Aktorzy w anegdocie

Stanisława Wysocka, będąc na generalnej próbie jakiejś sztuki, zachwyciła się charakteryzacją jednego z aktorów, który grając marynarza, paradował w samych tylko portkach.
– Wspaniale – mówiła Wysocka – robi to wrażenie autentyku. Cały obrośnięty!
Siedzący obok reżyser roześmiał się.
– Stasiu – powiedział – on jest w życiu taki kudłaty.
– Fe, to obrzydliwe – skrzywiła się Wysocka. – Jak można coś takiego pokazywać na scenie.

* * * * * *

Franciszek Brodniewicz, popularny amant międzywojennego filmu, spędzał kiedyś wieczór w towarzystwie kolegów w znanej warszawskiej restauracji.
– Obserwuję panów od dłuższego czasu – powiedział jakiś jegomość zbliżywszy się do ich stolika. – Wiem, ile karafek wódki panom tu podano, proszę więcej nie pić – zakończył stanowczym tonem.
Brodniewicz uśmiechnął się.
– A to dlaczego? – spytał.
– Przecież jutro musi pan wcześnie wstać – odrzekł jegomość.
Sytuacja zaczynała być zabawna.
– Właśnie jutro mogę spać dłużej – powiedział Brodniewicz – proszę się o mnie nie troszczyć.
Przybysz zaczął się niecierpliwić.
– Jak to – wykrzyknął – niestety muszę się o pana troszczyć, jutro bowiem, a raczej dziś – poprawił się spojrzawszy na zegarek – ma pan operować moją żonę!
Ogólny śmiech skwitował przerażenie owego człowieka.
Okazało się, że Brodniewicz był łudząco podobny do znanego warszawskiego chirurga.

* * * * * *

Mieczysław Cybulski ma pieska. Maluśkiego. Nie rozstaje się z nim nigdy. Wziął go do wagonu, jadąc na zdjęcia w Łowickie. Ulokował w małym koszyczku na półce. Sam usiadł po przeciwnej stronie. Siedzącemu pod koszyczkiem pasażerowi nagle coś kapnęło na rękę.  Zapytał:
– Wino?
– Nie. Pies.

* * * * * *

Artysta Teatru Narodowego i gwiazdor filmowy Bogusław Samborski zdawał egzamin szoferski.
Artysta przestudiował technikę prowadzenia samochodu, zaznajomił się z konstrukcją wozu, natomiast „obkuwanie” przepisów policyjnych wydało mu się trochę nudne…
– Po czym pozna pan auto policyjne? – zapytał egzaminator.
– Ja już poznam – zapewnia aktor.
– A z jaką szybkością wolno jechać mostem Kierbedzia?
Kandydat zaczyna się bawić w „zgadywanego”…
– Mistrzu kochany – mówi egzaminator – pan wybaczy, ale tu nie ma suflera…

* * * * * *

Podobno krąży o mnie następująca anegdota: nasi archeolodzy odkupili mumię sprzed kilku tysięcy lat, na której hieroglifowy napis głosił, że w kilka godzin po odkopaniu mumia ożyje… Archeolodzy oczyścili szacowny zabytek i pełni ekscytacji poczęli się weń wpatrywać. I rzeczywiście: po dwóch godzinach mumia zaczęła mrugać oczyma, otworzyła usta i zapytała: „Czy Fogg wciąż jeszcze śpiewa?”, po czym się rozsypała.

* * * * * *

Feliks Żukowski znany był z tego, że wszystko wiedział. I tak, aktorkę grającą Hiszpankę pouczał jak się mówi „carramba”, mimo że nie znał hiszpańskiego, koledze grającego w Igraszkach z diabłem tłumaczył, jak się gra młodego („Panie, co pan, nie wiesz jak się zachowuje młody diabeł!?”), a jak starego diabła. Pisano, że instruował brukarzy, jak się układa kostkę, murarzy jak się muruje, a kiedy zespół teatru wracał z występów w Jugosławii, tłumaczył pilotowi, jak się prowadzi samolot. Gdy trwały próby sceny umierania do jednego ze spektakli też nie wytrzymał: „No przecież tak się nie umiera! Ja wam pokażę, jak się umiera. Bo ja już umierałem”.

* * * * * *

Jedna z amantek przedwojennego i powojennego filmu i teatru, zasypywana przez wielbicieli listami, wciąż jeszcze bardzo piękna Irena Malkiewicz, powiedziała kiedyś z żalem:
– Teraz znajduję w skrzynce do listów niemal same rachunki.

* * * * * *

Podczas okupacji gestapo aresztowało Irenę Malkiewicz i Lidię Wysocką. Obie popularne, młode, piękne aktorki znalazły się na Pawiaku. Kiedy rano, następnego dnia, wyprowadzono je na pierwszy spacer na więzienne podwórze, Lidia, spojrzawszy na koleżankę, niepewnie powiedziała:
– Irena, to moje piórko na kapeluszu… chyba je zdejmę?

* * * * * *

Aleksander Zelwerowicz w jakiejś sztuce wchodził na scenę z kwiatkiem w ręce, zatrzymywał się, wąchał kwiatek i mówił szeptem do publiczności: „Właśnie wracam od narzeczonej”.
Pewnego dnia zapomniał kwiatka. Stanął na scenie, powąchał swoje palce i wygłosił ten sam tekst.

* * * * * *

Do znakomitego komika Stanisława Łapińskiego zadzwonił Franciszek Dominiak. 
– Przyjdź natychmiast do Teatru Letniego – powiedział – sprawa bardzo pilna.
Kiedy Łapiński zjawił się w teatrze, Dominiak z tajemniczą miną wprowadził kolegę na widownie. Grano właśnie jakąś farsę, w której Józef Orwid święcił triumfy. 
– Spójrz – szepnął Dominiak, wskazując dłonią Orwida, – tak powinien grać komik!

 


Zdjęcie wprowadzające: archiwum Adolfa Dymszy / zasoby FINA. Na zdjęciu widoczni m.in.: Jerzy Pichelski, Mieczysława Ćwiklińska, Adolf Dymsza, Elżbieta Barszczewska, Stanisława Wysocka, Irena Eichlerówna, Nora Ney, Karolina Lubieńska, Maria Bogda, Maria Hirszbein, Kazimierz Krukowski, Mieczysław Krawicz, Adam Brodzisz, Baśka Orwid, Michał  Waszyński, Józef Węgrzyn, Witold Zacharewicz, Jadwiga Smosarska, Helena Grossówna.

Like
2
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments