i wiem, że pobyt na froncie dał mi możność zachowywania się spokojnego w najpoważniejszych chwilach.

Oskarżony opowiada dalej o szcze­gółach wędrówki do teatru, pamiętając wszystko w najdrobniejszych szczegó­łach. Przypomina sobie, że zdjął kalosze w przedsionku, szukał żony w jej garderobie, a następnie w garderobie p, Różyckiego.

– Rewolwer wyjąłem za wcześnie – mówi – p. Różycki rzucił się na mnie. Jego charakteryzacja wzbudziła we mnie wstręt.

Przewodniczący:

– Czy pan osta­tecznie przyznaje się do winy?

– Ja uznaję sam czyn. Jak on się przedstawia z punktu widzenia winy, nie wiem.

Zeznania Jezierskiego trwały kilka godzin.

Wyrok zapadnie prawdopodobnie ju­tro.

 

Strzały do uwodziciela. Proces, który odsłania dramat dzisiejszej rodziny. Sprawca zamachu na aktora Różyckiego oskarża…

„Dzień Dobry”
6 maja 1934, nr 124

Zapowiadany przez nas proces por. rez. Norberta Jezierskiego, oskarżone­go o usiłowanie zabójstwa artysty dramatycznego Różyckiego rozpoczął się wczoraj w warszawskim sądzie okrę­gowym. Por. Jezierski, bohater pamiętnego zajścia za kulisami teatru Nowe­go, odpowiada z więzienia, skąd mimo starań rodziny nie chciał się uwolnić za kaucją.

Obawa wolności.

Mówił sędziemu śledczemu i proku­ratorowi, że obawia się by nie wypu­szczono go na wolność, „gdyż nie od­powiada za siebie, gotów jest bowiem dokonać zabójstwa, które mu się po­przednio nie udało”.

Natłoczona sala obserwuje z wyraź­na przychylnością osobę oskarżonego. Blada jego, zmizerowana i zarośnięta twarz budzi ogólne współczucie.

Gustaw Beylin, Antoni Różycki
domena publiczna / NAC

Jezierski zimnym wzrokiem mierzy siedzącego po przeciwnej stronie sali p. Różyckiego. Równie chłodno spogląda na żonę swą p. Jadwigę Jeziorską, otoczoną gronem przyjaciółek.

Rozprawa rozpoczęta się przed godz. 10-tą. Oskarżenie popiera prok. Marcinkowski, a w imieniu p. Różyckiego powództwo cywilne wnosi adwokat Boylin. Oskarżonego broni adw. Władys­ław Sobotkowski.

P. Jezierski na pytanie sadu oświad­cza. że jest oficerem emerytowanym, posiada krzyż Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Krzyż Niepodległości, miecze hallerowskie i odznakę powstań­ców śląskich.

O tajność zeznań.

Na wstępie rozprawy adw. Sobotkowski stawia wniosek o zarządzenie tajności przewodu na czas zeznań p. Różyckiego. p. Jezierskiej i wyjaśnień oskarżonego. Sąd decyduje powziąć postanowienie w tym względzie bezpo­średnio przed zeznaniami tych osób.

Akt oskarżenia.

Sędzia Danielewicz przystępuje do referowania aktu oskarżenia, w któ­rym mowa jest, że p. Jezierska została zaangażowana we wrześniu 1933 r. na występy w komedii Czwarty do brydża, że podczas prób odbywanych w teatrze Nowym, Różycki wywarł na niej silne wrażenie jako mężczyzna, że aktorka miała zachowywać się względem niego kokieteryjnie, że po skoń­czeniu jednej z prób, Różycki pocało­wał p. Jezierską, że ktoś podpatrzył to i doniósł oskarżonemu, że posypały się liczne telefony anonimowe, wobec cze­go Jezierski indagował żonę, uzysku­jąc odpowiedź, że chodzi o „zbliżenie chwilowe”, drobiazg mniejszej wagi.

Podstawa do zazdrości.

Dane zawarte w akcie oskarżenia, świadczą o tym, że p. Jezierski miał zupełnie dostateczne i wyraźne podstawy do zazdrości o swoja żonę, która, jak głosi akt oskarżenia, zainterpelowana przez męża, nie obiecywała zerwa­nia z p. Różyckim i była następnie dwukrotnie w jego garsonierze przy ul. Górnośląskiej.

Uznając, że tylko śmierć aktora mo­że położyć kres drastycznej sytuacji, p. Jezierski postanowił dokonać zabój­stwa, przygotowawszy się do tego bardzo starannie i uplanowawszy wszystko w najdrobniejszych szczegółach.

Przewodniczący zapytuje oskarżone­go, czy przyznaje się do usiłowania zabójstwa pod wpływem silnego wzru­szenia, wywołanego zazdrością o żonę.

– Nie mógłbym odpowiedzieć prostym tak lub nie – odpowiada p. Je­zierski.

Motywy czynu.

Tu rozpoczyna się długa, smutna o­powieść obwinionego, w której wyja­śnia motywy swego postępowała.

– Chciałem pozbawić p. Różyckiego życia, miałem ten zamiar, a istotę mo­jej winy oceni sąd. Dlaczego tak się stało? P. Różycki rozbił moje małżeń­stwo i moje życie. Nie było to jednak bezpośrednim powodem mojego zamia­ru, gdyż mam w sobie za dużo wyrozumiałości bym z tego jedynie powodu chciał usunąć p. Różyckiego. On jed­nak skorumpował moja żonę moralnie, uwiódł kobietę od której był starszy o 25 lat, zdemoralizował jej duszę. Zała­mał w niej podwaliny moralne do głębi nie liczył się z niczym w sposób obrażający jej godność i poniżający. Nie li­czył się z miejscem, gdzie dokonywał swych praktyk, napełnił mój dom brudem.

Za kulisami.

Oskarżony stwierdza, że Różycki nie był osobistością godną traktowania na gruncie honorowym. W tym stanie rzeczy zapragnął zabójstwem zapłacić za swa krzywdę.

Romans rozgrywał się za kulisami sztuki Czwarty do brydża, która zrodziła polemikę prasową. Prasa podno­siła niemoralność uwodzenia cudzych żon. To mnie podminowało, bo miałem świadomość, że właśnie za parawanem tej sztuki dzieją się rzeczy niemoralne. To jest ta przyczyna, dla której zde­cydowałem się zlikwidować życie p. Różyckiego.

P. Jezierski mówił następnie o swej młodości i studiach za granicą, zazna­czając, że jest synem działacza niepo­dległościowego. We Francji wstąpił do armii Hallera i wraz z nią przybył do kraju, walcząc na froncie bolszewic­kim. Podczas służby w 4-tym dywizjo­nie artylerii miał jakieś zajście z puł­kownikiem, za które powinien stanąć przed sadem wojennym. Sprawa jednak została zlikwidowana w inny spo­sób.

Żona – niewinna.

Poznawszy się w Toruniu ze swa przyszła żoną, jednostką – jak mówi głęboko wartościową i wysoce utalen­towaną, postanowił zostać autorem dramatycznym i przy pomocy żony, jako aktorki, wypowiedzieć na scenie nowe rzeczy.

Żyli w najgorszych warunkach, nie­mal w nędzy. P. Jezierska znosiła ten tryb życia po bohatersku. Była na wskroś uczciwym człowiekiem, jej za­łamanie późniejsze nie było jej winą.

Przy drzwiach zamkniętych.

Wejście do Nowego.
„Tajny Detektyw” 1934, nr 6

Na prośbę oskarżonego sad zarządził tajność rozprawy na czas zeznań, do­tyczących Różyckiego, po czym p. Je­zierski przystąpił do wyjaśnień odno­śnie przebiegu samego zajścia w tea­trze Nowym.

– Powziąłem zamiar zupełnie stanow­czy zabicia Różyckiego – jednak nie uważałbym siebie w tym wypadku za mordercę. Ta myśl, że będę morderca, nawet jeżeli go zabiję, była mi zupeł­nie obca.

Opowiedziawszy z najdrobniejszymi szczegółami o przygotowaniach do za­mierzonego zabójstwa, przy czym – jak mówi – czynił wszystko by utrzymać się w równowadze nerwów, oskarżony opisuje w szczegółach przebieg zajścia i na pytanie przewodniczącego czy przyznaje się do winy odpowiada:

Rozgrzeszony.

– Ja uznaje sam czyn. Jak on się przedstawia z punktu widzenia winy, nie wiem. Byłem dwukrotnie u spowiedzi. Ksiądz, u którego byłem przed wypadkiem, mówił mi, że moim obowiąz­kiem jest bronić żony do upadłego, bronić nawet na swoje zatracenie. Drugi raz byłem u spowiedzi w więzieniu. Mówiłem księdzu, że żalu nie czuję. Będąc głęboko wierzącym chrześcijaninem, rozumiem, że powinienem w so­bie ten żal znaleźć, a jednak go w sobie nie mam. Ksiądz dał mi jednak roz­grzeszenie.

– Czy uderzając poszkodowanego nożyczkami, działał pan również w chęci zabójstwa?

– Nie. Czułem na rękach charakte­ryzacje i coś śliskiego, to był odruch wstrętu, który wyraził się przez chwycenie nożyczek.

W ogniu pytań.

Prok. Marcinkowski przystępuje do zadawania oskarżonemu szeregu py­tań, dotyczących snać tej części wyja­śnień p. Jezierskiego, które odbywały się przy drzwiach zamkniętych.

– Dlaczego wzburzył pana fakt, iż żona pożyczyła od p. Różyckiego 10 zł i kiedy się pan o tym dowiedział?

– Dowiedziałem się gdy żona pie­niądze te oddała.

– Wiec nie rozumiem zupełnie co w tym było oburzającego?

– Po powiedzeniu mojej żony, która mi oświadczyła, że nie zamieni mnie na Różyckiego, pożyczenie od niego 10 zł wydało mi się czymś oburzającym – oświadcza oskarżony.

Rzecznik powództwa cywilnego, wnoszonego przez p. Różyckiego symboli­cznej złotówki strat moralnych, adwo­kat Gustaw Beylin zapytuje czemu to oskarżony chciał ratować żonę swoją przed zatraceniem nie znając bliżej p. Różyckiego? Skąd wzięła się owa ujemna opinia o aktorze, czy tylko ze słów żony?

– On ją deprawował, zaciągnął do garsoniery – mówi p. Jezierski przez zaciśnięte zęby.

– A skąd pan wie, czy nie było od­wrotnie?

Oskarżony milczy.

– Czy oskarżony wie, że początko­wo p. Różycki nie zwracał uwagi na jego żonę?

I tym razem milczenie.

Sędzia Danielewicz:

– Więc uważał pan, że zabijając Różyckiego uratuje pan żonę?

– Uważałem, że wymierzam karę, na jaką on zasługuje.

Adw. Beylin:

– Jaki jest pański obec­ny stosunek do p. Różyckiego?

– Obojętny.

–  Co wpłynęło na to, że dziś jest obojętny, co się zmieniło?

–  Wierze, że ona teraz dźwignie się moralnie. Spełniłem swój obowiązek. Ta sprawa jest teraz poza orbitą mojej rzeczywistości moralnej. Ja czynu swe go nie żałuję.

Przewodniczący prezes Duda po części zeznań oskarżonego, złożonych przy drzwiach zamkniętych, zarządza badanie świadków.

Zeznanie żony – tajne.

Woźny sadowy wprowadza na salę p. Jadwigę Romanę Jezierską.

Przewodniczący uprzedza p. Jezier­ska, iż jako żona oskarżonego może uchylić się od zeznań.

– Nie. Ja chce zeznawać, ale mam prośbę: nie mogę zeznawać publicznie, nie może być nikt, nikt absolutnie, pro­szę by nie było prasy – brzmi odpo­wiedź.

Wobec tego przewodniczący zarządza tajność rozprawy i zeznania p. Jezierskiej toczą się przy drzwiach zam­kniętych.

„Ten trzeci”.

Kazimierz Junosza-Stępowski, Antoni Różycki (po prawej)
Dzień wielkiej przygody (1935)
nieokreślone / zasoby FINA

Gdy następnie wznowiono jawną rozprawę sąd przesłuchuje p. Różyckiego, który mówi:

– Nie zwracałem początkowo na kol. Jezierską uwagi tak, jak w ogóle nie zwracam uwagi na inne koleżanki. Jednak wzbudziła ona zainteresowanie swoimi powiedzeniami. Pytam ją np. czemu koleżanka chodzi po scenie w czasie prób w śniegowcach, przecież później będzie pewna różnica w samo­poczuciu przy przedstawieniach. Odpo­wiedziała mi: „Mam takie cienkie nogi w kostkach, że boje się, by mi się nie złamały”. Odpowiedziałem jej wtedy: „Mówi pani jak przygłup”.

Źle się charakteryzowała, więc zwracałem uwagę, udzielałem rad – słowem miły nastrój. Znalazła, że jestem jakiś inny, że mam swój właściwy po­gląd na sztukę, nie wiem zresztą co takiego we mnie znalazła. Pytała: „Jak pan wygląda poza teatrem?”. Odpowie­działem: „Nic łatwiejszego, bez narażania się na obmowy, niech mnie pani odwiedzi, a zobaczy pani, jak poza teat­rem wyglądam”.

,,Nic nie było między nami”.

– Poza pocałunkami koleżeńskimi, które powtórzyły się parę razy, nic między nami nie było. O tych przy­czynach udręki p. Jezierskiego, o rzekomym nadużywaniu p. Jezierskiej po­jęcia nie miałem.

– Między państwem nic nie było?

– Kol. Jezierska zainteresowała się tylko moim intelektem, moimi pogląda­mi na temat sztuki, na świat i życie.

Obrońca:

– Czy pan widział wymierzony do siebie rewolwer i czy oskar­żony usiłował strzelić?

– Tak, oczekiwałem na kulę.

Z kolei przed sadem staje p. Michał Znicz, który był bezpośrednim świad­kiem zajścia.

Adw. Beylin zapytuje, czy między aktorami jest rzeczą zwyczajna dow­cipkowanie, dokuczanie i „całowanie” się tu i owdzie. P. Znicz stwierdza, że jest to rzecz na porządku dziennym.

P. Jezierski:

– Czy mówił pan po moim aresztowaniu do komisarza po­licji: „Różycki nareszcie trafił na swo­jego, który pokaże jak się żony uwo­dzi”?

– Tego nigdy nie mówiłem.

Dalej przesuwa się przed sądem cały szereg świadków spośród personelu teatralnego, którzy brali udział w obezwładnieniu p. Jezierskiego, a następnie świadkowie powołani przez obronę.

Świadkowie obrony.

Świadek de Valdeu, por. marynarki, powiada, jak oskarżony zwierzał mu się ze swoich trosk.

Zapytany o charakterystykę p. Je­zierskiego p. de Valden określa go ja­ko Don Kichota. P. Jezierski intereso­wał się wszystkim, nie było dziedzi­ny, która by go nie ciekawiła. Był egzaltowany. Do małżeństwa musiał wnieść wiele entuzjazmu.

Inny świadek obrony, również przy­jaciel oskarżonego p. Szukiewicz opo­wiadał o zwierzeniach podsądnego. P. Jezierski mówił, że małżeństwo jego jest rozbite, że żona zdradza go z Różyckim. Uważał Różyckiego za „fa­chowca” w dziedzinie uwodzenia ko­biet. Osoba Różyckiego zabarwiała ca­ły stosunek na ton cyniczny. To wła­śnie decydowało.

Ciekawy szczegół wniósł wreszcie świadek Beker, woźny teatralny. Sły­szał on, jak p. Jezierski w czasie zaj­ścia pytał p. Różyckiego czy ten się ożeni, na co p. Różycki odpowiedział twierdząco. Wówczas oskarżony wy­ciągnął rękę i powiedział:

– Ja pana w takim razie bardzo przepraszam.

Po zeznaniach świadków sąd wyznaczył przerwę do poniedziałku.

 

Papierowe lilie pani Jezierskiej. Mąż skazany na 4 lata więzienia

„Nowiny Codzienne”
8 maja 1934, nr 125

Antoni Różycki, AA
Czego pragną kobiety (1937)
nieokreślone / zasoby FINA

Wczoraj po całodziennej rozprawie sądowej porucznika emeryto­wanego, Norberta Jezierskiego, zapadł wyrok skazujący. Wyrok ten wypadł niezwykle surowo i stał się niespodzianką zarówno dla licznie zgromadzonej publicz­ności, jak i prawników, wypowia­dających przypuszczenie, że wy­miar kary będzie łagodny.

Sąd w osobach wiceprezesa Du­dy oraz sędziów Popowskiego i Danielewicza wymierzył Jezierskiemu cztery lata więzienia, jako karę za usiłowanie zabójstwa pod wpływem silnego wzburzenia. Sąd uznał, że Jezierski działał z zazdrości o żonę, lecz pretensje jego były nieuzasadnione. Mimo afektu, wykazywał opanowanie i planowano przygotował się do po­pełnienia zbrodni.

Kara, zdaniem sądu, została zastosowana w średnim wymiarze. Okolicznością obciążającą było nieokazanie żadnej skruchy i do­wodzenie, że podsądny w sumie­niu swym jest czysty. Za okolicz­ność łagodzącą poczytano nieska­zitelną przeszłość oraz zasługi bojowe Jezierskiego.

Słowa wyroku wywarły kolosal­ne wrażenie. Po wyroku, żona Je­zierskiego wybuchła płaczem, zbliżając się doń na pożegnanie. Skazany został odwieziony z powrotem do więzienia, gdzie przebywał od aresztowania.

*

W zapełnionej po brzegi sali sądo­wej, wygłosił wczoraj rano przemó­wienie oskarżycielskie, w procesie o zajście w garderobie teatru Nowego, prokurator Marcinkowski. Wśród publiczności zauważono aktorki: Olę Leszczyńską, Jadwigę Smosarską, Skalską, Popielską.

Brak skruchy.

– Są fragmenty życia ludzkiego – mówił prokurator – które należy osłaniać tajemnicą. Jako rzecznik in­teresów zbiorowości muszę oświad­czyć, że jest mi ogromnie przykro, iż będę musiał poruszyć sprawy, które w normalnym toku życia winny po­zostać niewidzialne dla innych. Zainteresowani mogą więc mnie spytać: „Co ci do tego?” Myślałem, że oskarżony przyzna się do winy ze skruchą, jak człowiek złamany. Mniemałem, że wyzna nam, iż czyn swój popełnił wskutek posądzenia żony o wiarołomstwo i teraz żałuje.

Tymczasem Jezierski przytoczył moralne pobudki działania, opiekę nad żoną, już wówczas niekochaną i mówił o pobudkach społecznych.

Chciał wymierzyć Różyckiemu karę pozbawienia życia, uważając ją za właściwą dla uwodziciela. Nie wyraził żadnej skruchy, co ma oznaczać, że musiał zrobić dobrze. Dla podtrzymania moralnego swego stanowiska, złożył oświadczenie o charakterze ponurym, wspomniał o roz­grzeszeniu na spowiedzi, choć skruchy nic okazał. On oszukiwał Boga, bo porwał się do czynu na podstawie przykazania „Nie pożądaj żony bliź­niego swegoi lekko przeszedł nad przykazaniem „Nie zabijaj”.

Luka w kodeksie.

Czyż to nie wygląda groźnie, że według Jezierskiego nie ma kary w kodeksie na uwodziciela, a przez to powstaje luka w ustawodawstwie, którą oskarżony chce wypełnić? Istotnie, nieznane nam są dziś średniowieczne pasy cnoty, w które rycer­stwo zakuwało swe żony przed uda­niem się na wyprawę wojenną, znik­nęło zamykanie niewiernych żon do klasztoru, posypywanie mąką uwo­dzicieli i wystawianie ich pod prę­gierz. I choć pominięto w nowym kodeksie dawny przepis artykułu 418, mówiącego o prywatnej skardze o wiarołomstwo, to współczesna myśl państwowa stara się zastąpić pal, tortury, ćwiartowanie i więzienie trwalszymi podwalinami umocnienia wier­ności małżeńskiej.

Bez pasów cnoty.

Antoni Różycki na tle afisza Nowego.
„Tajny Detektyw” 1934, nr 6

Najbardziej radykalni wyznaw­cy reformy seksualnej nie zaprzecza ją, że małżeństwo jest potrzebne dla społeczeństwa. Dziś myśli się, że nie pomogą żadne pasy cnoty, presją nic się nie zrobi, jeżeli małżeństwa będą niedobrane. Gdy Jezierski poznał swą obecną żonę, była to dziewczyna młoda, którą pociągnęło nazwisko, ułożenie, inteligencja, jego bujna wyobraźnia.

On wiedział także, kogo bierze, że jest to osoba z teatru, ze środo­wiska, które może nie stało na ta­kim poziomic etycznym, jakiego so­bie życzył. Powinien jednak przewi­dzieć wszystkie ewentualności i na­stępstwa swego kroku, bo każdy człowiek jest kowalem swego szczę­ścia. Nie powinien zapominać o nie­bezpieczeństwie, że pozostawiając żonę w środowisku hedonistycznym, nie może być zaskoczony dalszym biegom wypadków. Powinien wiedzieć, że nie tylko kwiaty będą usłane na drodze jego małżeństwa.

Niedobrani.

Z zeznań p. Jezierskiej wyni­ka, że małżeństwo ich nie wytrzy­mało próby, że ci ludzie nie odpo­wiadali sobie fizycznie, a to nie jest kwestia drugorzędna, bo minęły cza­sy, gdy ciało ustępowało przed du­chem. Dziś ono upomina się o swe prawa. Ciało bez duszy jest tylko połową człowieka, jak i dusza bez ciała nie jest pełnym człowiekiem.

W tym małżeństwie, choć była spójnia duchowa, brak było zainteresowania fizycznego, seksualnego. Czyż tego nie rozumiał Jezierski? Pani Jezierska imponowała szczero­ścią w sądzie, gdy bez żadnych nie­domówień, bez przemilczeń, szcze­rze powiedziała wszystko tak, jak było.

Korona romansu.

Trzeba wierzyć jej, że nie do­szło między nią, a p. Różyckim do tego, co się nazywa koroną roman­su i wystarczy przyznanie, że cho­dziło o czysto zmysłowy stosunek, że pchał ją zew krwi.

Oskarżony miał prawo przypu­szczać, że flirt stał się głębszy. Oskarżony na pierwszy plan wysuwa deprawację żony, czego ja nie widzę, gdyż p. Jezierska pozostaje na­dal pod wpływem męża. Może sytua­cja jego była w tych warunkach ciężka, gdy dominował tylko duchem, ale p. Różycki zachowywał się jak uwodziciel?

Do Różyckiego pchały ją tylko zmysły, ale czyż nie pozostała nadal szczera wobec męża? Wprawdzie nie powiedziała mu o pierwszych poca­łunkach, ale przypuszczała, że na tym się skończy. Później, gdy zainterpelował ją, bez żadnego upra­szczania sobie sytuacji, jak to robią inne kobiety, oświadcza mężowi wprost o swych pragnieniach.

Zabrakło cementu.

– Zachowanie się p. Jezierskiej wobec męża, po odsunięciu między nimi kwestii fizycznej, wygląda na uczciwe. Nie każde fizyczne uzupełnienie zasługuje na potępienie, jeżeli przy tym zachowana jest szczerość. Jezierscy zaś do formułki małżeń­stwa nie przywiązywali zbytniego znaczenia, zwłaszcza, że nic mieli dzieci, a więc zabrakło cementu, sta­nowiącego spójnię w małżeństwie i, że p. Jezierska przebywała w atmo­sferze teatralnej, wywołującej ner­wowe podniecenia.

Trudno ją potępić, trudno powiedzieć, czy była moralna, etyczna, czy nie. Nie będzie to etyka katolicka, ale filozof Weininger na pewno by ją rozgrzeszył. W tych warun­kach zupełnie jest obojętne, czy Ró­życki chciał p. Jezierską uwieść, bo uwodzenie tu było niepotrzebne. Ona sama czuła zainteresowanie fizyczne i trudno dopatrzeć się w postępowaniu p. Różyckiego właściwości uwo­dzicielskich. Zresztą padło pod jego, adresem tyle inwektyw, nazywano go nawet szkodnikiem społecznym, co w świetle przewodu sądowego, nic jest słuszne. Skoro zatem motyw uwiedzenia odpada, to czy oskarżo­ny miał obowiązek odsuwać Różyc­kiego od swej żony, przez zabijanie go?

Mowa o rozwodzie.

– Kiedy wysunięto koncepcje roz­wodu, Jezierski, zamiast postawić sprawę wyraźnie i powiedzieć, że nie zgadza się na żadne szukanie przez żonę dopełnień fizycznych, trwa na­dal w nierozwikłanej sytuacji. Cze­mu nie zwrócił się do Różyckiego, by rozmówić się, a wysnuł sobie o nim sąd na ślepo?

Wszystko zatem, co robił, jest wy­daniem wyroku na człowieka, które­go nie znał i, nie przesłuchawszy ob­winionego, postanowił odebrać mu życie. Uplanował dokonanie zabójstwa na zimno, pod wpływem zadra­śniętej ambicji. Tylko łaskawy dla Różyckiego los sprawił, że obeszło się bez wyniku śmiertelnego.

Kończąc przemówienie, oskarżyciel wnosi o zastosowanie surowej, faktycznej represji karnej, bo tylko ona może położyć kres psychozie społecznej, iż winno się likwidować konflikty uczuciowo z bronią w rę­ku. Oskarżony nie okazał żadnej skruchy i nawet 4-miesięcizny pobyt w areszcie nie wpłynął na zmianę jego nastawienia.

Dwa pocałunki.

Jadwiga Andrzejewska, Antoni Różycki
Dziewczęta z Nowolipek (1937)
domena publiczna / zasoby FINA

Następnie przemawiał rzecznik interesów p. Różyckiego, adw. Beylin.
– Jezierski godził na życie Ró­życkiego. Czy ten rzeczywiście uczy­nił mu tuk straszliwą krzywdę, że Jeziorski musiał uciec się do czynu, zwanego w języku ludzkim – zbrod­nią, a w języku boskim – grzechem śmiertelnym? Różycki postępował z p. Jezierską, jak dżentelmen. Mógł ją zdobyć, gdyż mąż nie zadowalał jej potrzeb fizycznych, a jednak nie skorzystał ze sposobności.

Jezierska mówi prawdę i, choć wypada to dlań niekorzystnie, przy­znaje się tylko do dwóch pocałunków. Trzeba wiec jej wierzyć, że nic po­ważniejszego nic było. Jeżeli ktoś na ulicy lub przez telefon powiedział Jeziorskiemu, że jego żona ma ro­manse, to takim podłym ulicznym anonimom mógł uwierzyć tylko głu­piec. Pomiędzy Różyckim a Jezier­ską nie było nawet flirtu. Była tyl­ko przyjaźń z odrobinę zakochania, z domieszką młodości, wdzięku i na­iwności.

Kokietka.

– Przecież nie Różycki zwrócił uwagę na Jezierską, lecz było prze­ciwnie. Przyznała ona, że pierwsza zaczęła kokietować żartobliwie Ró­życkiego, który zaciekawił ją swą obojętnością. Później traktował ją jako młodą, niedoświadczoną kole­żanką, z którą można sobie żartować. Przed świętami, podczas ży­czeń składanych koleżankom, poca­łował ją w policzek i to była cała zbrodnia, jakiej dopuścił się wobec Jezierskiej. Jej się zdawało, że ko­chała się w nim.

Gdyby oskarżony znał swoją żonę, wiedziałby, jak z nią postąpić i do tego, co się stało, nigdy by nie doszło. Jezierski nie był odpowiedni na męża dla aktorki. Był przede wszystkim intelektualistą i nie umiał w prosty, a zrozumiały sposób przemawiać do serca swej żony. Nic dziwnego, że Różycki, operując pro­stotą, podobał się aktorce. Ona sa­ma lgnęła do Różyckiego, bo nie kar­mił jej literaturą, mówiąc w rodza­ju „głupia jesteś, moja malutka”, Różycki mógł zdobyć tę kobietę, a jednak nie uległ pokusie. I Jezier­ski, idąc uzbrojony w rewolwer z po­stanowieniem zabicia rywala, szedł po satysfakcję za krzywdę urojoną.

Mowa obrońcy.

Ostatni przemawiał obrońca Je­zierskiego, adw. Władysław Sobotkowski.

– Pan powód cywilny twierdzi, że Różyckiemu należy się podziękowanie za to, że p. Jezierska nie pełniła wiarołomstwa. Ten 50-letni mężczyzna wprowadza młodą kobie­tę do garsoniery, a pan prokurator później rozgrzesza ją (ale nie garso­nierę). Ja zaś jej nie rozgrzeszam. Powstaje pytanie, czy Różycki miał prawo stać na straży moralności cu­dzej żony. Prokurator mówi, że nie. A ja powiem, że miał nie tylko pra­wo i obowiązek, jako artysta, gło­szący morały społeczeństwu ze sceny. Byłem wstrząśnięty, gdy pro­kurator nie potępił tego brudu w tej sprawie. Każdy z nas powinien to zrobić, jako członek społeczeń­stwa.
Powiedziano, że Jezierski jest człowiekiem uczciwym, ale nie zadano sobie trudu, by dopytać się, dlaczego uczciwy człowiek staje się zbrodniarzem. Podobno za kulisami teatru wszystko jest dopuszczalne. Uwiedzenie cudzej żony tłumaczy się żartobliwie i pięknie.

Uwiedzenie w praktyce.

A jak w praktyce wyglądał ten niewinny flircik? Jeżeli człowiek, mający lat 50, używa wszystkich swych sztuczek dla sprowadzenia cudzej żony do prywatnego mieszka­nia, przekreśla te wszelkie względy na jakie by zasługiwał. Staje w obro­nie czystości życia małżeńskiego, jak w obronie tej czystości wystąpił Jezierski.

Przeszedł on wiele w życiu. Jako młodzieniec uciekł z majątku rodziców na Ukrainie, aby służyć sprawie polskiej na polach Francji. Długoletnie trudy wojenne i prze­życia nie pozostały bez wpływu na jego psychikę. Po powrocie do kraju i po zakończeniu wojny bolsze­wickiej, Jezierski jest człowiekiem przez życic zmęczonym, nic można więc go traktować, jako człowieka o normalnie zdrowych ner­wach. Nic też dziwnego, że na wia­domość o zdradzie żony, nie panuje nad sobą i postanawia usunąć Różyckiego.

Sny p. Jezierskiej.

– Gdyby naprawdę tak było, jak mówi prokurator, że każdy człowiek jest kowalem własnego szczęścia to szczęście byłoby powszechne. Bo ludzie wybieraliby sobie żony najlepsze i drzwi do sądów konsystorskich byłyby zamknięte. Oskarżyciel mówi, że p. Jezierska nie miała szczęścia seksualnego. Skąd to wziął? Ja nie jestem lekarzem i nie znam możliwo­ści oskarżonego, to też powołam się na zeznania p. Jezierskiej, gdy mó­wi, że wymarzyła sobie we snach najpiękniejszych osobę oskarżone­go.
O pani Jezierskiej nic złego powiedzieć nie można. Wiemy tylko, że jest niewyrobiona życiowo i zmy­słowa. Nie wiedziała, co począć, Myślała, że może Różycki góruje inte­lektem? Postępuje więc nieładnie, brzydko, ale nie ma siły oprzeć się urokowi amantów scenicznych.

Ostatnie słowo.

Jezierski w ostatnim słowie, gło­sem silnie wzruszony oświadczył:

– Pan Różycki tłumaczy postę­powanie swoją nowoczesnością, po­stępem i duchem czasu. Ja jednak muszę przeciwko temu zaprotesto­wać. Nic proszę sąd o litość, ale apeluję do sumienia. Wasze sumienie niech będzie sumieniem Ojczyzny.

Gdy sąd udał się na naradę, p. Je­zierska urządziła w sali demonstra­cję. Zbliżywszy się do ławy powoda cywilnego wręczyła adw. Beylinowi, który występował w imieniu p. Różyckiego, bukiet białych lilii.

Były to jednak kwiaty papierowe.

 


Norbert Andrzej Lewald-Jezierski (ok. 1940)
listakrzystka.pl

Autor bloga „Tajny Detektyw!” dotarł do dalszych losów Jezierskiego:
„Natrafiłem na biogram na por. rezerwy Norberta Lewald-Jezierskiego, pochodzącego z starej rodziny szlacheckiej herbu Rogala (wywodzącej się z Bibersteinów, a gospodarującej na Pomorzu, Litwie, Ukrainie), który urodził się 16 września 1896 roku (wiemy, że Jezierski miał w czasie zajścia 37 lat) i faktycznie miał Virtuti za wojnę 1920 roku, wszystko zatem wskazuje, że chodzi o tę samą osobę. We wrześniu 1939 roku w Brześciu dołączył do 3 Baterii Motorowej Artylerii Przeciwlotniczej i wraz z nią walczył w kampanii wrześniowej, po czym przedostał się jakoś do Anglii i walczył w Dywizjonie 300 jako kapitan-obserwator. Zginął 4 maja 1942 roku pod Hamburgiem, kiedy jego bombowiec został zestrzelony nad morzem, leży na amerykańskim cmentarzu wojennym w Soltau-Becklingen” (źródło: „Tajny Detektyw!”).

Roma Jezierska po skandalu powróciła do panieńskiego nazwiska i już jako Roma Pawłowska od stycznia 1935 roku grała w teatrze Nowym w Kaliszu. Występowała również gościnnie w teatrze Polskim w Poznaniu. W 1940 występowała w jawnym teatrze Komedia w Warszawie, a od 1941 roku pracowała jako kelnerka w kawiarni U Aktorek. Została aresztowana w 1942 roku i była więziona na Pawiaku. Natomiast od marca 1943 roku znajdowała się w obozie na Majdanku, potem w Buchenwaldzie i jako robotnica w fabryce amunicji w Hasag koło Lipska. Po wyzwoleniu należała w 1945 do zespołu teatru Ludowego im. Bogusławskiego w Lingen. Do Polski już nie wróciła. Zmarła w 1976 roku w Londynie. 
Więcej o Romie Jezierskiej można przeczytać na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.

Antoni Różycki kontynuował swoją karierę sceniczną i filmową. Podczas wojny nie grał w tatrach jawnych, był kelnerem w warszawskich artystycznych kawiarniach, m.in. U Aktorek. Po II wojnie światowej grał w Teatrze Polskim. Zmarł w Warszawie 5 lutego 1967 roku. Został pochowany na Starych Powązkach (kwatera 24-II-11).

 

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments